Telewizja jest rozrywką masową, więc plebejską. Państwową i demokratyczną, kiedy stara się ludowi przypodobać. Komercjalną, kiedy mu się sprzedaje
Kiedy Polak nic nie wie, to na pewno wie lepiej od innego, bo jego nic podobnie jak ego i tak jest większe od cudzego. Gdyby tak cały felieton napisać wierszem? Nawiązać tym do romantycznej tradycji natchnienia, z którym nikt nie dyskutował, tylko słuchał i wkuwał na pamięć. Z wizją numer czterdzieści i cztery głupio przecież polemizować. Może dlatego Polacy uważają się za romantyków - wysłuchują chętnie pouczeń albo sami pouczają. Ten rodzaj pseudopedagogicznego terroru zastępuje często dyskusję, do której potrzebny jest szacunek dla rozmówcy i logika. My natomiast przetrwaliśmy dzięki porywom serca, a nie rozumu. Jeśli porywem rozumu można nazwać wstrząs mózgu na polu bitwy. Wychowaliśmy się i przetrwaliśmy, pouczając wzajemnie jak w rodzinie: "Ukłoń się, powiedz wierszyk Kto ty jesteś? Polak mały".
Małgorzata Domagalik zapytała mnie jakiś czas temu we "Wprost", czy dorosłam już do odpowiedzi, po której jestem stronie: feministek czy antyfeministek. Kierowały nią zapewne "siostrzane uczucia". Nie lubię być zapędzana do szeregu rozkazem: "Kto ty jesteś, Gretkowska?!". Ale skoro siostra nalega... Droga Małgorzato, gdybym była polską sfederowaną feministką, lekko zapóźnioną (w stosunku do zachodnich sióstr), opowiedziałabym Ci bajkę o Kopciuszku. W tym środowisku to infantylnie modne. W końcu kobiety, prostaczków i dzieci poucza się przypowiastkami. Ale Ty na pewno zniesiesz prawdę bez metaforyczno-baśniowych pierduł. Będąc w Polsce myślącą femme, nie sposób nie być feministką. Stąd tyle u nas odmian feminizmu, ile kobiet. Natomiast wiara w siostrzane uczucia kończy się fatalnie, o czym sama się przekonałaś po lekturze znakomitej książki Agnieszki Graff "Świat bez kobiet". Oskarżono Cię tam o pisanie w męskim piśmie. O dobrowolne zepchnięcie na margines pod szyldem "Druga płeć". Graff sprytnie poprzydzielała wszystkim role ("kobieta rozważna, kobieta z pozoru mądra"), nie dając Ci szans na bycie kobietą wolną. Po prostu u nas kobiety pouczają inne kobiety, jak być świadomą kobietą (sama to robisz, mając oczywiście dobre intencje, w swojej najnowszej książce). Zamiast odrzucić te koszarowe przydziały, dałaś się wciągnąć w połajanki. Poturbowano Ci ego w łapance na blondynki feminki i zapakowano do getta. Zapomniałaś wtedy o łagodnych siostrzanych uczuciach i krzyknęłaś: "Wypuście mnie! Jestem człowiekiem!" (w domyśle: daleką krewną, a nie ukochaną siostrunią do pouczeń).
Nie tak dawno feminizujące pismo "Wysokie Obcasy" obiecało mojemu wydawcy wydrukować fragmenty dziennika ciąży "Polka". Najzwyklejszy w świecie wydawniczym układ: czasopismo ma wyłączność na opublikowanie fragmentów książki, która lada dzień ukaże się w księgarniach. Panienki z "Obcasów" nie dostały "Polki" w całości, gdyż był to dziennik powstający na bieżąco. Kiedy po dziewięciu miesiącach znały 99 proc. tekstu, a ja znalazłam się w szpitalu, by po porodzie dopisać finał, zerwały umowę. Odmówiły wydrukowania fragmentów mojej książki w trosce o swe czytelniczki (dosłowny cytat): "Chcemy znać koniec, bo ponosimy odpowiedzialność za to, co rekomendujemy". "Wysokie Obcasy" prowadzą akcję "Rodzić po ludzku" być może po to, by dzięki niej dowiedzieć się, że ciąża w dziewiątym miesiącu kończy się zazwyczaj porodem. Jak widać, siostro Małgorzato, solidarną feministką na obcasikach można być tylko do pewnego stopnia rozwoju. Później człowiek zaczyna dostrzegać w licznym rodzeństwie kretynki, do których wstyd się przyznać.
W stylu dobrego wujcia (z Paryża) skarcił mnie ostatnio w swoim felietonie Piotr Moszyński za uwłaczanie elitom intelektualnym. Drogi wujku, masz rację, uwłaczam, ale nie w tym rzecz. Pewno przekładasz francuskie obyczaje na polskie, poziom paryskiej elity - na warszawską. Spróbuj więc sobie wyobrazić znakomitych reżyserów: Chabrola, Godarda, Bessona - piszących protest przeciwko programowi "Big Brother". Śmiech nad Sekwaną. A u nas najwięksi twórcy taki patetyczny protest napisali i z dumą ogłosili.
Nie rozumiem, dlaczego elita pochyla się zawistnie nad lunaparkiem. Telewizja jest rozrywką masową, więc plebejską. Państwową i demokratyczną, kiedy stara się ludowi przypodobać. Komercjalną, kiedy mu się sprzedaje. Piotrze, czy znasz lepszy sposób walki twórcy o kulturę niż tworzenie dzieł? Drażni mnie, że polska elita artystyczna straciła światową klasę. Zamieniła się w grupę rozgadanych komisarzy pouczających maluczkich i przeżuwających w rozgoryczeniu biurokratyczne banały. Przecież "Big Brother" ma się tak do robionego na żywo przed trzydziestu laty programu rozrywkowego Gruzy, Fedorowicza i Kobieli "Poznajmy się", jak kiepski filmowy "Pan Tadeusz" do genialnej ekranizacji "Ziemi obiecanej". Jak "Faraon" do "Quo vadis".
Małgorzata Domagalik zapytała mnie jakiś czas temu we "Wprost", czy dorosłam już do odpowiedzi, po której jestem stronie: feministek czy antyfeministek. Kierowały nią zapewne "siostrzane uczucia". Nie lubię być zapędzana do szeregu rozkazem: "Kto ty jesteś, Gretkowska?!". Ale skoro siostra nalega... Droga Małgorzato, gdybym była polską sfederowaną feministką, lekko zapóźnioną (w stosunku do zachodnich sióstr), opowiedziałabym Ci bajkę o Kopciuszku. W tym środowisku to infantylnie modne. W końcu kobiety, prostaczków i dzieci poucza się przypowiastkami. Ale Ty na pewno zniesiesz prawdę bez metaforyczno-baśniowych pierduł. Będąc w Polsce myślącą femme, nie sposób nie być feministką. Stąd tyle u nas odmian feminizmu, ile kobiet. Natomiast wiara w siostrzane uczucia kończy się fatalnie, o czym sama się przekonałaś po lekturze znakomitej książki Agnieszki Graff "Świat bez kobiet". Oskarżono Cię tam o pisanie w męskim piśmie. O dobrowolne zepchnięcie na margines pod szyldem "Druga płeć". Graff sprytnie poprzydzielała wszystkim role ("kobieta rozważna, kobieta z pozoru mądra"), nie dając Ci szans na bycie kobietą wolną. Po prostu u nas kobiety pouczają inne kobiety, jak być świadomą kobietą (sama to robisz, mając oczywiście dobre intencje, w swojej najnowszej książce). Zamiast odrzucić te koszarowe przydziały, dałaś się wciągnąć w połajanki. Poturbowano Ci ego w łapance na blondynki feminki i zapakowano do getta. Zapomniałaś wtedy o łagodnych siostrzanych uczuciach i krzyknęłaś: "Wypuście mnie! Jestem człowiekiem!" (w domyśle: daleką krewną, a nie ukochaną siostrunią do pouczeń).
Nie tak dawno feminizujące pismo "Wysokie Obcasy" obiecało mojemu wydawcy wydrukować fragmenty dziennika ciąży "Polka". Najzwyklejszy w świecie wydawniczym układ: czasopismo ma wyłączność na opublikowanie fragmentów książki, która lada dzień ukaże się w księgarniach. Panienki z "Obcasów" nie dostały "Polki" w całości, gdyż był to dziennik powstający na bieżąco. Kiedy po dziewięciu miesiącach znały 99 proc. tekstu, a ja znalazłam się w szpitalu, by po porodzie dopisać finał, zerwały umowę. Odmówiły wydrukowania fragmentów mojej książki w trosce o swe czytelniczki (dosłowny cytat): "Chcemy znać koniec, bo ponosimy odpowiedzialność za to, co rekomendujemy". "Wysokie Obcasy" prowadzą akcję "Rodzić po ludzku" być może po to, by dzięki niej dowiedzieć się, że ciąża w dziewiątym miesiącu kończy się zazwyczaj porodem. Jak widać, siostro Małgorzato, solidarną feministką na obcasikach można być tylko do pewnego stopnia rozwoju. Później człowiek zaczyna dostrzegać w licznym rodzeństwie kretynki, do których wstyd się przyznać.
W stylu dobrego wujcia (z Paryża) skarcił mnie ostatnio w swoim felietonie Piotr Moszyński za uwłaczanie elitom intelektualnym. Drogi wujku, masz rację, uwłaczam, ale nie w tym rzecz. Pewno przekładasz francuskie obyczaje na polskie, poziom paryskiej elity - na warszawską. Spróbuj więc sobie wyobrazić znakomitych reżyserów: Chabrola, Godarda, Bessona - piszących protest przeciwko programowi "Big Brother". Śmiech nad Sekwaną. A u nas najwięksi twórcy taki patetyczny protest napisali i z dumą ogłosili.
Nie rozumiem, dlaczego elita pochyla się zawistnie nad lunaparkiem. Telewizja jest rozrywką masową, więc plebejską. Państwową i demokratyczną, kiedy stara się ludowi przypodobać. Komercjalną, kiedy mu się sprzedaje. Piotrze, czy znasz lepszy sposób walki twórcy o kulturę niż tworzenie dzieł? Drażni mnie, że polska elita artystyczna straciła światową klasę. Zamieniła się w grupę rozgadanych komisarzy pouczających maluczkich i przeżuwających w rozgoryczeniu biurokratyczne banały. Przecież "Big Brother" ma się tak do robionego na żywo przed trzydziestu laty programu rozrywkowego Gruzy, Fedorowicza i Kobieli "Poznajmy się", jak kiepski filmowy "Pan Tadeusz" do genialnej ekranizacji "Ziemi obiecanej". Jak "Faraon" do "Quo vadis".
Więcej możesz przeczytać w 48/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.