W niedzielę 7 stycznia miały miejsce wybory parlamentarne w ósmym najludniejszym kraju świata. Bangladesz znajduje się jednak daleko od centrum zainteresowania w naszej części globu. To źle z dwóch powodów. Po pierwsze, to duży i coraz ważniejszy kraj, a po drugie jego polityka jest daleka od tego, co znamy z własnego podwórka, a przez to niezwykle ciekawa. Z drugiej strony posiada zaskakujące podobieństwa. No ale po kolei.
Liderki
Zacznijmy od tego, że rządząca nieprzerwanie od 2009 roku Liga Ludowa (AL) zdobyła 75 proc. głosów, które zapewnią jej przedłużenie samodzielnych rządów z konstytucyjną większością. Z drugiej strony, główna partia opozycyjna, Bengalska Partia Narodowa (BNP), zbojkotowała wybory, co przyniosło skutek w postaci bardzo słabej jak na Bangladesz frekwencji wynoszącej 42 proc.
W ten sposób AL utrzymuje się u władzy, ale z mocno nadszarpniętą legitymizacją. Mała jest jednak szansa, żeby premier Sheikh Hasina się tym przejmowała.
O polskiej polityce mówi się czasem, że rządzą nią dwie trumny. Mniejsza o to na ile celnie opisuje to polską rzeczywistość w 2024 roku. Polityką Bangladeszu rządzą natomiast trzy trumny, przy czym jedna jest znacznie większa od pozostałych. Należą one do kolejnych trzech liderów Bangladeszu, którzy zostawili po sobie trzy partie, które są jedynymi, jakie się liczą w tym kraju. Kolejną osobliwością nie tylko w skali regionu czy szerzej świata muzułmańskiego, ale i świata w ogóle jest to, że wszystkim tym partiom przewodzą kobiety.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.