Nadchodzący czas nie zwiastuje pogody dla liberałów, nawet katolickich
"Nie ma łatwych, jedynie słusznych i cudownych sposobów zlikwidowania bezrobocia"
Polscy biskupi, 30 października 2001 r.
Gdy w 1981 r. ukazała się encyklika Jana Pawła II "Laborem exercens", uznano ją za oficjalny dokument odbywającego się wtedy zjazdu "Solidarności". Dla wielu działaczy zdelegalizowanego wkrótce związku stanowiła ona przez całe lata 80. intelektualną pożywkę, która w kraju powszechnej szczęśliwości ludzi pracy pozwoliła odkurzyć, a może i wręcz odkryć na nowo tradycję nauki społecznej Kościoła. "Laborem exercens" odegrała równocześnie nie mniej ważną rolę jako katalizator zainteresowania "sprawami tego świata" ze strony samego Kościoła. Natura komunizmu, a także to, że głównym jego oponentem nie była formalnie jakaś partia, ale akurat związek zawodowy, sprawiły, że jedną z głównych "spraw tego świata" okazała się ludzka praca. Szczególnym świadectwem tego czasu stała się wielka praca pisarska i homiletyczna ks. prof. Józefa Tischnera oraz cały fenomen duszpasterstwa pracowniczego.
Gdy rozpoczynaliśmy w Polsce żmudny proces przebudowy państwa i gospodarki, zainteresowanie Kościoła katolickiego sprawą pracy wyraźnie zmalało. Obecność Kościoła w debacie publicznej przesunięta została w zgoła inne rejony. W dość powszechnym odczuciu pogłębiona refleksja nad naturą zachodzących właśnie przeobrażeń gospodarczych i ich moralno-etyczna analiza wyparte zostały przez troskę o pozycję Kościoła w państwie oraz przez nadmierną łatwość wskazywania osób, a nawet partii mających jakoby lepiej reprezentować interesy i poglądy katolików i zarazem bliższych katolickiej nauce społecznej. W pewnym momencie ta "ucieczka" była otwarcie kontestowana przez przedstawicieli solidarnościowych rządów pierwszej fali, zwłaszcza rządu Hanny Suchockiej. W tej sytuacji dialog rwał się, dochodziło do ostrych spięć, a tymczasem problemy wymagające konfrontacji etyki i praktyki polityczno-gospodarczej kumulowały się.
Po późnym, lecz dość zdecydowanym zdystansowaniu się wobec udziału w bieżącej grze politycznej przyszedł w ostatnich dniach czas na swoisty powrót do początków wielkiej pętli, jaką zatoczył polski Kościół. Widomym znakiem tego powrotu jest ogłoszony na przełomie października i listopada tego roku dokument noszący ogólny podtytuł "List społeczny Episkopatu Polski", poświęcony przede wszystkim problemowi bezrobocia. Wart jest on uwagi nie tylko dlatego, że w ogóle doszło do jego opracowania i opublikowania, ale także z powodu zawartych w nim treści - z pewnością ważnych i wartych pogłębionej analizy. Oczywista niejako jest cała warstwa ściśle etyczna, wskazująca na sens i sytuację polskiej pracy z punktu widzenia stricte religijnego. Mniej oczywiste z punktu widzenia dotychczasowej praktyki są towarzyszące tej analizie tezy i otwarcie stawiane postulaty, jak choćby ten, by władza publiczna ograniczyła ingerencję w gospodarkę do niezbędnego minimum lub by "człowiek-obywatel" sam poczuwał się do odpowiedzialności za "znalezienie, a może lepiej - za stworzenie sobie miejsca pracy". Rzecz jasna, że kwestii tych nie wolno odrywać od ich pełnego kontekstu, a posługiwanie się nimi z osobna i z pominięciem tegoż kontekstu zniekształcałoby sens biskupiego dokumentu. Tak na przykład nikogo nie powinno dziwić, że biskupi uznają prawo do pracy za niezbywalne prawo każdej istoty ludzkiej, że występują przeciw postępującemu rozwarstwieniu społecznemu, że wreszcie krytykują "wypaczoną wersję liberalizmu", przedkładającą kategorie ekonomiczne nad godność osoby ludzkiej.
Nie ulega wątpliwości, że - choć nieco spóźniony - polski Kościół wszedł ze swym nowym dokumentem w ważną i poważną debatę z autorami i aktorami przemian gospodarczych w Polsce. Tym większa mu za to chwała, że ani wyniki wyborów, ani nadchodzący czas nie zwiastują pogody dla liberałów, choćby byli liberałami katolickimi.
Polscy biskupi, 30 października 2001 r.
Gdy w 1981 r. ukazała się encyklika Jana Pawła II "Laborem exercens", uznano ją za oficjalny dokument odbywającego się wtedy zjazdu "Solidarności". Dla wielu działaczy zdelegalizowanego wkrótce związku stanowiła ona przez całe lata 80. intelektualną pożywkę, która w kraju powszechnej szczęśliwości ludzi pracy pozwoliła odkurzyć, a może i wręcz odkryć na nowo tradycję nauki społecznej Kościoła. "Laborem exercens" odegrała równocześnie nie mniej ważną rolę jako katalizator zainteresowania "sprawami tego świata" ze strony samego Kościoła. Natura komunizmu, a także to, że głównym jego oponentem nie była formalnie jakaś partia, ale akurat związek zawodowy, sprawiły, że jedną z głównych "spraw tego świata" okazała się ludzka praca. Szczególnym świadectwem tego czasu stała się wielka praca pisarska i homiletyczna ks. prof. Józefa Tischnera oraz cały fenomen duszpasterstwa pracowniczego.
Gdy rozpoczynaliśmy w Polsce żmudny proces przebudowy państwa i gospodarki, zainteresowanie Kościoła katolickiego sprawą pracy wyraźnie zmalało. Obecność Kościoła w debacie publicznej przesunięta została w zgoła inne rejony. W dość powszechnym odczuciu pogłębiona refleksja nad naturą zachodzących właśnie przeobrażeń gospodarczych i ich moralno-etyczna analiza wyparte zostały przez troskę o pozycję Kościoła w państwie oraz przez nadmierną łatwość wskazywania osób, a nawet partii mających jakoby lepiej reprezentować interesy i poglądy katolików i zarazem bliższych katolickiej nauce społecznej. W pewnym momencie ta "ucieczka" była otwarcie kontestowana przez przedstawicieli solidarnościowych rządów pierwszej fali, zwłaszcza rządu Hanny Suchockiej. W tej sytuacji dialog rwał się, dochodziło do ostrych spięć, a tymczasem problemy wymagające konfrontacji etyki i praktyki polityczno-gospodarczej kumulowały się.
Po późnym, lecz dość zdecydowanym zdystansowaniu się wobec udziału w bieżącej grze politycznej przyszedł w ostatnich dniach czas na swoisty powrót do początków wielkiej pętli, jaką zatoczył polski Kościół. Widomym znakiem tego powrotu jest ogłoszony na przełomie października i listopada tego roku dokument noszący ogólny podtytuł "List społeczny Episkopatu Polski", poświęcony przede wszystkim problemowi bezrobocia. Wart jest on uwagi nie tylko dlatego, że w ogóle doszło do jego opracowania i opublikowania, ale także z powodu zawartych w nim treści - z pewnością ważnych i wartych pogłębionej analizy. Oczywista niejako jest cała warstwa ściśle etyczna, wskazująca na sens i sytuację polskiej pracy z punktu widzenia stricte religijnego. Mniej oczywiste z punktu widzenia dotychczasowej praktyki są towarzyszące tej analizie tezy i otwarcie stawiane postulaty, jak choćby ten, by władza publiczna ograniczyła ingerencję w gospodarkę do niezbędnego minimum lub by "człowiek-obywatel" sam poczuwał się do odpowiedzialności za "znalezienie, a może lepiej - za stworzenie sobie miejsca pracy". Rzecz jasna, że kwestii tych nie wolno odrywać od ich pełnego kontekstu, a posługiwanie się nimi z osobna i z pominięciem tegoż kontekstu zniekształcałoby sens biskupiego dokumentu. Tak na przykład nikogo nie powinno dziwić, że biskupi uznają prawo do pracy za niezbywalne prawo każdej istoty ludzkiej, że występują przeciw postępującemu rozwarstwieniu społecznemu, że wreszcie krytykują "wypaczoną wersję liberalizmu", przedkładającą kategorie ekonomiczne nad godność osoby ludzkiej.
Nie ulega wątpliwości, że - choć nieco spóźniony - polski Kościół wszedł ze swym nowym dokumentem w ważną i poważną debatę z autorami i aktorami przemian gospodarczych w Polsce. Tym większa mu za to chwała, że ani wyniki wyborów, ani nadchodzący czas nie zwiastują pogody dla liberałów, choćby byli liberałami katolickimi.
Więcej możesz przeczytać w 45/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.