Marcin Makowski: Jeśli na obecną, X kadencję Sejmu spojrzymy jak na lustro, które odbija polskie przemiany kulturowe, już na poziomie ślubowań poselskich możemy zauważyć widoczny trend: co cztery lata znacząco spada liczba osób kończących przysięgę zwrotem „tak mi dopomóż Bóg”. Po tę formułę, odnotowaną również w konstytucji, w 2019 roku sięgnęło 362 z 460 polityków. W grudniu 2023 roku – 315. Proporcje parlamentarzystów pomijających w ślubowaniu Boga wzrosły zatem z 21 do 30,7 procent. To skok rzędu 46 procent – trudno go zatem bagatelizować. Statystyki wyglądają jeszcze ciekawiej, gdy ślubujących podzielimy pod względem płci. W takim układzie jedynie 72 kobiety odwołały się do Boga, a aż 63 nie. U mężczyzn proporcje są wyższe – 255 posłów ślubowało „z Bogiem”, 69 nie. Sięgając raz jeszcze po podział procentowy: 46,6 procent pań użyło ślubowania „świeckiego”, gdy u panów odsetek ten wynosił tylko 21 procent. A jeśli rozbić te liczby na kluby? W Prawie i Sprawiedliwości do Boga odwołali się wszyscy, w Konfederacji (poza jedną posłanką) również. Cały klub Lewicy, poza posłem Łukaszem Litewką, ślubował „bez Boga”. Prawdziwa bitwa o „duszę polskiego Sejmu” toczyła się jednak w Koalicji Obywatelskiej i Trzeciej Drodze. To właśnie w tych środowiskach najpełniej widać proces sekularyzacji. W KO 20 posłanek odwołało się do Boga, 41 nie, natomiast wśród posłów były to proporcje mimo wszystko większościowe, choć nieznacznie – 50 „z Bogiem” do 46 „bez”. Statystyki Trzeciej Drogi, w skład której wchodzi Polskie Stronnictwo Ludowe, bardziej przypominają ogólną średnią. Czyli 9 pań „z Bogiem”, 10 „bez”; 37 panów „po Bożemu”, 9 nie. Warto zwrócić uwagę, że w obecnej kadencji są też głośne nazwiska, które swoje ślubowanie zmieniły z biegiem czasu, na przykład Donald Tusk, który w 2023 roku ślubował już „po świecku”. Co mówią ci te liczby? Jakie wnioski z nich wyciągasz? Polityka nieuchronnie nam się laicyzuje?
Prof. Marcin Matczak: Myślę, że to zbyt złożona sytuacja, aby wyciągać jednoznaczne wnioski. Przede wszystkim trzeba mieć świadomość, że ślubowanie w Sejmie, poza kwestiami formalnymi, ma również wymiar teatralno-polityczny. Jednym z powodów, dla których nie chciałbym być politykiem, jest właśnie to dopasowywanie swojej indywidualności do oczekiwań społecznych.
Polityk musi grać, jak mu elektorat zagra, nieco mu się podlizywać. Tak wygląda empatia w krzywym zwierciadle.
Trudno znaleźć polityka, który odnosi sukcesy, a jednocześnie potrafi się postawić swojemu elektoratowi – to cecha prawdziwych mężów stanu. Jeżeli się nie mylę i taki jest punkt wyjścia, musimy sobie zdać sprawę, że duża grupa posłów konserwatywnych – z PiS-u, PSL-u i Konfederacji – mówiąc „tak mi dopomóż Bóg”, dokonuje wizerunkowej kalkulacji. Przypomina mi to kołysanie się ministrów w rytm Barki na Jasnej Górze. Nie wiemy, czy ich zachowanie ma charakter kulturowy, jest sygnałem wysłanym elektoratowi, czy to praktyka szczerze religijna.
Wiesz, widziałem kiedyś podobną ewolucję u profesora Kamila Zaradkiewicza, który pełnił w Trybunale Konstytucyjnym funkcję szefa zespołu ds. orzecznictwa. Gdy PiS zaatakował Trybunał, on wyszedł cały na biało, jako wybitny ekspert i uczeń profesora Marka Safjana, i jednoznacznie poparł działania rządu, stwierdzając, że wyroki TK nie zawsze są ostateczne (dokładnie tak twierdził PiS, który te wyroki podważał). Później Zaradkiewicz awansował, pracował między innymi w Ministerstwie Sprawiedliwości, został neosędzią. W tym czasie zmieniła się nie tylko jego pozycja zawodowa, ale również sposób komunikacji. A to na Facebooku pojawił się jakiś obraz Maryi, a to w przemówieniach odwoływał się do wiary, do swoich konserwatywnych, góralskich przodków.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.