Podczas gdy dawniej łysina była wyłącznie kwestią dermatologii, dziś bardzo często jest kwestią życiowej filozofii. Problemem jest to, że łysina może obecnie nieść zupełnie różne przesłania
Wielu próbuje zajrzeć do głowy Władimirowi Putinowi i przewidzieć przyszłość Rosji. Zadanie to jest o wiele bardziej skomplikowane niż odgadnięcie, kto zostanie prezydentem Rosji. Wymagało to spojrzenia nawet nie do głowy, ale na głowę Putina. Nie ma (praktycznie nie ma) on włosów, a na dodatek nie jest Ziuganowem, znaczy pewniak.
Nie sugeruję wcale, że wystarczy być łysym, by być prezydentem Rosji. Gdyby tak było, mógłby nim być właśnie Ziuganow. By być prezydentem, trzeba jednak być łysym, gdy poprzednikiem był ktoś, kto ma włosy. W Rosji, której polityka nie poddaje się wielu regułom, ta reguła jest absolutnie stała, bo ma już 120 lat. Zasada przemienności przywódców łysych i z włosami na głowie obowiązuje w Rosji od 1881 r., gdy szybko łysiejący car Aleksander III przejął władzę od swojego w miarę liberalnego (to rosyjska miara) i dobrze owłosionego ojca. Potem już była przeplatanka. Car Mikołaj II - z włosami, Lenin - łysy, Stalin - owłosiony i to jak. Chruszczow - łysy, Breżniew - owłosiony (i do tego te brwi), Andropow - niemal łysy, Czernienko - raczej bez głowy, ale za to z włosami na głowie, Gorbaczow - łysy, Jelcyn - z włosami, Putin - łysy. Aż dziw bierze, że wielu znawców rosyjskiej sceny politycznej mogło jeszcze całkiem niedawno sądzić, iż jakieś szanse ma w wyborach prezydenckich Jewgienij Primakow. Wystarczy spojrzeć na jego głowę, by wiedzieć - nie miał żadnych.
Ze stanu owłosienia lub ołysienia można oczywiście próbować wyciągnąć jakieś wnioski co do prawdopodobnej polityki, a przynajmniej kwalifikacji kolejnych przywódców, ale wskazana jest tu daleko idąca ostrożność. Można na przykład wskazać, że Stalin był mniej sprawny intelektualnie niż jego łysy poprzednik Lenin, Breżniew mniej bystry niż jego poprzednik Chruszczow, Czernienko mniej inteligentny niż jego poprzednik Andropow, a Jelcyn był mniejszym erudytą niż jego poprzednik Gorbaczow. W polityce niewiele jednak z tego wynika. Zresztą, gdyby prezydentami mieli być najwięksi erudyci, w Polsce głową państwa byłby Krzysztof Teodor Toeplitz, by pozostać po lewej stronie naszej polityki. Widać w każdym razie jak na dłoni, a dokładniej jak na głowie, że włosy mówią nam - kto, ale nie - jak.
Fakt, że w Rosji połowa przywódców jest łysych, stanowi dowód, iż wbrew stereotypom pewne formy pluralizmu mają już tam całkiem stare korzenie. Świadczy też dobrze o tolerancyjności Rosjan dla braku włosów. W Ameryce na przykład po wojnie jedynym wybranym łysym prezydentem był generał Eisenhower (łysy był też Ford, ale jego wybrał Nixon). A jeśli dodać do tego, że w dwudziestu czterech ostatnich wyborach prezydenckich 21 razy wygrał kandydat wyższy, staje się jasne, że Stany Zjednoczone nie pozbyły się do końca wszelkich form dyskryminacji. W Polsce na szczęście podobnych wzrostowo-włosowych uprzedzeń nie ma, co sprawia, że prezydentami zostają lub mogą zostać ludzie, którzy w Ameryce byliby skreśleni w przedbiegach. Daje to dużą nadzieję na przykład marszałkowi Płażyńskiemu, który - przynajmniej na razie - nie może jej czerpać z sondaży.
W Muzeum Sztuki Afrykańskiej w Nowym Jorku akurat teraz trwa wystawa pod hasłem "Włosy w afrykańskiej sztuce i kulturze". Wystawa dowodzi, że w Afryce, także wśród mężczyzn, fryzura zawsze stanowiła kryterium piękna, źródło podziwu i powód do dumy. Trochę na północ od Afryki, szczególnie ostatnio, fryzura bywała z kolei formą politycznego manifestu. Jeśli na przykład w końcu lat 60. w Ameryce ktoś miał długie włosy, znaczyło to niemal na pewno, że jest przeciwnikiem wojny w Wietnamie. Krótko obcięte włosy sugerowały zaś konserwatyzm. Stąd na przykład najbliżsi ludzie Nixona preferowali tak zwany crewcut, czyli fryzurę najczęściej spotykaną u poborowych godzinę po przejściu przez bramę koszar.
Zarówno włosologia, jak i łysologia jest dziś, niestety, dziedziną wiedzy znacznie bardziej skomplikowaną niż przed laty. A to za sprawą szalonej wprost ostatnio popularności golenia się na łyso. Podczas gdy dawniej łysina była wyłącznie kwestią dermatologii, dziś bardzo często jest kwestią życiowej filozofii. Problemem jest to, że łysina może obecnie nieść zupełnie różne przesłania. Może być dowodem dojrzałości, jak u łysego Agassiego, człowieka zupełnie innego niż Agassi z szopą, albo infantylizmu, jak u..... No, zresztą nieważne.
Nie jest łatwo się w tej łysologii połapać. Czy łysy to wygolony na łyso dresiarz czy więzień, samozwańczy macho czy homoseksualista, starający się ocalić tysięczne sekundy pływak czy pacjent po chemoterapii, rekrut czy po prostu zwykły łysy. To, jaką fascynację budzi teraz łysina, już zostało zresztą określone jako efekt odwróconego fenomenu Samsona...
Łysina Władimira Putina jest całkowicie naturalna, nie niesie więc żadnego przesłania. Warto jednak zwrócić uwagę, że zgodnie z pewnym drogim wielu kobietom stereotypem, supermęski może być tylko mężczyzna z owłosioną klatką piersiową. Putinowi zaś udało się do swej męskości i siły przekonać dziesiątki milionów kobiet, mimo że klatkę ma zupełnie nieowłosioną. Czy wynika z tego, że wszelkie teorie włosowe nie odnoszą się do Putina? Niekoniecznie. Wynika natomiast z tego na pewno, że, patrząc na Putina, nie wiemy wprawdzie, jak będzie wyglądała jego prezydentura, ale wiemy, jak będzie wyglądał jego następca.
Nie sugeruję wcale, że wystarczy być łysym, by być prezydentem Rosji. Gdyby tak było, mógłby nim być właśnie Ziuganow. By być prezydentem, trzeba jednak być łysym, gdy poprzednikiem był ktoś, kto ma włosy. W Rosji, której polityka nie poddaje się wielu regułom, ta reguła jest absolutnie stała, bo ma już 120 lat. Zasada przemienności przywódców łysych i z włosami na głowie obowiązuje w Rosji od 1881 r., gdy szybko łysiejący car Aleksander III przejął władzę od swojego w miarę liberalnego (to rosyjska miara) i dobrze owłosionego ojca. Potem już była przeplatanka. Car Mikołaj II - z włosami, Lenin - łysy, Stalin - owłosiony i to jak. Chruszczow - łysy, Breżniew - owłosiony (i do tego te brwi), Andropow - niemal łysy, Czernienko - raczej bez głowy, ale za to z włosami na głowie, Gorbaczow - łysy, Jelcyn - z włosami, Putin - łysy. Aż dziw bierze, że wielu znawców rosyjskiej sceny politycznej mogło jeszcze całkiem niedawno sądzić, iż jakieś szanse ma w wyborach prezydenckich Jewgienij Primakow. Wystarczy spojrzeć na jego głowę, by wiedzieć - nie miał żadnych.
Ze stanu owłosienia lub ołysienia można oczywiście próbować wyciągnąć jakieś wnioski co do prawdopodobnej polityki, a przynajmniej kwalifikacji kolejnych przywódców, ale wskazana jest tu daleko idąca ostrożność. Można na przykład wskazać, że Stalin był mniej sprawny intelektualnie niż jego łysy poprzednik Lenin, Breżniew mniej bystry niż jego poprzednik Chruszczow, Czernienko mniej inteligentny niż jego poprzednik Andropow, a Jelcyn był mniejszym erudytą niż jego poprzednik Gorbaczow. W polityce niewiele jednak z tego wynika. Zresztą, gdyby prezydentami mieli być najwięksi erudyci, w Polsce głową państwa byłby Krzysztof Teodor Toeplitz, by pozostać po lewej stronie naszej polityki. Widać w każdym razie jak na dłoni, a dokładniej jak na głowie, że włosy mówią nam - kto, ale nie - jak.
Fakt, że w Rosji połowa przywódców jest łysych, stanowi dowód, iż wbrew stereotypom pewne formy pluralizmu mają już tam całkiem stare korzenie. Świadczy też dobrze o tolerancyjności Rosjan dla braku włosów. W Ameryce na przykład po wojnie jedynym wybranym łysym prezydentem był generał Eisenhower (łysy był też Ford, ale jego wybrał Nixon). A jeśli dodać do tego, że w dwudziestu czterech ostatnich wyborach prezydenckich 21 razy wygrał kandydat wyższy, staje się jasne, że Stany Zjednoczone nie pozbyły się do końca wszelkich form dyskryminacji. W Polsce na szczęście podobnych wzrostowo-włosowych uprzedzeń nie ma, co sprawia, że prezydentami zostają lub mogą zostać ludzie, którzy w Ameryce byliby skreśleni w przedbiegach. Daje to dużą nadzieję na przykład marszałkowi Płażyńskiemu, który - przynajmniej na razie - nie może jej czerpać z sondaży.
W Muzeum Sztuki Afrykańskiej w Nowym Jorku akurat teraz trwa wystawa pod hasłem "Włosy w afrykańskiej sztuce i kulturze". Wystawa dowodzi, że w Afryce, także wśród mężczyzn, fryzura zawsze stanowiła kryterium piękna, źródło podziwu i powód do dumy. Trochę na północ od Afryki, szczególnie ostatnio, fryzura bywała z kolei formą politycznego manifestu. Jeśli na przykład w końcu lat 60. w Ameryce ktoś miał długie włosy, znaczyło to niemal na pewno, że jest przeciwnikiem wojny w Wietnamie. Krótko obcięte włosy sugerowały zaś konserwatyzm. Stąd na przykład najbliżsi ludzie Nixona preferowali tak zwany crewcut, czyli fryzurę najczęściej spotykaną u poborowych godzinę po przejściu przez bramę koszar.
Zarówno włosologia, jak i łysologia jest dziś, niestety, dziedziną wiedzy znacznie bardziej skomplikowaną niż przed laty. A to za sprawą szalonej wprost ostatnio popularności golenia się na łyso. Podczas gdy dawniej łysina była wyłącznie kwestią dermatologii, dziś bardzo często jest kwestią życiowej filozofii. Problemem jest to, że łysina może obecnie nieść zupełnie różne przesłania. Może być dowodem dojrzałości, jak u łysego Agassiego, człowieka zupełnie innego niż Agassi z szopą, albo infantylizmu, jak u..... No, zresztą nieważne.
Nie jest łatwo się w tej łysologii połapać. Czy łysy to wygolony na łyso dresiarz czy więzień, samozwańczy macho czy homoseksualista, starający się ocalić tysięczne sekundy pływak czy pacjent po chemoterapii, rekrut czy po prostu zwykły łysy. To, jaką fascynację budzi teraz łysina, już zostało zresztą określone jako efekt odwróconego fenomenu Samsona...
Łysina Władimira Putina jest całkowicie naturalna, nie niesie więc żadnego przesłania. Warto jednak zwrócić uwagę, że zgodnie z pewnym drogim wielu kobietom stereotypem, supermęski może być tylko mężczyzna z owłosioną klatką piersiową. Putinowi zaś udało się do swej męskości i siły przekonać dziesiątki milionów kobiet, mimo że klatkę ma zupełnie nieowłosioną. Czy wynika z tego, że wszelkie teorie włosowe nie odnoszą się do Putina? Niekoniecznie. Wynika natomiast z tego na pewno, że, patrząc na Putina, nie wiemy wprawdzie, jak będzie wyglądała jego prezydentura, ale wiemy, jak będzie wyglądał jego następca.
Więcej możesz przeczytać w 14/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.