Krzysztof Kwiatkowski: Nigdy nie był pan wielkim entuzjastą Kościoła Katolickiego.
Marco Bellocchio: Całe życie entuzjastycznie go zwalczam. Jednak nie jestem dogmatykiem, a „Porwany” nie miał być manifestem. Nie sprzeciwiam się wierze. Przeszkadza mi przemoc potężnej instytucji, która jak walec miażdży człowieka. Tym razem odnalazłem jej konsekwencje w oczach Edgarda Mortary – żydowskiego chłopca z getta w Bolonii, który w połowie XIX wieku został odebrany rodzinie. Zgodnie z ówczesnymi prawami inkwizycji, każdy katolik miał prawo ochrzcić innowiercę.
Mojemu bohaterowi rzekomo sakramentu udzieliła służąca, więc Kościół postanowił upomnieć się o „członka wspólnoty”.
Armia Piusa IX doprowadziła Edgarda do Rzymu. Dorastał w murach Watykanu.
Papieskie reguły nakazywały wychowanie wszystkich ochrzczonych dzieci w wierze katolickiej. Choćby i siłą. Zastanawiałem się, jak wielkie szramy na psychice sześcio-, siedmiolatka mogły zostawić te wydarzenia. Zdeptano jego tożsamość. Księża zmusili go do zanegowania wszystkiego, w czym został wychowany.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.