Dlaczego najwięcej osób ginie w Polsce w autach Suzuki, BMW, Hyundaia i Mitsubishi
Maluch bezpieczniejszy od suzuki czy BMW? Można by tak sądzić po powierzchownej lekturze policyjnych statystyk wypadków drogowych, wedle której najwięcej osób ginie właśnie w japońskich i niemieckich autach tych marek. Co prawda osoby podróżujące małymi fiatami stanowią ponad 10 proc. ofiar wszystkich kraks samochodowych, natomiast jeżdżące BMW - niecały procent, wystarczy jednak porównać liczbę kierowców aut danej marki biorących udział w wypadkach z liczbą tych samochodów poruszających się po polskich drogach, a okaże się, że ofiarami wypadków jest 0,15 proc. kierowców maluchów oraz dwa razy więcej (0,31 proc.) kierowców BMW. Dlaczego w najbezpieczniejszych autach ginie najwięcej ludzi?
Pierwsi w Polsce publikujemy dane Komendy Głównej Policji (opracowywane dopiero od 2000 r.) dotyczące marek aut, które najczęściej biorą udział w wypadkach. Tylko od stycznia do końca września tego roku w kraksach zginęło lub rannych zostało 5993 pasażerów i kierowców maluchów, 2253 osoby podróżujące volkswagenami i 1589 osób w polonezach. Uczestnikami wypadków było też 846 pasażerów fordów, 766 pasażerów audi, 721 osób w autach firmy Renault, 589 podróżujących mercedesami i 455 przemieszczających się BMW. Gdy porównać te dane z liczbą osób biorących udział w kraksach, okaże się, że w autach Suzuki zginęło 11,76 proc. kierowców i pasażerów, BMW - 11,2 proc., a w fiatach - 5,29 proc. podróżnych. Jeśli chodzi o konkretne modele, najgorzej wypadły clio (zmarło 10,83 proc. pasażerów uczestniczących w wypadkach), nexia (9,09 proc.), mégane (8,80 proc.), escort (8,39 proc.) i astra (8,20 proc.).
Niebezpieczni kierowcy
- Pod względem bezpieczeństwa biernego samochody BMW, Mercedesa, Audi czy Suzuki wypadają bardzo dobrze - twierdzi Zbigniew Roter, wieloletni rzeczoznawca Polskiego Związku Motorowego. Marek tych nie ma co porównywać z maluchami, fiatami 125 p, polonezami czy uno. O zagrożeniu związanym z wypadkiem decyduje jednak przede wszystkim człowiek kierujący samochodem. - BMW, mercedesami czy audi jeżdżą ludzie zdecydowani, szybko podejmujący decyzje, z reguły mający około trzydziestu lat. Jeżdżą tak, jak żyją: bardzo szybko. A na kiepskich polskich drogach oznacza to podwyższone ryzyko - uważa psycholog Andrzej Markowski, wiceprezes fundacji Bezpieczny na Drodze. - BMW uczestniczącymi w tragicznych wypadkach kierowali bardzo młodzi ludzie, nie mający wyobraźni - dodaje Jerzy Werczyński, szef warszawskiego serwisu firmy Smorawiński i Spółka, sprzedającej auta BMW.
Holenderski eksperyment
Osoby te są przekonane, że w samochodzie dobrej marki, wyposażonym w poduszki powietrzne i inne systemy zabezpieczeń, nic im nie grozi. Tymczasem przy prędkości ponad 140 km/h poduszki praktycznie przestają spełniać swoje zadanie. - Wprawdzie otwierają się, ale nie gwarantują przeżycia. Przy zderzeniu aut poruszających się z taką szybkością śmierć pasażerów następuje na skutek obrażeń wewnętrznych - tłumaczy inspektor Ryszard Siewierski, dyrektor Biura Koordynacji Służby Prewencyjnej Komendy Głównej Policji. Siewierski przytacza przykład jednego ze stołecznych policjantów, który kilka lat temu przeszedł szkolenie w Holandii. Poproszono go, aby poprowadził radiowóz - auto bardzo dobrej klasy. Kiedy samochód przekroczył 160 km/h, instruktor zaproponował, aby wszyscy odpięli pasy bezpieczeństwa i zablokowali mechanizm uruchamiający poduszki powietrzne. Polski policjant nie krył zdziwienia. "Przecież pasy i poduszki mogą nam uratować życie" - stwierdził. "Przy tej prędkości nie ma szans na przeżycie, nawet gdyby w samochodzie było dziesięć poduszek i potrójne pasy" - odpowiedział holenderski funkcjonariusz. - Praw fizyki się nie ominie: wypadek przy prędkości 200 km/h musi się skończyć tragicznie dla kierowcy i pasażerów nawet najlepszego auta - zauważa Ryszard Bałazy, dyrektor warszawskiego biura Kulczyk Tradex, firmy importującej volkswageny i audi.
Syndrom Mad Maxa
Kierowcami kilku- czy kilkunastoletnich BMW i mercedesów są przeważnie mężczyźni w wieku 18-25 lat, powodujący najwięcej wypadków. Wedle policyjnych statystyk, jeżdżą oni na granicy ryzyka, często pod wpływem alkoholu. Zabierają też więcej pasażerów, niż dopuszczają przepisy. Tych samozwańczych władców szos Andrzej Markowski nazywa dotkniętymi syndromem Mad Maxa. - Wysoka śmiertelność wśród kierowców BMW czy mercedesów wiąże się także z tym, że stan techniczny tych aut często pozostawia wiele do życzenia. Przeważnie uczestniczyły one w poważnych wypadkach na Zachodzie, mają naruszone ramy i zawieszenia. Ponadto do Polski wjechały w częściach i zostały niedbale zmontowane - opowiada Zbigniew Roter. Nabywcy tych pojazdów najczęściej nie są świadomi niebezpieczeństwa, jakie im grozi na drogach. - Wiele osób kupuje auta BMW na giełdzie czy w komisie i dopiero w firmowym serwisie dowiadują się, że samochód uczestniczył w wypadku - potwierdza tę prawidłowość Jerzy Werczyński. - W ostatnich pięciu latach w wypadku zginął tylko jeden nasz klient, który nabył nowe auto. Zginął zresztą na własne życzenie - nie zapiął pasów bezpieczeństwa.
Tymczasem przeciętny kierowca malucha czy poloneza ma prawie pięćdziesiąt lat, a samochód jest dla niego dorobkiem całego życia. Bardzo rzadko decyduje się więc na ryzykowną jazdę; nie uważa się za zdobywcę autostrad czy mistrza kierownicy. Poza tym maluch nie rozwija 160 km/h, czyli zderzenie nim z drzewem przy takiej prędkości jest niemożliwe.
Samochody jeżdżące po polskich drogach są coraz bezpieczniejsze. W naszym zestawieniu wiele z nich znalazło się na czołowych miejscach tylko dlatego, że kierowcy bardzo często zapominają, że testy zderzeniowe aut przeprowadzane są przy prędkości 55 km/h, a nie 155 km/h.
Maluch bezpieczniejszy od suzuki czy BMW? Można by tak sądzić po powierzchownej lekturze policyjnych statystyk wypadków drogowych, wedle której najwięcej osób ginie właśnie w japońskich i niemieckich autach tych marek. Co prawda osoby podróżujące małymi fiatami stanowią ponad 10 proc. ofiar wszystkich kraks samochodowych, natomiast jeżdżące BMW - niecały procent, wystarczy jednak porównać liczbę kierowców aut danej marki biorących udział w wypadkach z liczbą tych samochodów poruszających się po polskich drogach, a okaże się, że ofiarami wypadków jest 0,15 proc. kierowców maluchów oraz dwa razy więcej (0,31 proc.) kierowców BMW. Dlaczego w najbezpieczniejszych autach ginie najwięcej ludzi?
Pierwsi w Polsce publikujemy dane Komendy Głównej Policji (opracowywane dopiero od 2000 r.) dotyczące marek aut, które najczęściej biorą udział w wypadkach. Tylko od stycznia do końca września tego roku w kraksach zginęło lub rannych zostało 5993 pasażerów i kierowców maluchów, 2253 osoby podróżujące volkswagenami i 1589 osób w polonezach. Uczestnikami wypadków było też 846 pasażerów fordów, 766 pasażerów audi, 721 osób w autach firmy Renault, 589 podróżujących mercedesami i 455 przemieszczających się BMW. Gdy porównać te dane z liczbą osób biorących udział w kraksach, okaże się, że w autach Suzuki zginęło 11,76 proc. kierowców i pasażerów, BMW - 11,2 proc., a w fiatach - 5,29 proc. podróżnych. Jeśli chodzi o konkretne modele, najgorzej wypadły clio (zmarło 10,83 proc. pasażerów uczestniczących w wypadkach), nexia (9,09 proc.), mégane (8,80 proc.), escort (8,39 proc.) i astra (8,20 proc.).
Niebezpieczni kierowcy
- Pod względem bezpieczeństwa biernego samochody BMW, Mercedesa, Audi czy Suzuki wypadają bardzo dobrze - twierdzi Zbigniew Roter, wieloletni rzeczoznawca Polskiego Związku Motorowego. Marek tych nie ma co porównywać z maluchami, fiatami 125 p, polonezami czy uno. O zagrożeniu związanym z wypadkiem decyduje jednak przede wszystkim człowiek kierujący samochodem. - BMW, mercedesami czy audi jeżdżą ludzie zdecydowani, szybko podejmujący decyzje, z reguły mający około trzydziestu lat. Jeżdżą tak, jak żyją: bardzo szybko. A na kiepskich polskich drogach oznacza to podwyższone ryzyko - uważa psycholog Andrzej Markowski, wiceprezes fundacji Bezpieczny na Drodze. - BMW uczestniczącymi w tragicznych wypadkach kierowali bardzo młodzi ludzie, nie mający wyobraźni - dodaje Jerzy Werczyński, szef warszawskiego serwisu firmy Smorawiński i Spółka, sprzedającej auta BMW.
Holenderski eksperyment
Osoby te są przekonane, że w samochodzie dobrej marki, wyposażonym w poduszki powietrzne i inne systemy zabezpieczeń, nic im nie grozi. Tymczasem przy prędkości ponad 140 km/h poduszki praktycznie przestają spełniać swoje zadanie. - Wprawdzie otwierają się, ale nie gwarantują przeżycia. Przy zderzeniu aut poruszających się z taką szybkością śmierć pasażerów następuje na skutek obrażeń wewnętrznych - tłumaczy inspektor Ryszard Siewierski, dyrektor Biura Koordynacji Służby Prewencyjnej Komendy Głównej Policji. Siewierski przytacza przykład jednego ze stołecznych policjantów, który kilka lat temu przeszedł szkolenie w Holandii. Poproszono go, aby poprowadził radiowóz - auto bardzo dobrej klasy. Kiedy samochód przekroczył 160 km/h, instruktor zaproponował, aby wszyscy odpięli pasy bezpieczeństwa i zablokowali mechanizm uruchamiający poduszki powietrzne. Polski policjant nie krył zdziwienia. "Przecież pasy i poduszki mogą nam uratować życie" - stwierdził. "Przy tej prędkości nie ma szans na przeżycie, nawet gdyby w samochodzie było dziesięć poduszek i potrójne pasy" - odpowiedział holenderski funkcjonariusz. - Praw fizyki się nie ominie: wypadek przy prędkości 200 km/h musi się skończyć tragicznie dla kierowcy i pasażerów nawet najlepszego auta - zauważa Ryszard Bałazy, dyrektor warszawskiego biura Kulczyk Tradex, firmy importującej volkswageny i audi.
Syndrom Mad Maxa
Kierowcami kilku- czy kilkunastoletnich BMW i mercedesów są przeważnie mężczyźni w wieku 18-25 lat, powodujący najwięcej wypadków. Wedle policyjnych statystyk, jeżdżą oni na granicy ryzyka, często pod wpływem alkoholu. Zabierają też więcej pasażerów, niż dopuszczają przepisy. Tych samozwańczych władców szos Andrzej Markowski nazywa dotkniętymi syndromem Mad Maxa. - Wysoka śmiertelność wśród kierowców BMW czy mercedesów wiąże się także z tym, że stan techniczny tych aut często pozostawia wiele do życzenia. Przeważnie uczestniczyły one w poważnych wypadkach na Zachodzie, mają naruszone ramy i zawieszenia. Ponadto do Polski wjechały w częściach i zostały niedbale zmontowane - opowiada Zbigniew Roter. Nabywcy tych pojazdów najczęściej nie są świadomi niebezpieczeństwa, jakie im grozi na drogach. - Wiele osób kupuje auta BMW na giełdzie czy w komisie i dopiero w firmowym serwisie dowiadują się, że samochód uczestniczył w wypadku - potwierdza tę prawidłowość Jerzy Werczyński. - W ostatnich pięciu latach w wypadku zginął tylko jeden nasz klient, który nabył nowe auto. Zginął zresztą na własne życzenie - nie zapiął pasów bezpieczeństwa.
Tymczasem przeciętny kierowca malucha czy poloneza ma prawie pięćdziesiąt lat, a samochód jest dla niego dorobkiem całego życia. Bardzo rzadko decyduje się więc na ryzykowną jazdę; nie uważa się za zdobywcę autostrad czy mistrza kierownicy. Poza tym maluch nie rozwija 160 km/h, czyli zderzenie nim z drzewem przy takiej prędkości jest niemożliwe.
Samochody jeżdżące po polskich drogach są coraz bezpieczniejsze. W naszym zestawieniu wiele z nich znalazło się na czołowych miejscach tylko dlatego, że kierowcy bardzo często zapominają, że testy zderzeniowe aut przeprowadzane są przy prędkości 55 km/h, a nie 155 km/h.
Więcej możesz przeczytać w 48/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.