Najczęściej zabytki płoną. Zazwyczaj w tajemniczych okolicznościach.
Choćby poznańska Sołtysówka, w której strażacy interweniowali już kilkadziesiąt razy. Nie raz płonęły zabytkowe, atrakcyjnie położone wille w Zakopanem. W Wojszycach spłonął zabytkowy folwark, niedługo po tym, gdy nowy właściciel nie dostał zgody na rozbiórkę. W Białymstoku zabytkowa kamienica, którą prywatny inwestor kupił od miasta za grosze, miał wyremontować, ale przez lata „zapuszczał”. W czerwcu płonął słynny pałac w Świniarach, a potem w Jelczu-Laskowicach.
Podobnych przykładów są dziesiątki. Ale są też inne.
Wodę wypływającą z zabytkowego domu z końca XIX wieku w Szklarskiej Porębie zobaczył przypadkowy turysta. Plątanina węży ciągnęła się od piwnicy na poddasze, skąd dzień po dniu zalewała budynek. Zabytek stał tam, gdzie deweloper chciał postawić apartamentowiec. Do koncepcji nie pasował. Również przypadkowy przechodzień zaalarmował policję, gdy zauważył, że rozbierana jest jedna z zabytkowych willi we Wrocławiu. Patrol przyjechał na miejsce, zastał robotników, koparkę i budynek, z którego niewiele zostało.
Takie przykłady również można mnożyć.
W ruinę popadają nawet zabytki unikalne na skalę światową, tak jak pałac myśliwski w Mojej Woli, którego elewację z kory dębu korkowego przywieziono prosto w z Portugalii. I setki dworów albo pałaców, które kupić można w cenie dwupokojowego mieszkania w dużym mieście.
Zabytki, ale do czasu
Właściciel zabytku ma prawa. Może liczyć na zwolnienie z części podatków, ubiegać się o różnego rodzaju dotacje, o rządową ulgę na zabytki. Przede wszystkim ma jednak obowiązki. Ustawa nakazuje mu o zabytek dbać, ale też zapewniać warunki do jego badania i dokumentowania, prowadzenia prac konserwatorskich i restauratorskich czy popularyzowania i upowszechniania wiedzy o nim. Zaś z zabytku właściciel musi korzystać „w sposób zapewniający trwałe zachowanie jego wartości”.
Zabytek, choć należy właściciela, nie jest wyłącznie jego prywatnym dobrem. Nie musi być również umieszczony w rejestrze, aby status zabytku posiadać. Istnieją trzy rodzaje ewidencji – gminna, wojewódzka i krajowa – jednak najsurowsze wymagania dotyczą właścicieli zabytków wpisanych do rejestru. Muszą uzyskiwać zgodę konserwatora na podejmowane prace, uzgadniać ich zakres, sposób prowadzenia, rodzaj materiałów i technologii. Jeżeli właściciel przeprowadzi prace bez pozwolenia, może zapłacić nawet pół miliona złotych grzywny. A jeżeli zabytek zniszczy, trafić na osiem lat do więzienia.
Jednak wpis do rejestru nie jest wieczny. Nieruchomość może zostać wykreślona w kilku przypadkach. Jeden z nich to „zniszczenie zabytku w stopniu powodującym utratę jego wartości historycznej, artystycznej lub naukowej”.
Pałacu coraz mniej
Pałac Piescha mógłby być dumą Tomaszowa Mazowieckiego, jednak mieszkańcy mają go coraz mniej. Kawałki zdobionej elewacji walają się po zarośniętej chaszczami działce. Spomiędzy krzaków wystają zardzewiałe pręty, które dawniej były oranżerią. Zniknęły zdobione drzwi, barierki i sztukateria, która zdobiła wnętrza. Zabytkowa mozaika została skuta, po kolumnach został gruz.
Piotr, jeden z mieszkańców, który broni pałacu, przeciska się przez gęste krzaki.
– Zorientowaliśmy się, bo rozświetlili budynek, zauważyliśmy, że w holu jest goły sufit. Widać było, że coś jest nie tak, ale w weekendy konserwator nie pracował. Czekaliśmy do poniedziałku, wtedy przyjechali, złapali właściciela na gorącym uczynku, przerwali prace, ale było za późno, bo praktycznie wszystko zniknęło – opowiada. – O, widać kolejne wybite okno, te zabezpieczenia to nasza prowizorka – omiata wzrokiem pałac.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.