Dworczyk dla „Wprost”: Żołnierz na granicy ma tylko własną siłę fizyczną. Kosiniaka-Kamysza paraliżuje strach przed Tuskiem

Dworczyk dla „Wprost”: Żołnierz na granicy ma tylko własną siłę fizyczną. Kosiniaka-Kamysza paraliżuje strach przed Tuskiem

Michał Dworczyk
Michał Dworczyk Źródło: PAP / Łukasz Gągulski
– To skandal, który trwa od wielu lat. Wojskowi, którzy patrolują granicę, najczęściej mają jeden główny środek przymusu bezpośredniego, czyli własną siłę fizyczną – mówi w wywiadzie dla „Wprost” Michał Dworczyk. Europoseł PiS ocenia przy tym Władysława Kosinika-Kamysza jako szefa MON, odpowiada na pytania, czy niszczył dowody ws. afery mailowej, zauważa, że PiS powinno wyciągnąć wnioski po przegranych wyborach i wskazuje Morawieckiego, jako „świetnego” kandydata na prezydenta.

Joanna Miziołek, „Wprost”: Czy boi się pan, że uchylą panu immunitet w Europarlamencie?

Michał Dworczyk: Nie zastanawiam się nad tym. Przede wszystkim nie mam sobie nic do zarzucenia, jeśli chodzi o wniosek, który wpłynął do Sejmu.

Nie zlecał pan ukrywania dowodów w aferze mailowej?

Nie. To jakiś totalny absurd i kłamstwo, przed którym nawet trudno się bronić. Jaki miałbym mieć w tym cel?

Tego nie wiem. Cytuję wniosek prokuratury o uchylenie mandatu, który miał się pojawić.

To przypomnijmy fakty. W 2021 roku na skutek ataku hakerskiego skrzynki mailowe kilkudziesięciu polskich polityków zostały przejęte. Zawartość kilkunastu z nich jest obecnie publikowana przez portal oparty o rosyjskie serwery. Wokół tej sprawy od początku działy się, mówiąc oględnie, dziwne rzeczy. Początkowo, kiedy zaczęto publikować treści wykradzione z mojej skrzynki mailowej, nie było jeszcze informacji, że doszło do ataku hakerskiego na skrzynki kilkudziesięciu osób. Wśród dziennikarzy pojawiły się „przecieki”, że za publikacją tych treści stoją nie hakerzy, a mój współpracownik, kochanka, czy ktoś z moich bliskich, kto miał dostęp do hasła. To była narracja mająca na celu mnie zdyskredytować. Po pewnym czasie upadła, gdy zaczęły się publikacje zawartości skrzynek innych polityków i osób związanych z polityką – m.in. Joachima Brudzińskiego, byłego szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego Piotra Bączka czy Daniela Obajtka, byłego prezesa Orlenu. Ale plotka na mój temat poszła w świat i wiele osób w nią uwierzyło.

Celem prowadzonego śledztwa jest podobno ustalenie osób, które dokonały ataku hakerskiego. Mam w nim status osoby poszkodowanej.

Minęły trzy lata. W tym czasie kilka międzynarodowych firm zajmujących się cyberbezpieczeństwem, m.in. amerykański Mandiant – którego właścicielem jest Google – stwierdziły, że ataku dokonali hakerzy powiązani z białoruskimi i rosyjskimi służbami specjalnymi. Natomiast w polskim śledztwie postępów w poszukiwaniu atakujących nie widać, za to można odnieść wrażenie, że trwa intensywne analizowanie treści moich maili z ostatnich 25 lat pod kątem szukania potencjalnych „haków”. Tak było do października ubiegłego roku, tak jest i dziś.

Nie jest to komfortowa sytuacja, ale podchodzę do niej spokojnie. Wiem doskonale, co zrobiłem, a czego nie, dlatego od początku jestem do pełnej dyspozycji polskich służb oraz prokuratury.

Uważa pan, że wniosek o uchylenie immunitetu w polskim Sejmie był elementem kampanii?

A jak pani oceni następującą sytuację?

Artykuł został opublikowany w 26/2024 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.