Katarzyna Burzyńska-Sychowicz, „Wprost”: Mówi pan, że aktorstwo to zawód, który mocno orze psychikę. Panu przeorał?
Mirosław Baka: Jeśli porównać zawód aktora np. do muzyka, to chyba nawet zupełny laik zgodzi się z tym, że nie ma takiego instrumentu, który by po jakimś czasie trochę się nie zużył, który nie byłby sfatygowany ciągłym graniem. A przecież instrumentem nas, aktorów, jesteśmy my sami: nasza fizyczność i psychika.
Oczywiście z biegiem lat człowiek buduje w sobie mechanizmy obronne, nabiera tej dobrze rozumianej zawodowej rutyny, dzięki której potrafi te mechanizmy szybciej i skuteczniej uruchamiać, strzec swojego najgłębszego wnętrza przed poniewierką, która zawsze towarzyszy konstruowaniu roli.
Bo to nie jest tak, że nauczysz się tekstu i wychodzisz na scenę – jak czasem aktorstwo rozumieją ludzie. To jest wyczerpujące zajęcie, polegające na odnajdowaniu w sobie najgłębiej pochowanych pokładów uczuć, emocji albo budzeniu w sobie nowych, dotąd nie zaznanych. Wysiłek, jaki aktor musi włożyć w to, żeby za każdym powtórzeniem – czy to w teatrze, czy w kolejnych ujęciach w filmie – to, co gra było wiarygodne i świeże, jest olbrzymi.
Aktorstwo nie odbywa się bez sponiewierania psychiki, bo nie może być powierzchowne. W każdym razie taki jest warunek i cena dobrego aktorstwa.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.