Wypadek czy zamach? Komu przydałaby się śmierć prezydenta Iranu

Wypadek czy zamach? Komu przydałaby się śmierć prezydenta Iranu

Wrak helikoptera, którym podróżował Ebrahim Raisi
Wrak helikoptera, którym podróżował Ebrahim Raisi Źródło: PAP/EPA / Iranian state TV
Latanie po górach we mgle 45-letnim helikopterem to wystarczające wytłumaczenie przyczyn wypadku prezydenta Ebrahima Raisi. Śmierci życzyło mu jednak tylu, że równie dobrze mógł to być zwykły zamach. O wiele bardziej skorzystaliby na tym Chińczycy, Rosjanie i irańscy rywale w walce o przywództwo nad krajem, niż Izrael czy Amerykanie.

Jako prezydent Ebrahim Raisi był jedynie cieniem faktycznego przywódcy kraju, wielkiego ajatollaha Alego Chamenei.

Był jednak na tyle istotnym elementem reżimu, żeby mieć długą listę śmiertelnych wrogów, którym usunięcie go byłoby bardzo na rękę.

Sytuację ułatwiał fakt, że Raisi poruszał się nad trudnym terenie przy fatalnej pogodzie w starym amerykańskim helikopterze z 1979 roku. Utrzymywanie tego sprzętu w jako takiej kondycji w warunkach ostrych międzynarodowych sankcji wobec Iranu musi graniczyć z cudem.

A jednak dwa pozostałe śmigłowce z obstawy prezydenta, lecąc w tych samych warunkach, jakoś bez trudu dotarły na miejsce przeznaczenia. Przyjrzyjmy się więc, komu mogło zależeć na śmierci człowieka, nazywanego w Iranie rzeźnikiem Teheranu z powodu roli, jaką odgrywał w masakrach przeciwników teokratycznego reżimu w przeszłości i bezwzględności, z jaką ostatnio dławił protesty irańskich kobiet.

Artykuł został opublikowany w 22/2024 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.