Gdy w Polsce zatrzymywano Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, przy okazji wybuchła dyskusja o tym, czy autobus miejski celowo blokował wyjazd prezydenta Andrzeja Dudy z Belwederu. Taki scenariusz – podobny niczym płatki śniegu – rozegrał się w Niemczech.
Wicekanclerz i minister gospodarki Robert Habeck razem z rodziną wracał z krótkich wakacji spędzonych na wyspie Hooge na Morzu Północnym (ok. 180 km na północ od Hamburga). Próbując zjechać z promu na ląd, natknął się na blokadę – drogę zastawili mu protestujący rolnicy. Niektórzy w gorączce próbowali dostać się na prom. Powstrzymała ich dopiero policja używając gazu pieprzowego.
Zdarzenie z wicepremierem w roli głównej jeszcze kilka lat temu zostałoby potraktowane jako epizod rozgrywający się gdzieś na marginesie wielkiej polityki. Dziś można go potraktować jako symbol. Symbol problemów, w jakich coraz głębiej zanurza się największa gospodarka naszego kontynentu. Ale też symbol turbulencji, w jakie wpadły Niemcy i Francja.
Oba państwa są liderami europejskimi, uchodzą za motor napędzający poszczególne procesy na kontynencie – ale teraz oba kraje, na pięć miesięcy przed wyborami do Parlamentu Europejskiego, zmagają się z problemami, z których trudno znaleźć dobre wyjście.
Berlin i Paryż zarządzają poprzez wybór mniejszego zła – tyle że gazem pieprzowym każdego napięcia się nie rozwiąże. Jak sobie z tym poradzą?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.