Warholowska Marilyn Monroe stała się takim samym znakiem kulturowym jak Mona Liza
Andy Warhol, syn słowackiego emigranta, wymalował sobie włas-ne przeznaczenie: rysunki dolarów przyniosły mu bogactwo, wizerunki sławnych ludzi - sławę.
Opowiadano o nim nieskończoną liczbę anegdot i plotek, cytowano jego złote myśli (niejednokrotnie przeczące sobie). Czyniono zeń proroka, nazywano malarskim McLuhanem. Stał się takim samym symbolem pop-kultury, jak portretowani przez niego Elvis Presley czy Marilyn Monroe, bohaterem największych skandali swojego czasu i obiektem fascynacji kolejnych pokoleń.
Pierwszy artysta globalnej wioski
Warhol był pierwszym w pełni świadomym artystą globalnej wioski, piewcą amerykańskiej idei równości. Równości przede wszystkim w konsumpcji. Zachwycało go, że bogaci i biedni, prezydent i Liz Taylor, tak samo oglądają telewizję i piją coca-colę. Twierdził, że najpiękniejszym obiektem w Tokio, Sztokholmie czy Florencji jest McDonald, a Pekin czy Moskwa "nie mają jeszcze nic pięknego" (dziś ucieszyłby się, bo już mają).
Wystawie, która najpierw odwiedziła Wrocław, a niebawem pojawi się w Warszawie ("Wprost" sprawuje nad nią patronat medialny), organizatorzy nadali tytuł "Andy Warhol - amerykański mit". Jej bohater uosabiał bowiem najpopularniejszy mit amerykańskiego sukcesu - od pucybuta do milionera. Ekspozycja obejmuje jedenaście cyklów serigrafii Warhola, będących przekrojem przez całą jego twórczość: od nie znanych polskiej publiczności dowcipnych rysunków z lat 50., poprzez powszechnie znane wizerunki zup Campbella czy Mao Tse-tunga, do późnych dzieł z lat 80.
Warhol wkroczył w świat sztuki prosto ze świata reklamy. Wówczas, na przełomie lat 50. i 60., dominował ekspresjonizm abstrakcyjny. Puszka z zupą Campbella stała się więc naturalną przeciwwagą dla dziurawej puszki farby Jacksona Pollocka, który potrząsał nią nad leżącym na ziemi płótnem i tworzył w ten sposób obrazy. Hiperrealizm dzieł Warhola z wczesnych lat 60. można też wywieść z purytańskiej estetyki amerykańskich realistów. Warhol ma wiele z nią wspólnego (podobnie chwali amerykańskość, mimo iż ujmuje ten temat z innej strony). Realiści, czerpiący tematy z historii, malujący krajobrazy, wnętrza i portrety narodowych bohaterów, odwoływali się do uczuć patriotycznych, ale i rzeczowości czy umiłowania utylitarności - cech zakorzenionych w amerykańskich umysłach. Twórczości Warhola przyświecały podobne ideały, gdy portretował idoli kultury masowej i przedmioty używane przez każdego Amerykanina.
Wśród krytyków artysta wywołał burzę. Była to jednak burza w szklance wody, ponieważ tak naprawdę Warhol sankcjonował zjawiska już istniejące, kładąc pomost między kulturą wysoką a niską. Przyczynił się do zatarcia granicy między nimi. Zwrócił uwagę nie tylko na zjawisko seryjności, ale i towarzyszącą mu estetykę przejściowości.
Bez drugiego dna
W twórczości Warhola niejednokrotnie dopatrywano się drugiego dna, zwłaszcza gdy brał na warsztat zdjęcia katastrof i krzeseł elektrycznych. W jego pustych, funkcjonujących jak martwe natury twarzach amerykańska krytyk sztuki Barbara Rose dostrzegła obraz alienacji współczesnego człowieka. Pisała: "Groteskowe portrety Warhola, przedstawiające jego mecenasów, wygrywające każdą cechę ich narcyzmu, groteskowe wizerunki Marilyn Monroe i zalana łzami Jackie Kennedy są równie zjadliwym i bezlitosnym oskarżeniem społeczeństwa jak dworskie portrety Goi".
Tymczasem artysta nie miał takich zamysłów. Mówił: "Jeśli chcesz wiedzieć wszystko o Andym Warholu, po prostu spójrz na powierzchnię moich obrazów czy filmów. Tam jestem i nic się za tym nie kryje". Albo: "Robienie pieniędzy jest sztuką, praca jest sztuką, a dobry biznes jest najlepszą sztuką". Wyznawał: "Zaczynałem jako artysta komercyjny, chciałbym skończyć jako artysta biznesu".
Wyszedł ze świata reklamy i do niego - choć już nie osobiście - powrócił. Tyle że to już całkiem inny świat. W latach 50. reklama wyglądała inaczej - większą rolę odgrywała w niej grafika. Jej styl i rola zmieniły się z chwilą, gdy zdominowała ją fotografia. Dziś więc nikt nie będzie już postrzegał Warholowskiej puszki jako obiektu wziętego z reklamy, tylko po prostu jako obiekt pop-artu. Za to dzieła Warhola wdarły się na bannery i do spotów, podobnie jak prace Leonarda czy Michała Anioła. Warholowska Marilyn stała się już znakiem kulturowym jak Mona Liza.
Andy Warhol, syn słowackiego emigranta, wymalował sobie włas-ne przeznaczenie: rysunki dolarów przyniosły mu bogactwo, wizerunki sławnych ludzi - sławę.
Opowiadano o nim nieskończoną liczbę anegdot i plotek, cytowano jego złote myśli (niejednokrotnie przeczące sobie). Czyniono zeń proroka, nazywano malarskim McLuhanem. Stał się takim samym symbolem pop-kultury, jak portretowani przez niego Elvis Presley czy Marilyn Monroe, bohaterem największych skandali swojego czasu i obiektem fascynacji kolejnych pokoleń.
Pierwszy artysta globalnej wioski
Warhol był pierwszym w pełni świadomym artystą globalnej wioski, piewcą amerykańskiej idei równości. Równości przede wszystkim w konsumpcji. Zachwycało go, że bogaci i biedni, prezydent i Liz Taylor, tak samo oglądają telewizję i piją coca-colę. Twierdził, że najpiękniejszym obiektem w Tokio, Sztokholmie czy Florencji jest McDonald, a Pekin czy Moskwa "nie mają jeszcze nic pięknego" (dziś ucieszyłby się, bo już mają).
Wystawie, która najpierw odwiedziła Wrocław, a niebawem pojawi się w Warszawie ("Wprost" sprawuje nad nią patronat medialny), organizatorzy nadali tytuł "Andy Warhol - amerykański mit". Jej bohater uosabiał bowiem najpopularniejszy mit amerykańskiego sukcesu - od pucybuta do milionera. Ekspozycja obejmuje jedenaście cyklów serigrafii Warhola, będących przekrojem przez całą jego twórczość: od nie znanych polskiej publiczności dowcipnych rysunków z lat 50., poprzez powszechnie znane wizerunki zup Campbella czy Mao Tse-tunga, do późnych dzieł z lat 80.
Warhol wkroczył w świat sztuki prosto ze świata reklamy. Wówczas, na przełomie lat 50. i 60., dominował ekspresjonizm abstrakcyjny. Puszka z zupą Campbella stała się więc naturalną przeciwwagą dla dziurawej puszki farby Jacksona Pollocka, który potrząsał nią nad leżącym na ziemi płótnem i tworzył w ten sposób obrazy. Hiperrealizm dzieł Warhola z wczesnych lat 60. można też wywieść z purytańskiej estetyki amerykańskich realistów. Warhol ma wiele z nią wspólnego (podobnie chwali amerykańskość, mimo iż ujmuje ten temat z innej strony). Realiści, czerpiący tematy z historii, malujący krajobrazy, wnętrza i portrety narodowych bohaterów, odwoływali się do uczuć patriotycznych, ale i rzeczowości czy umiłowania utylitarności - cech zakorzenionych w amerykańskich umysłach. Twórczości Warhola przyświecały podobne ideały, gdy portretował idoli kultury masowej i przedmioty używane przez każdego Amerykanina.
Wśród krytyków artysta wywołał burzę. Była to jednak burza w szklance wody, ponieważ tak naprawdę Warhol sankcjonował zjawiska już istniejące, kładąc pomost między kulturą wysoką a niską. Przyczynił się do zatarcia granicy między nimi. Zwrócił uwagę nie tylko na zjawisko seryjności, ale i towarzyszącą mu estetykę przejściowości.
Bez drugiego dna
W twórczości Warhola niejednokrotnie dopatrywano się drugiego dna, zwłaszcza gdy brał na warsztat zdjęcia katastrof i krzeseł elektrycznych. W jego pustych, funkcjonujących jak martwe natury twarzach amerykańska krytyk sztuki Barbara Rose dostrzegła obraz alienacji współczesnego człowieka. Pisała: "Groteskowe portrety Warhola, przedstawiające jego mecenasów, wygrywające każdą cechę ich narcyzmu, groteskowe wizerunki Marilyn Monroe i zalana łzami Jackie Kennedy są równie zjadliwym i bezlitosnym oskarżeniem społeczeństwa jak dworskie portrety Goi".
Tymczasem artysta nie miał takich zamysłów. Mówił: "Jeśli chcesz wiedzieć wszystko o Andym Warholu, po prostu spójrz na powierzchnię moich obrazów czy filmów. Tam jestem i nic się za tym nie kryje". Albo: "Robienie pieniędzy jest sztuką, praca jest sztuką, a dobry biznes jest najlepszą sztuką". Wyznawał: "Zaczynałem jako artysta komercyjny, chciałbym skończyć jako artysta biznesu".
Wyszedł ze świata reklamy i do niego - choć już nie osobiście - powrócił. Tyle że to już całkiem inny świat. W latach 50. reklama wyglądała inaczej - większą rolę odgrywała w niej grafika. Jej styl i rola zmieniły się z chwilą, gdy zdominowała ją fotografia. Dziś więc nikt nie będzie już postrzegał Warholowskiej puszki jako obiektu wziętego z reklamy, tylko po prostu jako obiekt pop-artu. Za to dzieła Warhola wdarły się na bannery i do spotów, podobnie jak prace Leonarda czy Michała Anioła. Warholowska Marilyn stała się już znakiem kulturowym jak Mona Liza.
Więcej możesz przeczytać w 47/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.