Polityczny mainstream zachodniej Europy zebrał srogie polityczne manto, zwiastujące coś, co dotąd wydawało się domeną upośledzonych rzekomo i niedojrzałych środkowoeuropejskich demokracji. Odsądzane od czci i wiary partie prawicy mają realną szansę na przejęcie władzy w Niemczech i Francji.
Na domiar złego unijny establishment niepotrzebnie zamazuje rzeczywistość, ciesząc się z utrzymania stanu posiadania w Parlamencie Europejskim. Jednak wpływ tej instytucji na unijną politykę jest odwrotnie proporcjonalny do entuzjazmu, wykazywanego na prawo i lewo przez tych szczęśliwców, którzy się tam dostali w imię ratowania europejskiej demokracji.
Losy Unii spoczywają w rękach rządów kluczowych państw członkowskich. A te mogą zacząć się w radykalny sposób zmieniać szybciej, niż nam się to wydaje.
Macron obciążeniem dla władzy
Nad Sekwaną może się to stać już za kilka tygodni, jeśli partia Marine Le Pen skorzysta z szansy, jaką dają jej przedterminowe wybory. Zmasakrowany przez nią w eurowyborach prezydent Emanuel Macron postanowił uciec do przodu i rozwiązał parlament, licząc na typową we Francji mobilizację wyborców przeciwko straszliwej lepenowskiej prawicy.
Trzeba przyznać, że tzw. jaj Macronowi nie brakuje.
Pół świata łapie się za głowę na myśl o tym, czy skrajnie niepopularny prezydent Francji, mający za podporę równie niepopularny mniejszościowy rząd liberałów, będzie zdolny w kilka tygodni odrobić straty do Zjednoczenia Narodowego.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.