Krystyna Romanowska: Kilka dni temu we wsi Będlewo pod Poznaniem znaleziono zwłoki małżeństwa. Oboje nie żyli. Ona była uczestniczką programu „Top Model”, on – gangsterem, który wyszedł niedawno z więzienia. W mediach pojawiły się spekulacje na temat tego, że mężczyzna zabił kobietę, a potem popełnił samobójstwo. Nie mając na razie potwierdzenia tej historii, ale zakładając, że taki był przebieg wydarzeń, z jakim rodzajem zbrodni mamy do czynienia?
Prof. Adam Czabański: Jeżeli prokuratura i policja potwierdzi tę wersję wydarzeń, będziemy mieli do czynienia z zabójstwem i samobójstwem poagresyjnym. W takich sytuacjach dochodzi do zabójstwa, czyli aktu agresji, a potem do samobójstwa sprawcy tej agresji.
Ale czytając relacje w mediach można było odnieść wrażenie, że – chociaż wersja „mężczyzna zabił żonę” była eksponowana – nikt nie użył sformułowania „zbrodnia”, „zabójstwo”. Dominował eufemizm: „samobójstwo rozszerzone”. Tylko działaczki prokobiece apelowały o rozjaśnienie komunikatu. De facto mieliśmy bowiem do czynienia z kobietobójstwem.
Ma pani całkowitą rację. Chciałbym, żeby to wyraźnie zabrzmiało. Nie istnieje coś takiego, jak „samobójstwo rozszerzone”. Ten termin powinien zniknąć z terminologii prawniczej, policyjnej, medialnej.
Po pierwsze, dlatego, że jest nielogiczny: sprawca zabijając kogoś, a potem siebie – popełnia zbrodnię, a nie „zaraża” swoją ofiarę samobójstwem. Odbiera życie drugiej osobie wbrew jej woli i tylko on ponosi winę za jej śmierć.
Po drugie: podkreślanie terminu o samobójstwie odwraca naszą uwagę od ofiary.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.