Polska B zrywa się inteligentowi z łańcucha. Ostatnimi czasy zarobiła parę groszy i poczuła się pewniej
Postawiliśmy krzyżyk, trafiliśmy do urny. Cud boski! Ale też tuzy dziennikarskie nie jadły i nie spały, byle ten trzydziestoośmiomilionowy tuman nie rozlazł się w niedzielę po supermarketach. To nękanie – idź na wybory i zabierz babcię z dowodem! – miało wyraźny cel. Idź i zagłosuj tak, jak ci pan redaktor po dobroci sugeruje. Bo pan redaktor na czas kampanii przestał być redaktorem. To zbawca Polski, który prośbą i groźbą doprowadzi naród do urny. Mało! On mu, tumanowi, nawet podetka pod nos tę właściwą listę. Bo w nim tli się inteligencki duch Żeromskiego, zakonserwowany w PRL jak w formalinie. Duch przewodzenia ciemnym masom.
Myślą państwo, że inteligentem jest dziś – powiedzmy – dyrektor dużego banku? Albo księgowy, co ma pod sobą biuro rachunkowe z pięcioma filiami? Albo przedsiębiorca, który codziennie puszcza w Europę po trzy tiry pełne po sufit? Skąd! To – jeden z drugim – tępy groszorób. Gdzie mu tam do wielkiej polityki. Do urny doprowadzić go po sznurku. I paluchem wskazać, gdzie postawić krzyżyk. A kto wskaże i pouczy takiego dyrektora, adwokata, księgowego? Pouczy go prawdziwy inteligent. Taki, co zaczyna dzionek (około 9.00) od sczytania płachty „Wyborczej" i „Rzepy", a na wyciągnięcie ręki ma Żeromskiego w sztywnych okładkach. W pamięci – wielkie chwile, jak to w 1985 ZOMO oblało go z sikawki. Że gołodupiec, któremu nikt nie powierzył do tej pory nawet zarządu piaskownicą? Że od lat to samo małe mieszkanko w blokowisku, po mamusi? I chudy etacik na państwowym? A komu to przeszkadza? Inteligent robi w ideach. Nie będzie marnował zdrowia na babranie się w groszoróbstwie. On jest od poszerzania horyzontów Polsce B.
Tyle że inteligentowi Polska B zrywa się z łańcucha. Ta Polska ostatnimi czasy zarobiła parę groszy i poczuła się pewniej. Co ją interesuje z tej całej polityki? Podatki – możliwie niskie, formalności w biznesie – możliwie niewielkie. No i żeby w naszym Pcimiu nie trzeba było za wszystko płacić drugiej raty „pod stołem". A reszta, panowie politycy? To już do tego serialu od 19.00. Czasami można nawet popatrzeć, gdy na innym kanale akurat nie ma meczu. Na przykład można trafić na taką ciekawostkę przyrodniczą jak lekarz, który gdzieś tak jesienią 2007 r. wpadł na to, że on, biedak, zarabia mało. Ten facet ciężko tyrał sześć lat na studiach. Potem z dziesięć lat spędził w zabiegowym i przez ten czas nie wiedział, ile zarabia. Czysty desperado! Dopiero wtedy, gdy rządowi tajniacy zaczęli węszyć za łapówkami w służbie zdrowia, on opowiada, że mało zarabia, że wyemigruje i żeby mu zagwarantować 7 tys. zł na rękę. Co za zbieg okoliczności.
Można też po 19.00 zobaczyć Józefa Bzibzińskiego. To jest ten pan, którego nie pokazali, bo akurat występowała jedna efektowna posłanka. Zgarnęła łapówę, po czym dała sekwencję aktorską w konwencji „M jak miłość". Koledzy dziennikarze, którzy śledzili, jak błaga, łka i mdleje, natychmiast chwytali za kalkulator. I dalej obliczać: jak posłanka zapłacze na wizji, nasi ulubieńcy mają trzy do pięciu mandatów więcej, a jak zemdleje, to nawet dziesięć.
A kim jest Bzibziński? To jest ten przedsiębiorca, który wygrałby przetarg na szpital, hotel czy co tam jeszcze, gdyby pani posłanka go nie chciała ustawiać za ciężką forsę. Nie wygra, nie zarobi, może zbiednieje. On i jego dzieci. Posłankę pokazali, bo rozdzierająco płacze. A o Bzibzińskim nie zająknął się nawet stażysta dziennikarski. Ale pamiętaj, czytelniku: Bzibziński to ty!
Myślą państwo, że inteligentem jest dziś – powiedzmy – dyrektor dużego banku? Albo księgowy, co ma pod sobą biuro rachunkowe z pięcioma filiami? Albo przedsiębiorca, który codziennie puszcza w Europę po trzy tiry pełne po sufit? Skąd! To – jeden z drugim – tępy groszorób. Gdzie mu tam do wielkiej polityki. Do urny doprowadzić go po sznurku. I paluchem wskazać, gdzie postawić krzyżyk. A kto wskaże i pouczy takiego dyrektora, adwokata, księgowego? Pouczy go prawdziwy inteligent. Taki, co zaczyna dzionek (około 9.00) od sczytania płachty „Wyborczej" i „Rzepy", a na wyciągnięcie ręki ma Żeromskiego w sztywnych okładkach. W pamięci – wielkie chwile, jak to w 1985 ZOMO oblało go z sikawki. Że gołodupiec, któremu nikt nie powierzył do tej pory nawet zarządu piaskownicą? Że od lat to samo małe mieszkanko w blokowisku, po mamusi? I chudy etacik na państwowym? A komu to przeszkadza? Inteligent robi w ideach. Nie będzie marnował zdrowia na babranie się w groszoróbstwie. On jest od poszerzania horyzontów Polsce B.
Tyle że inteligentowi Polska B zrywa się z łańcucha. Ta Polska ostatnimi czasy zarobiła parę groszy i poczuła się pewniej. Co ją interesuje z tej całej polityki? Podatki – możliwie niskie, formalności w biznesie – możliwie niewielkie. No i żeby w naszym Pcimiu nie trzeba było za wszystko płacić drugiej raty „pod stołem". A reszta, panowie politycy? To już do tego serialu od 19.00. Czasami można nawet popatrzeć, gdy na innym kanale akurat nie ma meczu. Na przykład można trafić na taką ciekawostkę przyrodniczą jak lekarz, który gdzieś tak jesienią 2007 r. wpadł na to, że on, biedak, zarabia mało. Ten facet ciężko tyrał sześć lat na studiach. Potem z dziesięć lat spędził w zabiegowym i przez ten czas nie wiedział, ile zarabia. Czysty desperado! Dopiero wtedy, gdy rządowi tajniacy zaczęli węszyć za łapówkami w służbie zdrowia, on opowiada, że mało zarabia, że wyemigruje i żeby mu zagwarantować 7 tys. zł na rękę. Co za zbieg okoliczności.
Można też po 19.00 zobaczyć Józefa Bzibzińskiego. To jest ten pan, którego nie pokazali, bo akurat występowała jedna efektowna posłanka. Zgarnęła łapówę, po czym dała sekwencję aktorską w konwencji „M jak miłość". Koledzy dziennikarze, którzy śledzili, jak błaga, łka i mdleje, natychmiast chwytali za kalkulator. I dalej obliczać: jak posłanka zapłacze na wizji, nasi ulubieńcy mają trzy do pięciu mandatów więcej, a jak zemdleje, to nawet dziesięć.
A kim jest Bzibziński? To jest ten przedsiębiorca, który wygrałby przetarg na szpital, hotel czy co tam jeszcze, gdyby pani posłanka go nie chciała ustawiać za ciężką forsę. Nie wygra, nie zarobi, może zbiednieje. On i jego dzieci. Posłankę pokazali, bo rozdzierająco płacze. A o Bzibzińskim nie zająknął się nawet stażysta dziennikarski. Ale pamiętaj, czytelniku: Bzibziński to ty!
Więcej możesz przeczytać w 43/2007 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.