Siedem lat temu Krzysztof Heinze z Zabrza skończył technikum górnicze, ale nie pracował w zawodzie. W tym roku stracił pracę i chciał się zatrudnić w kopalni - odpowiedział na ogłoszenie o pracę. Okazało się jednak, że takich jak on w kopalni nie potrzebują. - Pokazano mi maszyny do ustawiania obudów podziemnych chodników. Patrzyłem na pulpit sterowania tego urządzenia i czułem się jak analfabeta. Nic z tego nie rozumiałem. Pytałem, czy mogą mnie przeszkolić, bo w technikum uczyłem się obsługi tradycyjnych kombajnów. Powiedzieli, że to nie szkoła i podziękowali - opowiada Heinze.
W kopalniach praca czeka na specjalistów, głównie inżynierów górników, umiejących obsługiwać nowoczesne maszyny i systemy bezpieczeństwa. Inżynierowie hutnicy muszą się znać nie tylko na wytapianiu stali, ale i na informatyce. Spawacze okrętowi wykorzystują technologie bliższe elektronice niż tradycyjnemu spawaniu. Na pracę w banku równe szanse jak ekonomiści mają absolwenci socjologii lub fizyki.
Górnicy XXI wieku
- W powszechnej opinii górnik to osoba słabo wykształcona, posługujący się kilofem. Od dawna już tak nie jest - wyjaśnia prof. Józef Dubiński, naczelny dyrektor Głównego Instytutu Górnictwa. - Współczesne urządzenia wykorzystywane w górnictwie są zautomatyzowane i bardzo drogie. Zbyt drogie, by powierzać je niewykwalifikowanym pracownikom. Kompleksowe wyposażenie ściany warte jest kilkaset milionów złotych. Dlatego współczesny górnik powinien ukończyć dwuletnią pomaturalną szkołę specjalistyczną. - Wszechstronnie wykształcony górnik to nie tylko gwarancja większej wydajności, ale także większego bezpieczeństwa - uważa Józef Osmenda, wiceprezydent Rudy Śląskiej, były dyrektor szkoły górniczej.
Górnicy zresztą częściej niż wydobywaniem węgla zajmują się budowaniem kopalni, tuneli, podziemnych parkingów i magazynów. Na polskim rynku brakuje ponad 5 tys. specjalistów do tego typu prac. Jeśli zaś nastąpi boom gospodarczy, ten segment górnictwa będzie potrzebował cztery razy więcej fachowców. - Potrzebujemy tzw. wielozawodowców - górników kombajnistów, strzałowych, elektryków, mechaników. Potrzebujemy osób, które potrafią obsługiwać skomplikowane maszyny i jeśli trzeba, mogą zastąpić kolegów na innych stanowiskach - mówi Zbigniew Bułka, wiceprezes Konsorcjum Przedsiębiorstw Robót Górniczych i Budowy Szybów w Katowicach. Tylko w tym roku konsorcjum przyjęło tysiąc nowych pracowników do prac przygotowawczych w kopalniach.
Zdaniem prof. Antoniego Tajdusia, dziekana Wydziału Górniczego Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, w górnictwie już od kilku lat brakuje osób wysoko wykwalifikowanych. - Z powodu złego klimatu wokół tej branży nasz wydział kończy tylko stu absolwentów rocznie. Potrzeby są zaś znacznie większe - mówi prof. Tajduś. Praca czeka na inżynierów górnictwa odkrywkowego, podziemnego, geodetów i geologów górniczych, elektryków i mechaników z uprawnieniami górniczymi.
Informatyk przy wielkim piecu
Przekształcenia rynku pracy dotyczą nie tylko górnictwa. W przemyśle stoczniowym zwolniono w ostatnich latach prawie 50 tys. pracowników, ale jednocześnie rocznie potrzeba kilku tysięcy nowych - fachowców inżynierii materiałowej czy chemicznej, a nawet specjalistów tak wyrafinowanych technologii jak optoelektronika. Tylko w Stoczni Szczecińskiej poszukują 500 osób. - Od lat brakuje nam spawaczy okrętowych. Dzisiejsze techniki spawania to naprawdę inny świat - kiedyś spawano elektrodą, teraz w osłonie CO2 i gazów szlachetnych. Już dziś używamy urządzeń elektronicznych, a wkrótce będzie się spawać laserowo - twierdzi Andrzej Pielak, dyrektor personalny Stoczni Szczecińskiej.
W podobny sposób zmienia się warsztat pracy hutnika. Po 1999 r. z Huty im. Tadeusza Sendzimira w Krakowie odeszła prawie połowa zatrudnionych. Postęp sprawił, że stali się niepotrzebni. - Większość procesów hutniczych jest sterowana automatycznie. Na przykład w walcowni zimnej, gdzie produkuje się karoserie samochodowe, właściwie nie ma ludzi. Również wielkie piece są obsługiwane komputerowo - tłumaczy Violetta Kałuża, rzecznik prasowy Huty im. Tadeusza Sendzimira. - Zamiast pieców martenowskich mamy dziś konwektory, a tradycyjne mniejsze walcownie zostały zastąpione przez linie ciągłego odlewania stali - dodaje Kałuża.
Bankowa teoria gier
W tym roku banki zwolniły około 40 tys. osób, głównie z zaplecza bankowego, administracji. Instytucje te potrzebują znacznie mniej tradycyjnie kształconych absolwentów kierunków bankowych. Bankowość ma dzisiaj wiele wspólnego z teorią gier. Tego zaś w polskich uczelniach ekonomicznych właściwie się nie uczy. Dlatego na stanowiskach bankowców zatrudnia się fizyków i matematyków.
- Poszukuje się przede wszystkim osób odpowiedzialnych za strategię banku, inwestycje i operacje kapitałowe dokonywane za pomocą kilkudziesięciu instrumentów finansowych. Potrzebni są też specjaliści umiejący badać i analizować rynek, dysponujący wiedzą z zakresu marketingu, socjologii i psychologii - wyjaś-nia Andrzej Wolski, zastępca dyrektora generalnego Związku Banków Polskich.
Słabe wyniki nowych matur obnażyły przede wszystkim niski poziom kształcenia w polskich szkołach. Oznacza to, że nauczyciele, podobnie jak górnicy czy hutnicy, muszą posiąść nowe umiejętności.
- Dzisiejsi nauczyciele to "przedmiotowcy": chemik uczy chemii, geograf - geografii. W szkole podstawowej na przykład są potrzebni wszechstronni "multiinstrumentaliści" - uważa prof. Mirosław Handke, były minister edukacji narodowej.
Na polskim rynku pracy będzie nadmiar słabo wykształconych "jednozawodowców" (zwolnionych i bezskutecznie poszukujących pracy) oraz niedobór "multiinstrumentalistów". Ci ostatni znajdą pracę zawsze, i to nie tylko w Polsce.
W kopalniach praca czeka na specjalistów, głównie inżynierów górników, umiejących obsługiwać nowoczesne maszyny i systemy bezpieczeństwa. Inżynierowie hutnicy muszą się znać nie tylko na wytapianiu stali, ale i na informatyce. Spawacze okrętowi wykorzystują technologie bliższe elektronice niż tradycyjnemu spawaniu. Na pracę w banku równe szanse jak ekonomiści mają absolwenci socjologii lub fizyki.
Górnicy XXI wieku
- W powszechnej opinii górnik to osoba słabo wykształcona, posługujący się kilofem. Od dawna już tak nie jest - wyjaśnia prof. Józef Dubiński, naczelny dyrektor Głównego Instytutu Górnictwa. - Współczesne urządzenia wykorzystywane w górnictwie są zautomatyzowane i bardzo drogie. Zbyt drogie, by powierzać je niewykwalifikowanym pracownikom. Kompleksowe wyposażenie ściany warte jest kilkaset milionów złotych. Dlatego współczesny górnik powinien ukończyć dwuletnią pomaturalną szkołę specjalistyczną. - Wszechstronnie wykształcony górnik to nie tylko gwarancja większej wydajności, ale także większego bezpieczeństwa - uważa Józef Osmenda, wiceprezydent Rudy Śląskiej, były dyrektor szkoły górniczej.
Górnicy zresztą częściej niż wydobywaniem węgla zajmują się budowaniem kopalni, tuneli, podziemnych parkingów i magazynów. Na polskim rynku brakuje ponad 5 tys. specjalistów do tego typu prac. Jeśli zaś nastąpi boom gospodarczy, ten segment górnictwa będzie potrzebował cztery razy więcej fachowców. - Potrzebujemy tzw. wielozawodowców - górników kombajnistów, strzałowych, elektryków, mechaników. Potrzebujemy osób, które potrafią obsługiwać skomplikowane maszyny i jeśli trzeba, mogą zastąpić kolegów na innych stanowiskach - mówi Zbigniew Bułka, wiceprezes Konsorcjum Przedsiębiorstw Robót Górniczych i Budowy Szybów w Katowicach. Tylko w tym roku konsorcjum przyjęło tysiąc nowych pracowników do prac przygotowawczych w kopalniach.
Zdaniem prof. Antoniego Tajdusia, dziekana Wydziału Górniczego Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, w górnictwie już od kilku lat brakuje osób wysoko wykwalifikowanych. - Z powodu złego klimatu wokół tej branży nasz wydział kończy tylko stu absolwentów rocznie. Potrzeby są zaś znacznie większe - mówi prof. Tajduś. Praca czeka na inżynierów górnictwa odkrywkowego, podziemnego, geodetów i geologów górniczych, elektryków i mechaników z uprawnieniami górniczymi.
Informatyk przy wielkim piecu
Przekształcenia rynku pracy dotyczą nie tylko górnictwa. W przemyśle stoczniowym zwolniono w ostatnich latach prawie 50 tys. pracowników, ale jednocześnie rocznie potrzeba kilku tysięcy nowych - fachowców inżynierii materiałowej czy chemicznej, a nawet specjalistów tak wyrafinowanych technologii jak optoelektronika. Tylko w Stoczni Szczecińskiej poszukują 500 osób. - Od lat brakuje nam spawaczy okrętowych. Dzisiejsze techniki spawania to naprawdę inny świat - kiedyś spawano elektrodą, teraz w osłonie CO2 i gazów szlachetnych. Już dziś używamy urządzeń elektronicznych, a wkrótce będzie się spawać laserowo - twierdzi Andrzej Pielak, dyrektor personalny Stoczni Szczecińskiej.
W podobny sposób zmienia się warsztat pracy hutnika. Po 1999 r. z Huty im. Tadeusza Sendzimira w Krakowie odeszła prawie połowa zatrudnionych. Postęp sprawił, że stali się niepotrzebni. - Większość procesów hutniczych jest sterowana automatycznie. Na przykład w walcowni zimnej, gdzie produkuje się karoserie samochodowe, właściwie nie ma ludzi. Również wielkie piece są obsługiwane komputerowo - tłumaczy Violetta Kałuża, rzecznik prasowy Huty im. Tadeusza Sendzimira. - Zamiast pieców martenowskich mamy dziś konwektory, a tradycyjne mniejsze walcownie zostały zastąpione przez linie ciągłego odlewania stali - dodaje Kałuża.
Bankowa teoria gier
W tym roku banki zwolniły około 40 tys. osób, głównie z zaplecza bankowego, administracji. Instytucje te potrzebują znacznie mniej tradycyjnie kształconych absolwentów kierunków bankowych. Bankowość ma dzisiaj wiele wspólnego z teorią gier. Tego zaś w polskich uczelniach ekonomicznych właściwie się nie uczy. Dlatego na stanowiskach bankowców zatrudnia się fizyków i matematyków.
- Poszukuje się przede wszystkim osób odpowiedzialnych za strategię banku, inwestycje i operacje kapitałowe dokonywane za pomocą kilkudziesięciu instrumentów finansowych. Potrzebni są też specjaliści umiejący badać i analizować rynek, dysponujący wiedzą z zakresu marketingu, socjologii i psychologii - wyjaś-nia Andrzej Wolski, zastępca dyrektora generalnego Związku Banków Polskich.
Słabe wyniki nowych matur obnażyły przede wszystkim niski poziom kształcenia w polskich szkołach. Oznacza to, że nauczyciele, podobnie jak górnicy czy hutnicy, muszą posiąść nowe umiejętności.
- Dzisiejsi nauczyciele to "przedmiotowcy": chemik uczy chemii, geograf - geografii. W szkole podstawowej na przykład są potrzebni wszechstronni "multiinstrumentaliści" - uważa prof. Mirosław Handke, były minister edukacji narodowej.
Na polskim rynku pracy będzie nadmiar słabo wykształconych "jednozawodowców" (zwolnionych i bezskutecznie poszukujących pracy) oraz niedobór "multiinstrumentalistów". Ci ostatni znajdą pracę zawsze, i to nie tylko w Polsce.
Więcej możesz przeczytać w 48/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.