Demokracja opiera się na prawie, a nie charyzmie osób publicznych
Kto jest dla ciebie autorytetem? - to pytanie zadaliśmy Lindsay Geary, osiemnastolatce z Minneapolis, która odwiedziła w Polsce dziadków. - Jakim autorytetem? Mogę powiedzieć, jacy ludzie służą mi radą, czyje zajęcia cenię w college’u, jakiego lubię pisarza, muzyka czy aktora - odpowiedziała Lindsay. Nie wie, dlaczego miałaby komuś budować ołtarzyk. Kiedy potrzebuje rady lub opinii, szuka jej u osoby kompetentnej. Korzysta z pomocy i na tym koniec. Nie zamierza dochodzić, kto był autorem myśli, która ją zainteresowała.
- Każdy z nas korzysta z setek takich źródeł i żadne z nich nie musi być autorytetem.
W końcu nie żyjemy cudzym życiem, tylko włas-nym - tłumaczy Amerykanka. Młodzi Polacy zaczynają myśleć podobnie. Co trzeci uczestnik internetowej ankiety "Wprost" na pytanie, kto jest dla niego autorytetem, zdecydowanie odpowiadał: nikt.
Mistrz, czyli ekspert
- Nikt nie jest dla mnie autorytetem. Cenię ludzi, którzy mają wybitne osiągnięcia w branży, na przykład Larry’ego Ellisona, prezesa Oracle, czy Andy’ego Grove’a, współzałożyciela Intela. Nie szukam mistrzów, ale specjalistów - mówi Marek Borzestowski, prezes Wirtualnej Polski. To praktyczne podejście cechuje 42 proc. rodaków, uznających, że autorytetem może być osoba o wyjątkowej wiedzy. Mniejsze znaczenie mają nieposzlakowana moralność (32 proc. wskazań), zdolność przekonania do swoich poglądów innych (10 proc.) czy władza (6 proc.). W erze informacji szukamy kogoś, kto skomentuje rzeczywistość, a nie udzieli nam wskazówek etycznych. Mistrza może mieć kandydat na kapłana lub maga, ale nie informatyk, inżynier czy biotechnolog. - Ludzie nie potrzebują już kogoś, kto powie im, jak żyć. Potrzebują kogoś, kto im to życie ułatwi - zauważa prof. Jadwiga Staniszkis, socjolog i politolog.
Współczesne autorytety to po prostu fachowcy. Internauci uczestniczący w naszej ankiecie mówią o Leszku Balcerowiczu "Grabski III Rzeczypospolitej", "geniusz strategii monetarnej". Zbigniewa Bońka chwalą za to, że daje sobie radę po zakończeniu sportowej kariery, Normana Daviesa - że przedstawia historię Polski z punktu widzenia Europejczyka, Miltona Friedmana - że dostrzegł, iż proste może być genialne. - Zrywamy ze sztucznymi autorytetami, które wypadało przywoływać, ale które nie miały wpływu na nasze życie, ani publiczne, ani prywatne - uważa Piotr Tymochowicz, specjalista od kreowania wizerunku.
Autorytet politycznie poprawny
Badania przeprowadzone przez Pentor dla "Wprost" nie tyle pokazują zresztą, kto jest autorytetem, ile czyje nazwisko należy wymienić zgodnie z wymogami politycznej poprawności. Dlatego 68 proc. ankietowanych wskazywało na Czesława Miłosza i Zbigniewa Religę, 61 proc. na Józefa Piłsudskiego, 55 proc. na Aleksandra Kwaśniewskiego, 51 proc. na Jerzego Owsiaka, 45 proc. na Stefana Kisielewskiego, 42 proc. na Jana Nowaka-Jeziorańskiego, a 41 proc. na George’a Busha. Równie wiele osób twierdziło jednak, że te same osoby autorytetami dla nich nie są. Zwolenników znalazły też takie postaci, jak Józef Wybicki (twórca hymnu narodowego), Peter Drucker (guru zarządzania), Kazik Staszewski i Eddie Veder (lider Pearl Jam). Notabene tylko 15 proc. uczestników sondażu za autorytet uznało Andrzeja Leppera.
Sieroctwo po okresie zniewolonego myślenia
Ankietowani przez Pentor nie odważyli się jak Lindsay Geary zakwestionować samego sensu pytania o autorytet, dlatego wymieniali osoby znane i uchodzące za szacowne. Tylko co to ma wspólnego z autorytetem? - Tak różnorodne wskazania, zarówno postaci historycznych, jak i polityków, którzy wygrali ostatnie wybory, to sygnał zagubienia, sieroctwa po okresie zniewolonego myślenia - komentuje wyniki ankiety prof. Zbigniew Nęcki, psycholog społeczny z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Samo pytanie o autorytety wydaje się przejawem tego sieroctwa. W krajach dojrzałej demokracji ośrodki badania opinii i media w ogóle się tym problemem nie zajmują. Owszem, prowadzą rankingi opinion makers (liderów opinii, czyli ekspertów w poszczególnych dziedzinach), plebiscyty na człowieka roku, dekady czy stulecia. W plebiscycie tygodnika "Time" na człowieka XX wieku zwyciężyli Einstein i Hitler. Głosujący stwierdzili, że obaj nadali kształt temu stuleciu.
W naszym kraju - jak wynika z badań opinii publicznej - za niekwestionowany autorytet uchodzi Jan Paweł II. Gdy pytano jednak, w jakim stopniu jego nauka wpływała na podejmowane przez Polaków decyzje, okazywało się, że w znikomym. Wypadało jednak mówić, że papież jest autorytetem, co de facto oznaczało, iż jest dobrem narodowym, polską marką. Podobnie jak Miłosz czy Piłsudski.
Prestiż jednorazowego użytku
Słowo "autorytet" ma ten sam rdzeń co "autorytarny", ma więc związek z autorytarnym myśleniem i sprawowaniem władzy. W ustrojach niedemokratycznych autorytet był jedną z form legitymizacji władzy. Dzisiaj jest to niemożliwe. "Demokracja to rządy większości, a nie rządy jednego (jak w monarchii) czy najlepszych (jak w arystokracji). Dlatego nadmierne powoływanie się na autorytet godzi w demokrację i prowadzi jedynie do zła: totalitaryzmu, prania mózgów, czystek etnicznych i ludobójstwa" - dowodzi Hannah Arendt w "Korzeniach totalitaryzmu". - Demokracja opiera się na prawie, a nie charyzmie osób publicznych. Te pełnią w niej jedynie funkcje usługowe - zgadza się Andrzej Flis, historyk cywilizacji.
Ta usługowość sprawia, że po wypełnieniu swej funkcji osoby uznawane za autorytety odchodzą - często w niepamięć. - Autorytety muszą być krótkotrwałe, gdyż wybierając je, kierujemy się emocjami, a nie rozumem - podkreśla prof. Jerzy Szacki, socjolog. Zmiana warty następuje coraz szybciej: kiedyś po dekadzie, kadencji, obecnie - miesiącu, a wkrótce może po godzinie. Kohl w jednej chwili przestał być "żelaznym kanclerzem", który zjednoczył Niemcy, a stał się politykiem zamieszanym w afery finansowe. Podobnie odbrązowiony został charyzmatyczny Franois Mitterrand, gdy ujawniono jego nepotyzm i okazało się, że miał nieślubną córkę.
Wypalanie mitów
Wielkie autorytety i "sumienia narodu" - z Kościuszką "patrzącym na nas z nieba" (faktycznie bufonem i tchórzem) i Napoleonem, "cesarzem polskiej wolności" (któremu byliśmy potrzebni tylko jako mięso armatnie) - były wielką zbiorową fikcją. Tak naprawdę od końca monarchii dziedzicznej (XVI wiek) Polacy nie mieli żadnych wielkich autorytetów, bo - jak zauważył Paweł Jasienica w "Polskiej anarchii" - nie mogli nimi być władcy wybierani na zgromadzeniach elekcyjnych z reguły spośród słabeuszy. Nawet Stefan Batory był kandydatem drugorzędnym; został wybrany dopiero w drugiej elekcji, gdy przepadli wycięci przez szlachtę faworyci.
Popyt na autorytety kreowane ku pokrzepieniu serc pojawił się w czasach rozbiorów. W II RP służyły one umacnianiu poczucia wspólnoty obywateli państwa, które dopiero odzyskało niepodległość. Antoni Słonimski nazwał je wkrótce "blagą", Stanisław Cat Mackiewicz - "purchawami", a Adolf Nowaczyński - "autorytutkami". Namiętnymi krytykami autorytetów kreowanych byli także Tadeusz Boy-Żeleński i Witold Gombrowicz. Przeciwstawiali się oni sentymentalnemu poszukiwaniu poczucia bezpieczeństwa poza sobą poprzez kreowanie wieszczów "na wiarę" (wedle reguły z "Ferdydurke"- "Słowacki wielkim poetą był"), a także odwoływaniu się do mitycznych autorytetów z przeszłości (zwykle watażków i głupawych szlachetek).
Urzędowa kreacja
W czasach komunistycznych formowano "nowego człowieka", nowe musiały więc być także autorytety. "Nie były to jednostki wybitne, ale reprezentanci samego aparatu retuszowani przez ten aparat" - stwierdził w "Hańbie domowej" Jacek Trznadel. Bez urzędowej kreacji nikt nie traktowałby jako autorytetu Karola Świerczewskiego, sowieckiego generała i agenta NKWD, podobnie jak Wandy Wasilewskiej, która przyjmując sowiecki paszport i kolaborując ze Stalinem, sprzeniewierzyła się ideałom ojca, Leona Wasilewskiego, bliskiego współpracownika Piłsudskiego.
Bylejakość PRL-owskich autorytetów wynikała z łatwego i szybkiego awansu, co "wytwarzało złudzenie, że wszyscy należą do pierwszego garnituru, podczas gdy wiele pozycji zajmowali ci, którzy w normalnych warunkach byliby jedynie rezerwowymi" - zauważył Trznadel. I nawet w PRL szybko się stawali rezerwowymi. "Ludzie, którzy kiedyś decydowali o najważniejszych sprawach Polski, zapadają się w przeszłość, wpadają w błoto, przepaść, ogromny dół niepamięci" - mówił Jerzy Andrzejewski o takich autorytetach byłego systemu, jak Zenon Kliszko czy Jakub Berman. - Jedynie Gomułka i Gierek początkowo uchodzili za autorytety, co nie zależało raczej od nich samych, ale od rozbudzonych nadziei, które jednak bardzo szybko wyparowywały - przypomina prof. Jerzy Holzer, historyk.
Ruch wyzwolenia od dyktatury autorytetów
Demontaż autorytetów jest próbą uwolnienia się od zniewolenia autorytetami w ogóle. "Nie potrzebujemy dziś autorytetów, które wskażą ludzkości, jak żyć" - przekonuje brytyjski historyk Paul Johnson w książce "Intelektualiści". Jego zdaniem, Tołstoj, Rousseau, Sartre czy Brecht o polityce i moralności mogli powiedzieć równie dużo co przypadkowy przechodzień. Oznacza to, że kreowanie autorytetów jest zwykle zabiegiem ideo-logicznym, próbą narzucenia ludziom, co mają myśleć i na kim się wzorować.
W Polsce walkę z łatwym poddawaniem się autorytetom zapoczątkował Stanisław Brzozowski, który przekonywał, że oglądanie się na "wybawcę" usypia i demobilizuje. Na przełomie lat 80. i 90. Stefan Kisielewski nie oszczędzał zarówno oportunistów, jak i opozycjonistów; komunistów "tak czerwonych jak kardynałowie łowiący raki w Morzu Czerwonym" i "reakcjonistów tak czarnych jak Murzyni czyszczący komin z sadzy w noc bezksiężycową". Rozprawiał się z naszą mitomanią, podkreślając ulotność narodowych fascynacji: "Polska zawsze miała ideały na wyrost, a rzeczywistość bywała u nas nie tylko poniżej ideałów, ale w ogóle poniżej normy".
- Autorytety właściwe są społeczeństwom plemiennym. Jedynie tam starsi jako mądrzejsi mogą być przewodnikami duchowymi - zauważa prof. Tomasz Goban-Klas, socjolog. Normalna demokracja nie opiera się na autorytetach, bo ich nie potrzebuje. I obala pseudoautorytety, które są jej wirusami.
Kto jest dla ciebie autorytetem? - to pytanie zadaliśmy Lindsay Geary, osiemnastolatce z Minneapolis, która odwiedziła w Polsce dziadków. - Jakim autorytetem? Mogę powiedzieć, jacy ludzie służą mi radą, czyje zajęcia cenię w college’u, jakiego lubię pisarza, muzyka czy aktora - odpowiedziała Lindsay. Nie wie, dlaczego miałaby komuś budować ołtarzyk. Kiedy potrzebuje rady lub opinii, szuka jej u osoby kompetentnej. Korzysta z pomocy i na tym koniec. Nie zamierza dochodzić, kto był autorem myśli, która ją zainteresowała.
- Każdy z nas korzysta z setek takich źródeł i żadne z nich nie musi być autorytetem.
W końcu nie żyjemy cudzym życiem, tylko włas-nym - tłumaczy Amerykanka. Młodzi Polacy zaczynają myśleć podobnie. Co trzeci uczestnik internetowej ankiety "Wprost" na pytanie, kto jest dla niego autorytetem, zdecydowanie odpowiadał: nikt.
Mistrz, czyli ekspert
- Nikt nie jest dla mnie autorytetem. Cenię ludzi, którzy mają wybitne osiągnięcia w branży, na przykład Larry’ego Ellisona, prezesa Oracle, czy Andy’ego Grove’a, współzałożyciela Intela. Nie szukam mistrzów, ale specjalistów - mówi Marek Borzestowski, prezes Wirtualnej Polski. To praktyczne podejście cechuje 42 proc. rodaków, uznających, że autorytetem może być osoba o wyjątkowej wiedzy. Mniejsze znaczenie mają nieposzlakowana moralność (32 proc. wskazań), zdolność przekonania do swoich poglądów innych (10 proc.) czy władza (6 proc.). W erze informacji szukamy kogoś, kto skomentuje rzeczywistość, a nie udzieli nam wskazówek etycznych. Mistrza może mieć kandydat na kapłana lub maga, ale nie informatyk, inżynier czy biotechnolog. - Ludzie nie potrzebują już kogoś, kto powie im, jak żyć. Potrzebują kogoś, kto im to życie ułatwi - zauważa prof. Jadwiga Staniszkis, socjolog i politolog.
Współczesne autorytety to po prostu fachowcy. Internauci uczestniczący w naszej ankiecie mówią o Leszku Balcerowiczu "Grabski III Rzeczypospolitej", "geniusz strategii monetarnej". Zbigniewa Bońka chwalą za to, że daje sobie radę po zakończeniu sportowej kariery, Normana Daviesa - że przedstawia historię Polski z punktu widzenia Europejczyka, Miltona Friedmana - że dostrzegł, iż proste może być genialne. - Zrywamy ze sztucznymi autorytetami, które wypadało przywoływać, ale które nie miały wpływu na nasze życie, ani publiczne, ani prywatne - uważa Piotr Tymochowicz, specjalista od kreowania wizerunku.
Autorytet politycznie poprawny
Badania przeprowadzone przez Pentor dla "Wprost" nie tyle pokazują zresztą, kto jest autorytetem, ile czyje nazwisko należy wymienić zgodnie z wymogami politycznej poprawności. Dlatego 68 proc. ankietowanych wskazywało na Czesława Miłosza i Zbigniewa Religę, 61 proc. na Józefa Piłsudskiego, 55 proc. na Aleksandra Kwaśniewskiego, 51 proc. na Jerzego Owsiaka, 45 proc. na Stefana Kisielewskiego, 42 proc. na Jana Nowaka-Jeziorańskiego, a 41 proc. na George’a Busha. Równie wiele osób twierdziło jednak, że te same osoby autorytetami dla nich nie są. Zwolenników znalazły też takie postaci, jak Józef Wybicki (twórca hymnu narodowego), Peter Drucker (guru zarządzania), Kazik Staszewski i Eddie Veder (lider Pearl Jam). Notabene tylko 15 proc. uczestników sondażu za autorytet uznało Andrzeja Leppera.
Sieroctwo po okresie zniewolonego myślenia
Ankietowani przez Pentor nie odważyli się jak Lindsay Geary zakwestionować samego sensu pytania o autorytet, dlatego wymieniali osoby znane i uchodzące za szacowne. Tylko co to ma wspólnego z autorytetem? - Tak różnorodne wskazania, zarówno postaci historycznych, jak i polityków, którzy wygrali ostatnie wybory, to sygnał zagubienia, sieroctwa po okresie zniewolonego myślenia - komentuje wyniki ankiety prof. Zbigniew Nęcki, psycholog społeczny z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Samo pytanie o autorytety wydaje się przejawem tego sieroctwa. W krajach dojrzałej demokracji ośrodki badania opinii i media w ogóle się tym problemem nie zajmują. Owszem, prowadzą rankingi opinion makers (liderów opinii, czyli ekspertów w poszczególnych dziedzinach), plebiscyty na człowieka roku, dekady czy stulecia. W plebiscycie tygodnika "Time" na człowieka XX wieku zwyciężyli Einstein i Hitler. Głosujący stwierdzili, że obaj nadali kształt temu stuleciu.
W naszym kraju - jak wynika z badań opinii publicznej - za niekwestionowany autorytet uchodzi Jan Paweł II. Gdy pytano jednak, w jakim stopniu jego nauka wpływała na podejmowane przez Polaków decyzje, okazywało się, że w znikomym. Wypadało jednak mówić, że papież jest autorytetem, co de facto oznaczało, iż jest dobrem narodowym, polską marką. Podobnie jak Miłosz czy Piłsudski.
Prestiż jednorazowego użytku
Słowo "autorytet" ma ten sam rdzeń co "autorytarny", ma więc związek z autorytarnym myśleniem i sprawowaniem władzy. W ustrojach niedemokratycznych autorytet był jedną z form legitymizacji władzy. Dzisiaj jest to niemożliwe. "Demokracja to rządy większości, a nie rządy jednego (jak w monarchii) czy najlepszych (jak w arystokracji). Dlatego nadmierne powoływanie się na autorytet godzi w demokrację i prowadzi jedynie do zła: totalitaryzmu, prania mózgów, czystek etnicznych i ludobójstwa" - dowodzi Hannah Arendt w "Korzeniach totalitaryzmu". - Demokracja opiera się na prawie, a nie charyzmie osób publicznych. Te pełnią w niej jedynie funkcje usługowe - zgadza się Andrzej Flis, historyk cywilizacji.
Ta usługowość sprawia, że po wypełnieniu swej funkcji osoby uznawane za autorytety odchodzą - często w niepamięć. - Autorytety muszą być krótkotrwałe, gdyż wybierając je, kierujemy się emocjami, a nie rozumem - podkreśla prof. Jerzy Szacki, socjolog. Zmiana warty następuje coraz szybciej: kiedyś po dekadzie, kadencji, obecnie - miesiącu, a wkrótce może po godzinie. Kohl w jednej chwili przestał być "żelaznym kanclerzem", który zjednoczył Niemcy, a stał się politykiem zamieszanym w afery finansowe. Podobnie odbrązowiony został charyzmatyczny Franois Mitterrand, gdy ujawniono jego nepotyzm i okazało się, że miał nieślubną córkę.
Wypalanie mitów
Wielkie autorytety i "sumienia narodu" - z Kościuszką "patrzącym na nas z nieba" (faktycznie bufonem i tchórzem) i Napoleonem, "cesarzem polskiej wolności" (któremu byliśmy potrzebni tylko jako mięso armatnie) - były wielką zbiorową fikcją. Tak naprawdę od końca monarchii dziedzicznej (XVI wiek) Polacy nie mieli żadnych wielkich autorytetów, bo - jak zauważył Paweł Jasienica w "Polskiej anarchii" - nie mogli nimi być władcy wybierani na zgromadzeniach elekcyjnych z reguły spośród słabeuszy. Nawet Stefan Batory był kandydatem drugorzędnym; został wybrany dopiero w drugiej elekcji, gdy przepadli wycięci przez szlachtę faworyci.
Popyt na autorytety kreowane ku pokrzepieniu serc pojawił się w czasach rozbiorów. W II RP służyły one umacnianiu poczucia wspólnoty obywateli państwa, które dopiero odzyskało niepodległość. Antoni Słonimski nazwał je wkrótce "blagą", Stanisław Cat Mackiewicz - "purchawami", a Adolf Nowaczyński - "autorytutkami". Namiętnymi krytykami autorytetów kreowanych byli także Tadeusz Boy-Żeleński i Witold Gombrowicz. Przeciwstawiali się oni sentymentalnemu poszukiwaniu poczucia bezpieczeństwa poza sobą poprzez kreowanie wieszczów "na wiarę" (wedle reguły z "Ferdydurke"- "Słowacki wielkim poetą był"), a także odwoływaniu się do mitycznych autorytetów z przeszłości (zwykle watażków i głupawych szlachetek).
Urzędowa kreacja
W czasach komunistycznych formowano "nowego człowieka", nowe musiały więc być także autorytety. "Nie były to jednostki wybitne, ale reprezentanci samego aparatu retuszowani przez ten aparat" - stwierdził w "Hańbie domowej" Jacek Trznadel. Bez urzędowej kreacji nikt nie traktowałby jako autorytetu Karola Świerczewskiego, sowieckiego generała i agenta NKWD, podobnie jak Wandy Wasilewskiej, która przyjmując sowiecki paszport i kolaborując ze Stalinem, sprzeniewierzyła się ideałom ojca, Leona Wasilewskiego, bliskiego współpracownika Piłsudskiego.
Bylejakość PRL-owskich autorytetów wynikała z łatwego i szybkiego awansu, co "wytwarzało złudzenie, że wszyscy należą do pierwszego garnituru, podczas gdy wiele pozycji zajmowali ci, którzy w normalnych warunkach byliby jedynie rezerwowymi" - zauważył Trznadel. I nawet w PRL szybko się stawali rezerwowymi. "Ludzie, którzy kiedyś decydowali o najważniejszych sprawach Polski, zapadają się w przeszłość, wpadają w błoto, przepaść, ogromny dół niepamięci" - mówił Jerzy Andrzejewski o takich autorytetach byłego systemu, jak Zenon Kliszko czy Jakub Berman. - Jedynie Gomułka i Gierek początkowo uchodzili za autorytety, co nie zależało raczej od nich samych, ale od rozbudzonych nadziei, które jednak bardzo szybko wyparowywały - przypomina prof. Jerzy Holzer, historyk.
Ruch wyzwolenia od dyktatury autorytetów
Demontaż autorytetów jest próbą uwolnienia się od zniewolenia autorytetami w ogóle. "Nie potrzebujemy dziś autorytetów, które wskażą ludzkości, jak żyć" - przekonuje brytyjski historyk Paul Johnson w książce "Intelektualiści". Jego zdaniem, Tołstoj, Rousseau, Sartre czy Brecht o polityce i moralności mogli powiedzieć równie dużo co przypadkowy przechodzień. Oznacza to, że kreowanie autorytetów jest zwykle zabiegiem ideo-logicznym, próbą narzucenia ludziom, co mają myśleć i na kim się wzorować.
W Polsce walkę z łatwym poddawaniem się autorytetom zapoczątkował Stanisław Brzozowski, który przekonywał, że oglądanie się na "wybawcę" usypia i demobilizuje. Na przełomie lat 80. i 90. Stefan Kisielewski nie oszczędzał zarówno oportunistów, jak i opozycjonistów; komunistów "tak czerwonych jak kardynałowie łowiący raki w Morzu Czerwonym" i "reakcjonistów tak czarnych jak Murzyni czyszczący komin z sadzy w noc bezksiężycową". Rozprawiał się z naszą mitomanią, podkreślając ulotność narodowych fascynacji: "Polska zawsze miała ideały na wyrost, a rzeczywistość bywała u nas nie tylko poniżej ideałów, ale w ogóle poniżej normy".
- Autorytety właściwe są społeczeństwom plemiennym. Jedynie tam starsi jako mądrzejsi mogą być przewodnikami duchowymi - zauważa prof. Tomasz Goban-Klas, socjolog. Normalna demokracja nie opiera się na autorytetach, bo ich nie potrzebuje. I obala pseudoautorytety, które są jej wirusami.
Więcej możesz przeczytać w 47/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.