Mężczyzna stojący na środku sceny zdejmuje stalowoszarą maskę, odsłaniając przystojne oblicze hollywoodzkiego gwiazdora i rozkładając ręce niczym mesjasz popkulturowej religii. Rozbrzmiewa ogłuszający aplauz, a na wszystko patrzy ze ścian otwarte oko, logo Comic-Conu, powielone po stokroć. Przeszło sześć tysięcy osób zgromadzonych pod dachem ogromnej Hall H nie może się mylić, mamy do czynienia z czymś absolutnie wyjątkowym.
A przynajmniej taką iluzję doniosłości buduje się konsekwentnie, co roku, na drugim końcu świata, w kalifornijskim San Diego, gdzie każdego lata zjeżdżają się fani z całego globu, nierzadko czekając po kilkanaście godzin, aby znaleźć się tam, gdzie chcą znaleźć się wszyscy.
Rzeczona hala nieprzypadkowo nazywana jest także Hall Hell — Hala Piekło — bo kolejki ciągną się aż za olbrzymie centrum konwentowe, gdzie odbywa się Comic-Con (ten jedyny pisany z dywizem), największa tego typu impreza na świecie.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.