Rzecznik rządu rozpoczął pracę od zakomunikowania nieprawdy
Podczas prezentacji nowego rządu premier Leszek Miller powiedział, że dzień, w którym dostrzeże, iż jego minister usiłuje prowadzić własną politykę, będzie ostatnim dniem urzędowania tego ministra. To bardzo dobrze zabrzmiało. I równie dobrze zabrzmiało, kiedy wręczając wojewodom nominację, stwierdził, że od tej pory są oni przedstawicielami rządu w terenie, a nie przedstawicielami partii wobec rządu. Oby to zdecydowanie było konsekwentne, oczywiście po to, by realizować politykę odpowiadającą na wyzwania, przed którymi stoi kraj.
Co do woli rządzenia, świt tego rządu wygląda dobrze. Niestety, gorzej jest z prawdomównością. Jako przykład podam występ rzecznika rządu Michała Tobera w telewizyjnym "Gościu Jedynki" 22 października, choć mógłbym podać też wypowiedzi wyższego szczebla. Rzecznik, z nutą buty tego, który wygrał, oświadczył, że rząd Jerzego Buzka skrupulatnie ukrył niedobór w tegorocznym budżecie wynoszący 8,5 mld zł, który teraz dopiero został odkryty. Jak należy rozumieć, ku zaskoczeniu i przerażeniu nowego rządu. Otóż to jest nieprawda, rząd tych 8,5 mld zł nie ukrył.
Podczas rządowych dyskusji nad nowelizacją budżetu doszło do ostrego konfliktu między ministrem finansów Jarosławem Baucem a pozostałymi członkami Rady Ministrów. Bauc, szacując niedobór w roku 2001 na 17 mld zł, proponował zgłoszenie do Sejmu pełnej nowelizacji, zawierającej propozycję zwiększenia deficytu o 8,6 mld zł i plan obcięcia wydatków o 8,4 mld zł. Pozostali członkowie Rady Ministrów argumentowali, że plan ten skonfrontuje rząd z jego bazą parlamentarną - która już wtedy się rozpadała - i nie zostanie przez Sejm przyjęty. Z pewnością motywem była też niechęć do firmowania takiego planu w sytuacji, gdy większość ministrów kandydowała w wyborach. Bauc o swoją koncepcję walczył bardzo dzielnie, grożąc nawet dymisją i usilnie go wtedy proszono, by tego nie robił. Przegrał, bo nie mogło być inaczej. Przyjęto nowelizację ułomną, zwiększając deficyt o 8,6 mld zł. Wydatki miały być obcięte na mocy rozporządzenia Rady Ministrów, uzgodnionego z Komisją Finansów Publicznych Sejmu.
O tym, że taka koncepcja będzie najprawdopodobniej przyjęta i że po nowelizacji zostanie ponad 8 mld zł wydatków do obcięcia, powiadomiono Komisję Finansów Publicznych Sejmu, a 10 lipca wicepremier Steinhoff rozmawiał o tym z ówczesnym doradcą ekonomicznym prezydenta. Pisała też o tym obszernie prasa. Nic więc nie zostało wmiecione pod dywan, a kwota 8,5 mld zł nie jest żadną ujawnioną tajemnicą. Wielka szkoda, że przyjęto rozwiązanie kulawe. Ono nie pomogło rządowi ani rządzącym partiom. Raczej zaszkodziło - zostawiło bowiem niemiłe wrażenie postawy strusiej. Jedyną metodą zmuszenia wtedy rządu do zrezygnowania z tego lękliwego rozwiązania mogło być ze strony opozycji twarde "nie zgadzamy się na takie rozwiązanie, będziemy przeciwni takiej nowelizacji, odrzucimy taką nowelizację budżetu". Tylko zajmując w lipcu taką pozycję, można by dziś się uważać za jedynego bez winy. Nic takiego nie nastąpiło - nie było Rejtanów. SLD nie głosował przeciw rządowej koncepcji w komisji sejmowej i na sali sejmowej. Ograniczono się do nie wiążącej rząd uchwały o przedstawieniu planu cięć, wiedząc doskonale, że rząd na nią zareaguje unikiem. Rejtanów być nie mogło, bo główna siła ówczesnej opozycji, tak samo jak rząd, nie miała ochoty na dyskusję o planie cięć wydatków. Przecież można by go najwyżej modyfikować. Nie można by go odrzucić w całości. Trzeba by więc razem z rządem wziąć na siebie odium i skutki wyborcze pełnej nowelizacji. Z przykrością wspominam spory rządowe dotyczące tej nowelizacji, ale miejmy jasność, w tej sprawie wart był pałac Paca i Pac pałaca. Struś biegał od partii do partii, ponadpartyjnie. Mówienie więc, że coś odkryto, jest nie tylko mówieniem nieprawdy, ale jest także podszyte hipokryzją.
Wielce szanowny panie rzeczniku rządu, niech pan tego nie robi, bo to się łatwo wyda i zbruka ważną funkcję, którą pan pełni, a także pozbawi pana wiarygodności. I jeszcze jedno, jest pan młodym człowiekiem, niech pan nie zaczyna tak wcześnie posługiwać się nieprawdą i hipokryzją, bo co będzie, jak się pan źle zestarzeje. Tego zaś nikt nigdy w stosunku do siebie wykluczyć nie może.
Co do woli rządzenia, świt tego rządu wygląda dobrze. Niestety, gorzej jest z prawdomównością. Jako przykład podam występ rzecznika rządu Michała Tobera w telewizyjnym "Gościu Jedynki" 22 października, choć mógłbym podać też wypowiedzi wyższego szczebla. Rzecznik, z nutą buty tego, który wygrał, oświadczył, że rząd Jerzego Buzka skrupulatnie ukrył niedobór w tegorocznym budżecie wynoszący 8,5 mld zł, który teraz dopiero został odkryty. Jak należy rozumieć, ku zaskoczeniu i przerażeniu nowego rządu. Otóż to jest nieprawda, rząd tych 8,5 mld zł nie ukrył.
Podczas rządowych dyskusji nad nowelizacją budżetu doszło do ostrego konfliktu między ministrem finansów Jarosławem Baucem a pozostałymi członkami Rady Ministrów. Bauc, szacując niedobór w roku 2001 na 17 mld zł, proponował zgłoszenie do Sejmu pełnej nowelizacji, zawierającej propozycję zwiększenia deficytu o 8,6 mld zł i plan obcięcia wydatków o 8,4 mld zł. Pozostali członkowie Rady Ministrów argumentowali, że plan ten skonfrontuje rząd z jego bazą parlamentarną - która już wtedy się rozpadała - i nie zostanie przez Sejm przyjęty. Z pewnością motywem była też niechęć do firmowania takiego planu w sytuacji, gdy większość ministrów kandydowała w wyborach. Bauc o swoją koncepcję walczył bardzo dzielnie, grożąc nawet dymisją i usilnie go wtedy proszono, by tego nie robił. Przegrał, bo nie mogło być inaczej. Przyjęto nowelizację ułomną, zwiększając deficyt o 8,6 mld zł. Wydatki miały być obcięte na mocy rozporządzenia Rady Ministrów, uzgodnionego z Komisją Finansów Publicznych Sejmu.
O tym, że taka koncepcja będzie najprawdopodobniej przyjęta i że po nowelizacji zostanie ponad 8 mld zł wydatków do obcięcia, powiadomiono Komisję Finansów Publicznych Sejmu, a 10 lipca wicepremier Steinhoff rozmawiał o tym z ówczesnym doradcą ekonomicznym prezydenta. Pisała też o tym obszernie prasa. Nic więc nie zostało wmiecione pod dywan, a kwota 8,5 mld zł nie jest żadną ujawnioną tajemnicą. Wielka szkoda, że przyjęto rozwiązanie kulawe. Ono nie pomogło rządowi ani rządzącym partiom. Raczej zaszkodziło - zostawiło bowiem niemiłe wrażenie postawy strusiej. Jedyną metodą zmuszenia wtedy rządu do zrezygnowania z tego lękliwego rozwiązania mogło być ze strony opozycji twarde "nie zgadzamy się na takie rozwiązanie, będziemy przeciwni takiej nowelizacji, odrzucimy taką nowelizację budżetu". Tylko zajmując w lipcu taką pozycję, można by dziś się uważać za jedynego bez winy. Nic takiego nie nastąpiło - nie było Rejtanów. SLD nie głosował przeciw rządowej koncepcji w komisji sejmowej i na sali sejmowej. Ograniczono się do nie wiążącej rząd uchwały o przedstawieniu planu cięć, wiedząc doskonale, że rząd na nią zareaguje unikiem. Rejtanów być nie mogło, bo główna siła ówczesnej opozycji, tak samo jak rząd, nie miała ochoty na dyskusję o planie cięć wydatków. Przecież można by go najwyżej modyfikować. Nie można by go odrzucić w całości. Trzeba by więc razem z rządem wziąć na siebie odium i skutki wyborcze pełnej nowelizacji. Z przykrością wspominam spory rządowe dotyczące tej nowelizacji, ale miejmy jasność, w tej sprawie wart był pałac Paca i Pac pałaca. Struś biegał od partii do partii, ponadpartyjnie. Mówienie więc, że coś odkryto, jest nie tylko mówieniem nieprawdy, ale jest także podszyte hipokryzją.
Wielce szanowny panie rzeczniku rządu, niech pan tego nie robi, bo to się łatwo wyda i zbruka ważną funkcję, którą pan pełni, a także pozbawi pana wiarygodności. I jeszcze jedno, jest pan młodym człowiekiem, niech pan nie zaczyna tak wcześnie posługiwać się nieprawdą i hipokryzją, bo co będzie, jak się pan źle zestarzeje. Tego zaś nikt nigdy w stosunku do siebie wykluczyć nie może.
Więcej możesz przeczytać w 44/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.