Xi Jinping przywiózł do Europy chiński wehikuł czasu. Przenosi on nas do siermiężnej epoki, gdy sowiecka Rosja była tak potężna, jak w mokrych snach Władimira Putina.
„Niech światło naszej żelaznej przyjaźni oświetla ścieżkę chińsko-serbskiej współpracy” – wystrzeliła na pierwszej stronie belgradzka Politika w stylu godnym dawnych peanów na cześć Stalina czy Breżniewa.
Tekst okraszono oczywiście zdjęciem wylizanego w photoshopie chińskiego prezydenta. Jego lądowanie w Belgradzie w 25. rocznicę zbombardowania przez NATO ambasady chińskiej w Serbii bez trudu przyćmiło swoim blaskiem Eurowizję.
Serbska rządowa telewizja przerwała transmisję męczarni polskiej reprezentantki, by pokazać, jak cesarz komunistycznych Chin maszeruje z samolotu po czerwonym dywanie.
Nie wiem, czy Xi śledzi ten festiwal, ale jedno jest pewne: prezydent Chin uderzył w jarmarczną nutę tak ochoczo, jakby sam brał udział w Eurowizji.
„W maju, gdy zapach kwiatów i traw wypełnia powietrze na Wielkiej Równinie, składam wizytę na Węgrzech” – tak zaczął swój własny tekst, opublikowany w węgierskim dzienniku Magyar Nemzet przez wizytą w Budapeszcie.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.