Wiele ulic w Nysie pogrążyło się nocą w ciemności. Uliczne lampy nie działają, przed domami leży to, co zniszczyła woda. Mieszkańcy wyrzucają meble, lodówki i telewizory. Hałasują strażackie pompy, bo piwnice i garaże wciąż są zalane. Część ulic pokrywa muł, na parterach nadal trwa sprzątanie. Właściciele drobnych biznesów szorują podłogi w swoich lokalach, wynoszą pozostałości sprzętu i towarów. Pracują od rana do nocy.
– Był alarm, poszła woda, chwila moment i wszystko zalane. Tu widać, ile było wody – Szymon pokazuje jedną z szyb, na której ślad sięga wysokości pasa. – Lasery, sprzęt za półtora miliona, wszystko poszło. Mówili nam, że do pokoju obok nawet nie możemy wejść, bo pod podłogą jest dziura. Nie mamy już nic – załamuje ręce.
Szymon razem z żoną, Renatą, prowadził gabinet rehabilitacyjny i sklep medyczny. W lokalu stoi jeszcze kilka szafek, które i tak trzeba wyrzucić. Poza tym pustka. Na ścianach zostały oprawione w ramki certyfikaty. Ich woda nie dosięgnęła.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.