Najpierw francuska miłość, a potem francuski rozwód
Francuzi od dawna nie wykazują wielkiej czci dla instytucji małżeństwa - połowa dzieci rodzi się tam poza małżeństwami, a w wielkich ośrodkach miejskich prawie połowa związków małżeńskich kończy się rozwodem. "Święty" charakter małżeństwa został więc już znacznie naruszony, a teraz parlament szykuje zmiany, które mogą je całkiem zdesakralizować. Niedawno w pierwszym czytaniu przyjęto projekt ustawy o reformie rozwodów, w którym chodzi o znaczne ułatwienie procedur rozwodowych i pozbawienie ich atmosfery konfliktu. Zasadniczą i budzącą najwięcej kontrowersji nowością jest zniesienie rozwodów z orzekaniem winy.
Sądowi nic do tego
Bo o jakiej to "winie" ma orzekać sąd w wypadku kryzysu małżeńskiego? Wygaśnięcie uczuć lub spotkanie nowego ich obiektu ma być "winą"? Projekt reformy zastrzega to pojęcie jedynie dla sytua-cji wyjątkowo poważnych, gdy w grę wchodzi popełnienie przestępstwa. Chodzi o pobicia, ciężkie obelgi itp. Ale zdrada małżeńska? Co sądowi do tego? To zdradzony małżonek musi zdecydować, czy stanowi to powód do rozejścia. To małżonek, który zdradził, musi ocenić, czy nowy związek jest ważniejszy i cenniejszy od starego. Jeśli ich odpowiedzi będą prowadzić do wniosku o rozwodzie, niech się rozwodzą, ale niech nie używają sądu jako narzędzia swoich porachunków. Ustawodawca dostrzega także paradoksalne skutki uboczne utrzymywania rozwodów z orzekaniem winy: dopatruje się w tym jednej z przyczyn malejącego zainteresowania młodego pokolenia zawieraniem małżeństw. Przy dotychczasowym odsetku rozwodów z orzekaniem winy (43 proc.) niemała część tego pokolenia musiała już być bezpośrednimi świadkami "rodzinnych wojen". Ustawodawca zwraca też uwagę, że bez rozwodów z orzekaniem winy naprawdę można żyć - świadczy o tym wiele przykładów: zniesiono tę procedurę już w Szwecji, Niemczech, Holandii, Wielkiej Brytanii i Grecji.
Autorzy projektu reformy chcą pozostawić możliwość przeprowadzenia rozwodu tylko na dwa sposoby. Pierwszy - za porozumieniem stron, co wymaga od małżonków ustalenia wszystkich szczegółów rozejścia się. Drugi - z powodu bezpowrotnego zerwania więzi małżeńskiej. Sędzia nie musiałby dochodzić, kto zawinił i w jaki sposób. Ograniczałby się do stwierdzenia niepowodzenia małżeństwa. Reforma przewiduje także likwidację wszystkich form finansowego karania współmałżonka uznawanego do tej pory za winnego.
Za i przeciw
Projekt reformy ma licznych entuzjastów, ale również licznych przeciwników - nie tylko w kręgach kościelnych. Niektórzy przedstawiciele środowiska prawniczego zwracają uwagę, że winy brane pod uwagę przy orzekaniu rozwodu służą jako sankcje za niewypełnienie obowiązków przyjmowanych przy zawieraniu małżeństwa. Jeżeli wierność, obowiązek udzielania pomocy i wspólnego zamieszkiwania nie będą już uważane za zobowiązania w sensie prawnym, to małżeństwo zostanie pozbawione całej prawnej treści. Prawniczka Jacqueline Rubellin-Devichi grzmiała podczas debaty w Senacie: "Jeżeli nie ma już sankcji, nie ma też obowiązków!".
Inne uwagi krytyczne napływają m.in. ze strony Krajowego Związku Stowarzyszeń Rodzinnych. Danie sędziemu prawa orzeczenia rozwodu, gdy domaga się go tylko jeden z małżonków, w praktyce przeniesie nas w zupełnie inny krąg obyczajowości, gdzie - jak w krajach muzułmańskich - stosowane jest tzw. prawo repudiacji: mąż trzy razy wypowiada formułę rozwodową i sprawa załatwiona. Paradoksalnie, ten nurt krytyki wspierają także organizacje feministyczne, które swego czasu ostro walczyły o prawo do rozwodu i liberalizację jego zasad, ale tym razem lękają się, że kobiety mogą teraz stracić jedną ze swoich głównych broni. Chodzi zwłaszcza o wypadki przemocy małżeńskiej. Zdaniem Francine Comte z Krajowego Kolektywu na rzecz Praw Kobiet, "kobiety, które były bite przez mężów, mają prawo do tego, żeby społeczeństwo uznało je za ofiary".
Psychologowie i socjologowie obawiają się, że jeżeli odbierze się pokrzywdzonym (przynajmniej w ich własnym mniemaniu) małżonkom jedną fatalną możliwość - zemstę przez dręczenie sądowe - to sięgną być może po jeszcze gorsze rozwiązania, bo ich rozżalenie i tak będzie musiało znaleźć jakieś ujście. Wśród sędziów poparcie dla reformy jest jednak prawie jednomyślne. Sędzia Danielle Ganancia tak ocenia sytua-cję: "Rozwód z orzeczeniem winy zatruwa dodatkowo pierwotny konflikt, nakładając nań bitwę prawną. Przekształca on istoty, które po prostu nie mogły żyć razem, we wrogów. Sąd nie jest po to, by służył za ring prywatnym zemstom. Sąd nie jest po to, by wyrokować o małżeńskiej moralności. Żadne społeczeństwo nie może obstawić murami warownymi małżeństwa, które umarło".
Zazdrość Francuza
To jednak złudzenie, że projekt reformy jest tylko wynikiem nacisku lobby sądowniczego, dość silnego we francuskim parlamencie - tym bardziej iż równie silne jest tam lobby adwokatów, a ci mogą sporo stracić na zaniechaniu rozwodów z orzekaniem winy. Reforma jest dyktowana także przekonaniami ideologicznymi i politycznymi lewicowej ekipy rządzącej. Chodzi o interes warstw najsłabiej sytuo-wanych i najgorzej wykształconych, które najchętniej sięgają po rozwody ze wskazaniem winnego i które przy tej okazji dosłownie się rujnują. Jednakże główna myśl przyświecająca reformie jest raczej bliska poglądom liberalnym: chodzi o to, by jednostka, decydując o własnych sprawach, przestała się wreszcie oglądać na państwo i jego instytucje.
Czy ta myśl zacznie przyświecać także większości Francuzów? Nie wiadomo. Przecież już od 1975 r. mają oni możliwość wybierania szybszych i tańszych form rozwodu niż ten z orzekaniem winy, a jednak najwięcej rozwodzących się postanawia przejść długą, skomplikowaną i kosztowną procedurę. Zdrada okazuje się dla Francuza trudna do wybaczenia. Wygląda na to, że dla przeciętnego obywatela przeszłość i jej zadry będą jeszcze długo ważniejsze niż przyszłość i jej perspektywy. I nie wiadomo, czy autorom reformy uda się to zmienić.
Sądowi nic do tego
Bo o jakiej to "winie" ma orzekać sąd w wypadku kryzysu małżeńskiego? Wygaśnięcie uczuć lub spotkanie nowego ich obiektu ma być "winą"? Projekt reformy zastrzega to pojęcie jedynie dla sytua-cji wyjątkowo poważnych, gdy w grę wchodzi popełnienie przestępstwa. Chodzi o pobicia, ciężkie obelgi itp. Ale zdrada małżeńska? Co sądowi do tego? To zdradzony małżonek musi zdecydować, czy stanowi to powód do rozejścia. To małżonek, który zdradził, musi ocenić, czy nowy związek jest ważniejszy i cenniejszy od starego. Jeśli ich odpowiedzi będą prowadzić do wniosku o rozwodzie, niech się rozwodzą, ale niech nie używają sądu jako narzędzia swoich porachunków. Ustawodawca dostrzega także paradoksalne skutki uboczne utrzymywania rozwodów z orzekaniem winy: dopatruje się w tym jednej z przyczyn malejącego zainteresowania młodego pokolenia zawieraniem małżeństw. Przy dotychczasowym odsetku rozwodów z orzekaniem winy (43 proc.) niemała część tego pokolenia musiała już być bezpośrednimi świadkami "rodzinnych wojen". Ustawodawca zwraca też uwagę, że bez rozwodów z orzekaniem winy naprawdę można żyć - świadczy o tym wiele przykładów: zniesiono tę procedurę już w Szwecji, Niemczech, Holandii, Wielkiej Brytanii i Grecji.
Autorzy projektu reformy chcą pozostawić możliwość przeprowadzenia rozwodu tylko na dwa sposoby. Pierwszy - za porozumieniem stron, co wymaga od małżonków ustalenia wszystkich szczegółów rozejścia się. Drugi - z powodu bezpowrotnego zerwania więzi małżeńskiej. Sędzia nie musiałby dochodzić, kto zawinił i w jaki sposób. Ograniczałby się do stwierdzenia niepowodzenia małżeństwa. Reforma przewiduje także likwidację wszystkich form finansowego karania współmałżonka uznawanego do tej pory za winnego.
Za i przeciw
Projekt reformy ma licznych entuzjastów, ale również licznych przeciwników - nie tylko w kręgach kościelnych. Niektórzy przedstawiciele środowiska prawniczego zwracają uwagę, że winy brane pod uwagę przy orzekaniu rozwodu służą jako sankcje za niewypełnienie obowiązków przyjmowanych przy zawieraniu małżeństwa. Jeżeli wierność, obowiązek udzielania pomocy i wspólnego zamieszkiwania nie będą już uważane za zobowiązania w sensie prawnym, to małżeństwo zostanie pozbawione całej prawnej treści. Prawniczka Jacqueline Rubellin-Devichi grzmiała podczas debaty w Senacie: "Jeżeli nie ma już sankcji, nie ma też obowiązków!".
Inne uwagi krytyczne napływają m.in. ze strony Krajowego Związku Stowarzyszeń Rodzinnych. Danie sędziemu prawa orzeczenia rozwodu, gdy domaga się go tylko jeden z małżonków, w praktyce przeniesie nas w zupełnie inny krąg obyczajowości, gdzie - jak w krajach muzułmańskich - stosowane jest tzw. prawo repudiacji: mąż trzy razy wypowiada formułę rozwodową i sprawa załatwiona. Paradoksalnie, ten nurt krytyki wspierają także organizacje feministyczne, które swego czasu ostro walczyły o prawo do rozwodu i liberalizację jego zasad, ale tym razem lękają się, że kobiety mogą teraz stracić jedną ze swoich głównych broni. Chodzi zwłaszcza o wypadki przemocy małżeńskiej. Zdaniem Francine Comte z Krajowego Kolektywu na rzecz Praw Kobiet, "kobiety, które były bite przez mężów, mają prawo do tego, żeby społeczeństwo uznało je za ofiary".
Psychologowie i socjologowie obawiają się, że jeżeli odbierze się pokrzywdzonym (przynajmniej w ich własnym mniemaniu) małżonkom jedną fatalną możliwość - zemstę przez dręczenie sądowe - to sięgną być może po jeszcze gorsze rozwiązania, bo ich rozżalenie i tak będzie musiało znaleźć jakieś ujście. Wśród sędziów poparcie dla reformy jest jednak prawie jednomyślne. Sędzia Danielle Ganancia tak ocenia sytua-cję: "Rozwód z orzeczeniem winy zatruwa dodatkowo pierwotny konflikt, nakładając nań bitwę prawną. Przekształca on istoty, które po prostu nie mogły żyć razem, we wrogów. Sąd nie jest po to, by służył za ring prywatnym zemstom. Sąd nie jest po to, by wyrokować o małżeńskiej moralności. Żadne społeczeństwo nie może obstawić murami warownymi małżeństwa, które umarło".
Zazdrość Francuza
To jednak złudzenie, że projekt reformy jest tylko wynikiem nacisku lobby sądowniczego, dość silnego we francuskim parlamencie - tym bardziej iż równie silne jest tam lobby adwokatów, a ci mogą sporo stracić na zaniechaniu rozwodów z orzekaniem winy. Reforma jest dyktowana także przekonaniami ideologicznymi i politycznymi lewicowej ekipy rządzącej. Chodzi o interes warstw najsłabiej sytuo-wanych i najgorzej wykształconych, które najchętniej sięgają po rozwody ze wskazaniem winnego i które przy tej okazji dosłownie się rujnują. Jednakże główna myśl przyświecająca reformie jest raczej bliska poglądom liberalnym: chodzi o to, by jednostka, decydując o własnych sprawach, przestała się wreszcie oglądać na państwo i jego instytucje.
Czy ta myśl zacznie przyświecać także większości Francuzów? Nie wiadomo. Przecież już od 1975 r. mają oni możliwość wybierania szybszych i tańszych form rozwodu niż ten z orzekaniem winy, a jednak najwięcej rozwodzących się postanawia przejść długą, skomplikowaną i kosztowną procedurę. Zdrada okazuje się dla Francuza trudna do wybaczenia. Wygląda na to, że dla przeciętnego obywatela przeszłość i jej zadry będą jeszcze długo ważniejsze niż przyszłość i jej perspektywy. I nie wiadomo, czy autorom reformy uda się to zmienić.
Więcej możesz przeczytać w 45/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.