Władzę Jana Pawła II zastępuje dyktatura Kurii Rzymskiej
Maleje wpływ Jana Pawła II na podejmowanie decyzji w Watykanie - Stolicą Apostolską rządzi sekretarz stanu kardynał Angelo Sodano. Dyrektor Sali Prasowej Stolicy Apostolskiej Joaquin Navarro-Valls (jeden z najważniejszych ludzi w Opus Dei i człowiek Sodano) samozwańczo przejmuje funkcję rzecznika Kościoła i przyjmuje prezenty za pomoc w uzyskaniu wywiadów z przedstawicielami kurii. Coraz częściej dostojnicy kościelni krytykują archaiczną strukturę władzy w Watykanie. Za Spiżową Bramą formalna monarchia zastępowana jest dyktaturą kurii.
Dla członków kościelnej hierarchii nie jest to żadną tajemnicą. Wiedzą o tym także watykanolodzy i dziennikarze akredytowani przy Stolicy Apostolskiej. Solidarnie milczą jednak w imię fałszywie pojętej lojalności bądź z obawy o utratę własnej pozycji.
Jastrzębie kontra postępowcy
Watykan jest monarchią rządzoną teoretycznie przez władcę absolutnego (papieża) otoczonego dworem (kurią). Choć w zachodnim kręgu cywilizacyjnym monarchie przetrwały w kilku krajach, dwór jako struktura władzy centralnej zachował się tylko w Watykanie. U schyłku pontyfikatów kuria zaczyna zwykle prowadzić własną grę. Tak jest i teraz. Zmęczonym i schorowanym papieżem starają się manipulować zarówno przedstawiciele "prawicy" z watykańskim sekretarzem stanu kardynałem Sodano na czele, jak i "postępowcy", na przykład kardynał Walter Kasper (autor większości przemówień, które papież wygłaszał na Ukrainie, w Kazachstanie i Armenii) czy kardynał Roger Etchegeray. Wyszło to na jaw podczas niedawnej podróży Jana Pawła II do Kazachstanu i Armenii. Zaczęło się od tego, że Joaquin Navarro-Valls wezwał korespondenta Agencji Reutera Phila Pullellę i podyktował mu wykładnię kościelnego stanowiska wobec wojny. "Państwa mają prawo do samoobrony, nawet jeśli prowadzi ona do śmierci ludzi" - powiedział.
Oświadczenie to wywołało irytację papieża. Na jego polecenie, przełamując tradycyjną dyskrecję, głos zabrał papieski sekretarz bp Stanisław Dziwisz i oświadczył, że "pan Navarro-Valls przemawiał wyłącznie we własnym imieniu, bo krytyczne stanowisko Kościoła wobec wojny wyrażał wielokrotnie sam papież - przed i po 11 września". Żartowano potem, że Navarro-Valls wracał z Kazachstanu w przedziale bagażowym. W rzeczywistości siedział w samolocie papieskim w przedziale dla VIP-ów, ale z kwaśną miną. Jego funkcje przejął bp Dziwisz, który zaprosił wszystkich dziennikarzy, by siadali kolejno przy papieżu i robili sobie z nim zdjęcia. Po raz ostatni papież wyszedł do dziennikarzy w 1998 r. podczas lotu na Kubę. Później Navarro-Valls na wniosek kardynała Sodano wzniósł niewidzialną barierę między Janem Pawłem II a dziennikarzami.
Navarro-Valls nadal pozostaje w niełasce: od powrotu z Kazachstanu dyrektor sali prasowej bardzo rzadko występuje publicznie. Jego wystąpienie w Kazachstanie nie było prawdopodobnie osobistym wyskokiem. Wskazywało na głębokie podziały istniejące w Kościele w kwestii stosunku do wojny. Navarro-Valls jest człowiekiem kardynała Sodano, a ten uważany jest za najważniejszego przedstawiciela przeciwników pacyfizmu za wszelką cenę. O ile papież zawsze energicznie i jednoznacznie potępiał wszelkie kampanie wojenne (z wojną w zatoce i bombardowaniami Afganistanu włącznie), o tyle Sodano i inni dostojnicy podkreślali użyteczność przemocy w samoobronie.
Szara eminencja
W Kazachstanie i Armenii kardynał Sodano po raz pierwszy nie towarzyszył papieżowi. Oficjalnie dlatego, że "w obliczu rosnącego napięcia międzynarodowego chciał pozostawać w kontakcie ze światowymi dyplomacjami". W rzeczywistości był to ponoć otwarty akt niesubordynacji. Sodano miał wręcz powiedzieć: "Ojcze święty, ja nie podzielam...". Czego nie podzielał kardynał Sodano? Prawdopodobnie chodziło o wygłoszone w Kazachstanie papieskie apele o pokój oraz wezwanie do wyznawców islamu o pojednanie i współdziałanie. Najbardziej jednak musiało się nie podobać kardynałowi to, co się stało w Armenii. Poza bezprecedensowymi gestami przyjaźni między prawosławnym Kościołem ormiańskim a Kościołem katolickim doszło do tego, że po mszy odprawionej przez papieża w Eczmiadzinie koło Erewanu ustawił się długi rząd kaukaskich biskupów i prałatów katolickich pragnących pocałować papieski pierścień w tradycyjnym geście hołdu, podporządkowania i posłuszeństwa. Obok papieża usiadł jednak zwierzchnik Kościoła ormiańskiego katolikos Garegin II i cały kler katolicki zmuszony był całować również jego pierścień, którym to gestem de facto papież i katolikos zrównani zostali w hierarchii.
Niespodziankę tę przygotował ponoć papieżowi lider "lewicy" w Kurii Rzymskiej, niemiecki teolog Walter Kasper, niedawno mianowany kardynałem.
Bunt purpuratów
Niezadowolenie biskupów z sytuacji w kurii wyszło na jaw podczas ostatniego synodu. Arcybiskup Kolonii Joachim Meisner narzekał, że wskutek koncentracji władzy w rękach Kurii Rzymskiej posłannictwo biskupa jest minimalizowane, a przecież "jego esencją jest jasne i nie poddające się jakimkolwiek dyskusjom rządzenie, włączając w to elementy prawodawstwa". Abp Tadeusz Kondrusiewicz, administrator apostolski Rosji, domagał się zwiększenia kolegialności w Kościele, co przecież "ulżyłoby roli Kurii Rzymskiej". "Pociąg wspólnoty światowej może przejechać obok, nie zabierając Kościoła, jeśli nie zostanie wzmocniona rola biskupów i synodu" - powiedział.
Do tych apeli przyłączyli się arcybiskup Săo Paulo kardynał Claudio Hummes i prymas Brazylii kardynał Geraldo Majella Agnelo. Angielski biskup James Dunn zaproponował regularne spotkania przewodniczących konferencji episkopatów, by rozwiązywać problemy, którym aktualna struktura władzy kościelnej nie jest w stanie stawić czoła. Znany ze szczerości wieloletni przewodniczący Konferencji Episkopatu Niemiec Karl Lehmann powiedział wręcz, że w obecnym kształcie synod do niczego się nie nadaje. Arcybiskup Brukseli Godfried Daneels zaproponował z kolei doroczne albo nawet częstsze zwoływanie synodu biskupów, czyli w praktyce przekształcenie go w coś w rodzaju kościelnego parlamentu. Poparł go grecki biskup Franghiskos Papamanolis, domagający się "oczyszczenia struktur Kościoła".
Ten chór żalów i krytyk podsumowało wystąpienie sekretarza generalnego synodu kardynała Jana Schotte, który zaproponował, by przed wyborami do rady sekretariatu, czyli stałego organu synodu, przeprowadzić ankietę, aby uniknąć "manipulacji, powstawania grup nacisku i tajnych narad". Notabene najwięcej głosów zdobył włoski kardynał Dionigi Tettamanzi, co potwierdziło opinię, że jest on jednym z najpoważniejszych kandydatów do przejęcia spuścizny po Janie Pawle II. Jedynym komentarzem, na jaki zdobył się główny adresat krytyk, kardynał Angelo Sodano, była wygłoszona półżartem prośba, aby ojcowie synodalni "nie wymagali zbyt wiele od kurii". Sodano zignorował więc głosy krytyki dotyczące jego sposobu kierowania kurią. Identycznie zachował się prefekt Kongregacji Doktryny Wiary kardynał Joseph Ratzinger, który podsumował prace synodu jako bardzo pokojowe i serdeczne.
Polityka dezinformacji
Najbardziej skandalicznym aspektem pracy kurii jest polityka informacyjna. Już przed laty głośne stało się porównanie dziennika "L’Osservatore Romano" do sowieckiej "Prawdy". Watykański dziennik, pisany w specyficznej nowomowie, jest jednak adresowany niemal wyłącznie do członków kurii, którzy między wierszami starają się dostrzec ślady rzeczywistych wydarzeń i dyskusji. Taki zawoalowany sposób komunikacji jest nie do przyjęcia dla światowej opinii publicznej, zwłaszcza w kontekście tego, że Jan Paweł II jest pierwszym w historii papieżem "medialnym", "wielkim, globalnym komunikatorem" - jak go kiedyś nazwano w CNN.
Dziennikarze akredytowani w watykańskiej Sala Stampa skazani są wyłącznie na oficjalne komunikaty i rzadkie oświadczenia Navarro-Vallsa. Przykładem niesprawności systemu informacyjnego była afera z rzekomym listem czterdziestu uczestniczących w synodzie biskupów. Mieli oni prosić Jana Pawła II o ustąpienie "dla dobra Kościoła powszechnego". Informacja o liście, podana przez włoski dziennik "Libero", była prawdopodobnie nieprawdziwa, jednak wielu dziennikarzy poprosiło o komentarz Navarro-Vallsa. "Informacje anonimowe są na ogół pozbawione podstaw, a czasami bywają głupie" - oświadczył rzecznik. W samolocie lecącym do Kazachstanu dziennikarze spytali go o samopoczucie papieża, który po powrocie z Ukrainy i lipcowych wakacji wyglądał raczej źle. "Jeśli zdecydował się jechać w tak daleką podróż, to znaczy, że czuje się dobrze" - odpowiedział Navarro-Valls. Dwie godziny później na lotnisku w Astanie papież z trudem zszedł ze schodów samolotu, a potem upuścił kartki z tekstem przemówienia (pozbierał je prezydent Nursułtan Nazarbajew). Notabene Navarro-Valls wciąż utrzymuje, że Jan Paweł II nie cierpi na chorobę Parkinsona.
Samozwańczy rzecznik Kościoła
Navarro-Valls jest rzecznikiem Watykanu raczej samozwańczo. Oficjalnie nosi tytuł dyrektora Sali Prasowej Stolicy Apostolskiej. W przeszłości wybierano na to stanowisko zwykle dziennikarza watykanologa, który w imieniu wszystkich akredytowanych zbierał informacje w sekretariacie stanu, a później przekazywał je pozostałym. Tak też rozumieli swoją misję poprzednicy Navarro-Vallsa. On sam z dziennikarzami kontaktuje się sporadycznie, w dodatku niemal wyłącznie są to korespondenci wielkich amerykańskich sieci. Navarro-Valls wykreował się na superdyrektora i rzecznika Stolicy Apostolskiej, ba, całego Kościoła. W Rzymie wiele się mówi na temat jego skłonności do przyjmowania prezentów: przed Bożym Narodzeniem i Wielkanocą paczki z prezentami dla Navarro-Vallsa nie mieszczą się nawet na korytarzach wokół jego biura. Wszyscy redaktorzy naczelni wiedzą, że podarunek to jedyny sposób na otrzymanie zgody na wywiad z kardynałami, na wstęp korespondenta na pokład samolotu papieskiego czy na zezwolenie na sfilmowanie czegokolwiek w obrębie murów watykańskich.
W Sala Stampa uważa się, że cenzura i ograniczenia w dostępie do informacji narzucone zostały przez kardynała Sodano, a Navarro-Valls jest tylko posłusznym wykonawcą jego dyrektyw. Nie brak jednak i tych, którzy sądzą, że arogancki i wyniosły Navarro-Valls przestał służyć Sodano i pracuje tylko dla Opus Dei, a przede wszystkim dla samego siebie. Chce zostać przedstawicielem Stolicy Apostolskiej przy ONZ.
Dla członków kościelnej hierarchii nie jest to żadną tajemnicą. Wiedzą o tym także watykanolodzy i dziennikarze akredytowani przy Stolicy Apostolskiej. Solidarnie milczą jednak w imię fałszywie pojętej lojalności bądź z obawy o utratę własnej pozycji.
Jastrzębie kontra postępowcy
Watykan jest monarchią rządzoną teoretycznie przez władcę absolutnego (papieża) otoczonego dworem (kurią). Choć w zachodnim kręgu cywilizacyjnym monarchie przetrwały w kilku krajach, dwór jako struktura władzy centralnej zachował się tylko w Watykanie. U schyłku pontyfikatów kuria zaczyna zwykle prowadzić własną grę. Tak jest i teraz. Zmęczonym i schorowanym papieżem starają się manipulować zarówno przedstawiciele "prawicy" z watykańskim sekretarzem stanu kardynałem Sodano na czele, jak i "postępowcy", na przykład kardynał Walter Kasper (autor większości przemówień, które papież wygłaszał na Ukrainie, w Kazachstanie i Armenii) czy kardynał Roger Etchegeray. Wyszło to na jaw podczas niedawnej podróży Jana Pawła II do Kazachstanu i Armenii. Zaczęło się od tego, że Joaquin Navarro-Valls wezwał korespondenta Agencji Reutera Phila Pullellę i podyktował mu wykładnię kościelnego stanowiska wobec wojny. "Państwa mają prawo do samoobrony, nawet jeśli prowadzi ona do śmierci ludzi" - powiedział.
Oświadczenie to wywołało irytację papieża. Na jego polecenie, przełamując tradycyjną dyskrecję, głos zabrał papieski sekretarz bp Stanisław Dziwisz i oświadczył, że "pan Navarro-Valls przemawiał wyłącznie we własnym imieniu, bo krytyczne stanowisko Kościoła wobec wojny wyrażał wielokrotnie sam papież - przed i po 11 września". Żartowano potem, że Navarro-Valls wracał z Kazachstanu w przedziale bagażowym. W rzeczywistości siedział w samolocie papieskim w przedziale dla VIP-ów, ale z kwaśną miną. Jego funkcje przejął bp Dziwisz, który zaprosił wszystkich dziennikarzy, by siadali kolejno przy papieżu i robili sobie z nim zdjęcia. Po raz ostatni papież wyszedł do dziennikarzy w 1998 r. podczas lotu na Kubę. Później Navarro-Valls na wniosek kardynała Sodano wzniósł niewidzialną barierę między Janem Pawłem II a dziennikarzami.
Navarro-Valls nadal pozostaje w niełasce: od powrotu z Kazachstanu dyrektor sali prasowej bardzo rzadko występuje publicznie. Jego wystąpienie w Kazachstanie nie było prawdopodobnie osobistym wyskokiem. Wskazywało na głębokie podziały istniejące w Kościele w kwestii stosunku do wojny. Navarro-Valls jest człowiekiem kardynała Sodano, a ten uważany jest za najważniejszego przedstawiciela przeciwników pacyfizmu za wszelką cenę. O ile papież zawsze energicznie i jednoznacznie potępiał wszelkie kampanie wojenne (z wojną w zatoce i bombardowaniami Afganistanu włącznie), o tyle Sodano i inni dostojnicy podkreślali użyteczność przemocy w samoobronie.
Szara eminencja
W Kazachstanie i Armenii kardynał Sodano po raz pierwszy nie towarzyszył papieżowi. Oficjalnie dlatego, że "w obliczu rosnącego napięcia międzynarodowego chciał pozostawać w kontakcie ze światowymi dyplomacjami". W rzeczywistości był to ponoć otwarty akt niesubordynacji. Sodano miał wręcz powiedzieć: "Ojcze święty, ja nie podzielam...". Czego nie podzielał kardynał Sodano? Prawdopodobnie chodziło o wygłoszone w Kazachstanie papieskie apele o pokój oraz wezwanie do wyznawców islamu o pojednanie i współdziałanie. Najbardziej jednak musiało się nie podobać kardynałowi to, co się stało w Armenii. Poza bezprecedensowymi gestami przyjaźni między prawosławnym Kościołem ormiańskim a Kościołem katolickim doszło do tego, że po mszy odprawionej przez papieża w Eczmiadzinie koło Erewanu ustawił się długi rząd kaukaskich biskupów i prałatów katolickich pragnących pocałować papieski pierścień w tradycyjnym geście hołdu, podporządkowania i posłuszeństwa. Obok papieża usiadł jednak zwierzchnik Kościoła ormiańskiego katolikos Garegin II i cały kler katolicki zmuszony był całować również jego pierścień, którym to gestem de facto papież i katolikos zrównani zostali w hierarchii.
Niespodziankę tę przygotował ponoć papieżowi lider "lewicy" w Kurii Rzymskiej, niemiecki teolog Walter Kasper, niedawno mianowany kardynałem.
Bunt purpuratów
Niezadowolenie biskupów z sytuacji w kurii wyszło na jaw podczas ostatniego synodu. Arcybiskup Kolonii Joachim Meisner narzekał, że wskutek koncentracji władzy w rękach Kurii Rzymskiej posłannictwo biskupa jest minimalizowane, a przecież "jego esencją jest jasne i nie poddające się jakimkolwiek dyskusjom rządzenie, włączając w to elementy prawodawstwa". Abp Tadeusz Kondrusiewicz, administrator apostolski Rosji, domagał się zwiększenia kolegialności w Kościele, co przecież "ulżyłoby roli Kurii Rzymskiej". "Pociąg wspólnoty światowej może przejechać obok, nie zabierając Kościoła, jeśli nie zostanie wzmocniona rola biskupów i synodu" - powiedział.
Do tych apeli przyłączyli się arcybiskup Săo Paulo kardynał Claudio Hummes i prymas Brazylii kardynał Geraldo Majella Agnelo. Angielski biskup James Dunn zaproponował regularne spotkania przewodniczących konferencji episkopatów, by rozwiązywać problemy, którym aktualna struktura władzy kościelnej nie jest w stanie stawić czoła. Znany ze szczerości wieloletni przewodniczący Konferencji Episkopatu Niemiec Karl Lehmann powiedział wręcz, że w obecnym kształcie synod do niczego się nie nadaje. Arcybiskup Brukseli Godfried Daneels zaproponował z kolei doroczne albo nawet częstsze zwoływanie synodu biskupów, czyli w praktyce przekształcenie go w coś w rodzaju kościelnego parlamentu. Poparł go grecki biskup Franghiskos Papamanolis, domagający się "oczyszczenia struktur Kościoła".
Ten chór żalów i krytyk podsumowało wystąpienie sekretarza generalnego synodu kardynała Jana Schotte, który zaproponował, by przed wyborami do rady sekretariatu, czyli stałego organu synodu, przeprowadzić ankietę, aby uniknąć "manipulacji, powstawania grup nacisku i tajnych narad". Notabene najwięcej głosów zdobył włoski kardynał Dionigi Tettamanzi, co potwierdziło opinię, że jest on jednym z najpoważniejszych kandydatów do przejęcia spuścizny po Janie Pawle II. Jedynym komentarzem, na jaki zdobył się główny adresat krytyk, kardynał Angelo Sodano, była wygłoszona półżartem prośba, aby ojcowie synodalni "nie wymagali zbyt wiele od kurii". Sodano zignorował więc głosy krytyki dotyczące jego sposobu kierowania kurią. Identycznie zachował się prefekt Kongregacji Doktryny Wiary kardynał Joseph Ratzinger, który podsumował prace synodu jako bardzo pokojowe i serdeczne.
Polityka dezinformacji
Najbardziej skandalicznym aspektem pracy kurii jest polityka informacyjna. Już przed laty głośne stało się porównanie dziennika "L’Osservatore Romano" do sowieckiej "Prawdy". Watykański dziennik, pisany w specyficznej nowomowie, jest jednak adresowany niemal wyłącznie do członków kurii, którzy między wierszami starają się dostrzec ślady rzeczywistych wydarzeń i dyskusji. Taki zawoalowany sposób komunikacji jest nie do przyjęcia dla światowej opinii publicznej, zwłaszcza w kontekście tego, że Jan Paweł II jest pierwszym w historii papieżem "medialnym", "wielkim, globalnym komunikatorem" - jak go kiedyś nazwano w CNN.
Dziennikarze akredytowani w watykańskiej Sala Stampa skazani są wyłącznie na oficjalne komunikaty i rzadkie oświadczenia Navarro-Vallsa. Przykładem niesprawności systemu informacyjnego była afera z rzekomym listem czterdziestu uczestniczących w synodzie biskupów. Mieli oni prosić Jana Pawła II o ustąpienie "dla dobra Kościoła powszechnego". Informacja o liście, podana przez włoski dziennik "Libero", była prawdopodobnie nieprawdziwa, jednak wielu dziennikarzy poprosiło o komentarz Navarro-Vallsa. "Informacje anonimowe są na ogół pozbawione podstaw, a czasami bywają głupie" - oświadczył rzecznik. W samolocie lecącym do Kazachstanu dziennikarze spytali go o samopoczucie papieża, który po powrocie z Ukrainy i lipcowych wakacji wyglądał raczej źle. "Jeśli zdecydował się jechać w tak daleką podróż, to znaczy, że czuje się dobrze" - odpowiedział Navarro-Valls. Dwie godziny później na lotnisku w Astanie papież z trudem zszedł ze schodów samolotu, a potem upuścił kartki z tekstem przemówienia (pozbierał je prezydent Nursułtan Nazarbajew). Notabene Navarro-Valls wciąż utrzymuje, że Jan Paweł II nie cierpi na chorobę Parkinsona.
Samozwańczy rzecznik Kościoła
Navarro-Valls jest rzecznikiem Watykanu raczej samozwańczo. Oficjalnie nosi tytuł dyrektora Sali Prasowej Stolicy Apostolskiej. W przeszłości wybierano na to stanowisko zwykle dziennikarza watykanologa, który w imieniu wszystkich akredytowanych zbierał informacje w sekretariacie stanu, a później przekazywał je pozostałym. Tak też rozumieli swoją misję poprzednicy Navarro-Vallsa. On sam z dziennikarzami kontaktuje się sporadycznie, w dodatku niemal wyłącznie są to korespondenci wielkich amerykańskich sieci. Navarro-Valls wykreował się na superdyrektora i rzecznika Stolicy Apostolskiej, ba, całego Kościoła. W Rzymie wiele się mówi na temat jego skłonności do przyjmowania prezentów: przed Bożym Narodzeniem i Wielkanocą paczki z prezentami dla Navarro-Vallsa nie mieszczą się nawet na korytarzach wokół jego biura. Wszyscy redaktorzy naczelni wiedzą, że podarunek to jedyny sposób na otrzymanie zgody na wywiad z kardynałami, na wstęp korespondenta na pokład samolotu papieskiego czy na zezwolenie na sfilmowanie czegokolwiek w obrębie murów watykańskich.
W Sala Stampa uważa się, że cenzura i ograniczenia w dostępie do informacji narzucone zostały przez kardynała Sodano, a Navarro-Valls jest tylko posłusznym wykonawcą jego dyrektyw. Nie brak jednak i tych, którzy sądzą, że arogancki i wyniosły Navarro-Valls przestał służyć Sodano i pracuje tylko dla Opus Dei, a przede wszystkim dla samego siebie. Chce zostać przedstawicielem Stolicy Apostolskiej przy ONZ.
Więcej możesz przeczytać w 45/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.