Warszawa nie chce muzeum zaprojektowanego za darmo przez Franka O. Gehry’ego
Cztery lata po otwarciu Muzeum Guggenheima w Bilbao, uznanego za najpiękniejszy budynek XX wieku, otwarto w nim retrospektywę jego twórcy - Franka O. Gehry’ego. Wystawa, eksponowana wcześniej w spiralnej beczce Franka Lloyda Wrighta, mieszczącej Guggenheim Museum w Nowym Jorku, pojawia się w samą porę. Imperium Guggenheima podbija kolejne miasta: dwa budynki na Manhattanie, Wenecja, Bilbao, Berlin i całkiem niedawno Las Vegas. Potrzebuje też społecznej akceptacji dla kolejnych przedsięwzięć. Podpisano umowy o współpracy z petersburskim Ermitażem i wiedeńskim Kunsthistorisches Museum. W najbliższych planach jest nowy gmach w Nowym Jorku - przy East River, w finansowym centrum świata, na wysokości Wall Street. Następny ma powstać w Rio de Janeiro.
Gehry może grymasić
Sam Gehry dostaje więcej zamówień, niż może zrealizować jego wielka pracownia przy Cloverfield Boulevard w Santa Monica, gdzie 70 osób rozrysowuje i makietuje kolejne warianty tych samych gmachów. Gehry może grymasić. Wybiera takie propozycje, które pozwalają mu na największą swobodę twórczą. Minęły bowiem czasy, kiedy rewolucjonizował samo pojęcie konstruowania budynku, gdy osiągał niezwykłe efekty przez irracjonalne piętrzenie brył i płaszczyzn, sugerujące ruchy tektoniczne, typowe dla nawiedzanej trzęsieniami ziemi Kalifornii. Daleko też odszedł od biednych materiałów, z jakich klecone są tymczasowe kalifornijskie domostwa: dykty, sklejki, tektury falistej, metalowej siatki. Po co inwestować w coś bardziej trwałego, jeśli jutro będzie kolejne trzęsienie albo cudem rozmnożone pieniądze przeniosą nas w krainę baśni, na Bulwar Zachodzącego Słońca.
Zarówno dom Gehry’ego, jak i inne jego wczesne projekty pomyślane są właśnie jako ekstrakt kalifornijskiego życzeniowego myślenia. Wystawa pokazuje, jak podsuwane przez kapryśną wyobraźnię kształty krok po kroku przeobrażają się w konkretne budowle. Dziesiątki rysunków i makiet odkształcających pierwotny zarys - ryby, końskiej głowy, kwiatu - ujawniają żmudność procesu projektowania, trudną do dostrzeżenia, gdy przychodzi obcować z gotowym budynkiem. Im większe założenie, tym bardziej skomplikowana procedura przygotowawcza. Pomniejszone sale koncertowe z odtworzonym w pomniejszeniu każdym fotelem, każdym przęsłem stropu i każdym widzem. Pouczające transformacje piszczałek organowych, zmieniających się w wiązkę patyków, tylko z pozoru chaotyczną.
Zamierzenie stulecia
Projekt "Wall Street Guggenheim" uznano za zamierzenie stulecia. Gmach zbudowany zostanie na kilku falochronach, ostro wcinając się w wody rzeki, balansując nad falami jak olbrzymia połyskliwa chmura. Już teraz znawcy mówią, że stanie się nowym symbolem Manhattanu - nawet po odbudowie Twin Towers, które na zawsze ucieleśnią dramat 11 września.
Oblicza się, że w budynku powstaną tysiące nowych miejsc pracy, że inwestycja przyniesie miastu miliony dolarów rocznie. Robert Rauschenberg zadeklarował, że przekaże muzeum 2 tys. swoich prac. Na pewno nie będzie jedynym ofiarodawcą. Rudolph Giuliani oddał na potrzeby budowy cztery miejskie falochrony i dotację w wysokości 67,8 mln USD. To 10 proc. wartości inwestycji. Następne 200 mln dolarów potrzeba na działalność instytucji: 140 tys. m2 powierzchni pomieści zbiory stałe, wystawy czasowe, centrum edukacyjne, dwie sceny teatralno-koncertowe (na 1200 i 400 miejsc). Wokół muzeum na siedmiu hektarach powierzchni powstaną tereny rekreacyjne. Przewiduje się, że w ich sąsiedztwie zostanie zbudowana nowa dzielnica handlowa, przywracająca splendor dolnej części Manhattanu.
Gehry planuje zakończenie prac projektowych w grudniu. Potem przystąpi do obmyślania koncepcji następnego muzeum: Guggenheim-Rio. Przez poprzednie dziesięć lat rezerwował swój czas i wyobraźnię na muzeum dla Warszawy. Cierpliwie czekał, aż kolejne władze miasta i kolejne rządy zechcą ten prezent przyjąć. Nie jest pewne, czy będzie czekał nadal.
Gehry może grymasić
Sam Gehry dostaje więcej zamówień, niż może zrealizować jego wielka pracownia przy Cloverfield Boulevard w Santa Monica, gdzie 70 osób rozrysowuje i makietuje kolejne warianty tych samych gmachów. Gehry może grymasić. Wybiera takie propozycje, które pozwalają mu na największą swobodę twórczą. Minęły bowiem czasy, kiedy rewolucjonizował samo pojęcie konstruowania budynku, gdy osiągał niezwykłe efekty przez irracjonalne piętrzenie brył i płaszczyzn, sugerujące ruchy tektoniczne, typowe dla nawiedzanej trzęsieniami ziemi Kalifornii. Daleko też odszedł od biednych materiałów, z jakich klecone są tymczasowe kalifornijskie domostwa: dykty, sklejki, tektury falistej, metalowej siatki. Po co inwestować w coś bardziej trwałego, jeśli jutro będzie kolejne trzęsienie albo cudem rozmnożone pieniądze przeniosą nas w krainę baśni, na Bulwar Zachodzącego Słońca.
Zarówno dom Gehry’ego, jak i inne jego wczesne projekty pomyślane są właśnie jako ekstrakt kalifornijskiego życzeniowego myślenia. Wystawa pokazuje, jak podsuwane przez kapryśną wyobraźnię kształty krok po kroku przeobrażają się w konkretne budowle. Dziesiątki rysunków i makiet odkształcających pierwotny zarys - ryby, końskiej głowy, kwiatu - ujawniają żmudność procesu projektowania, trudną do dostrzeżenia, gdy przychodzi obcować z gotowym budynkiem. Im większe założenie, tym bardziej skomplikowana procedura przygotowawcza. Pomniejszone sale koncertowe z odtworzonym w pomniejszeniu każdym fotelem, każdym przęsłem stropu i każdym widzem. Pouczające transformacje piszczałek organowych, zmieniających się w wiązkę patyków, tylko z pozoru chaotyczną.
Zamierzenie stulecia
Projekt "Wall Street Guggenheim" uznano za zamierzenie stulecia. Gmach zbudowany zostanie na kilku falochronach, ostro wcinając się w wody rzeki, balansując nad falami jak olbrzymia połyskliwa chmura. Już teraz znawcy mówią, że stanie się nowym symbolem Manhattanu - nawet po odbudowie Twin Towers, które na zawsze ucieleśnią dramat 11 września.
Oblicza się, że w budynku powstaną tysiące nowych miejsc pracy, że inwestycja przyniesie miastu miliony dolarów rocznie. Robert Rauschenberg zadeklarował, że przekaże muzeum 2 tys. swoich prac. Na pewno nie będzie jedynym ofiarodawcą. Rudolph Giuliani oddał na potrzeby budowy cztery miejskie falochrony i dotację w wysokości 67,8 mln USD. To 10 proc. wartości inwestycji. Następne 200 mln dolarów potrzeba na działalność instytucji: 140 tys. m2 powierzchni pomieści zbiory stałe, wystawy czasowe, centrum edukacyjne, dwie sceny teatralno-koncertowe (na 1200 i 400 miejsc). Wokół muzeum na siedmiu hektarach powierzchni powstaną tereny rekreacyjne. Przewiduje się, że w ich sąsiedztwie zostanie zbudowana nowa dzielnica handlowa, przywracająca splendor dolnej części Manhattanu.
Gehry planuje zakończenie prac projektowych w grudniu. Potem przystąpi do obmyślania koncepcji następnego muzeum: Guggenheim-Rio. Przez poprzednie dziesięć lat rezerwował swój czas i wyobraźnię na muzeum dla Warszawy. Cierpliwie czekał, aż kolejne władze miasta i kolejne rządy zechcą ten prezent przyjąć. Nie jest pewne, czy będzie czekał nadal.
Więcej możesz przeczytać w 46/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.