Kilkaset miliardów złotych warte są wierzytelności, które krążą w naszej gospodarce
W naszej gospodarce może krążyć nawet około 300 mld zł wierzytelności. Jedna piąta dłużników nie ma zamiaru regulować swoich długów, chociaż ma na to pieniądze. "W odpowiedzi na prośbę o spłatę przeterminowanych należności uprzejmie wyjaśniam: każdego miesiąca wrzucam przychodzące do mnie rachunki do szklanego pucharu, losuję pięć z nich i te spłacam natychmiast, resztę odkładając na później. Proszę cierpliwie czekać, aż przyjdzie kolej na pański bank" - napisał właściciel dużej prywatnej spółki do dyrektora jednego z oddziałów PKO BP. W tej sytuacji wierzyciele mają często tylko jedno wyjście: sprzedać długi. Handel należnościami stał się jednym z bardziej intratnych interesów w Polsce.
Hodowcy procentów
Rynek obrotu wierzytelnościami odrodził się w Polsce na początku lat 90. Impuls do jego rozwoju dały zadłużone państwowe molochy i horrendalne ustawowe odsetki za zwłokę (przez pewien czas wynosiły 720 proc. w skali roku!). Wzajemne regulowanie należności za pomocą kompensat i potrąceń pierwsi zaproponowali kopalniom i hutom prywatni przedsiębiorcy. Transakcje dotyczyły ogromnych kwot, więc także opłaty pobierane przez pośredników były duże. Pionierski okres windykacji kojarzony jest jednak najczęściej z tzw. hodowlą długów. Wystarczyło poczekać, aż dzięki wysokim odsetkom ustawowym wykupiona zaległość firmy ze sfery budżetowej urośnie. Należności odsetkowe często sprzedawano dalej, zatrzymując główną wierzytelność wobec skarbu państwa, która nadal "pracowała" na rzecz posiadacza. Po jakimś czasie dzięki niej można było uregulować własny podatek dochodowy, VAT, akcyzę. Dlatego przeterminowane wierzytelności wobec budżetówki chętnie kupowano nawet za 90-95 proc. ich wartości. Według NIK, w latach 1995-1996 właściciele długów służby zdrowia odzyskali z podatków 1,1 mld zł. Ordynacja podatkowa, która weszła w życie w styczniu 1998 r., przymknęła w końcu tę furtkę. Ale tylko przymknęła.
Kup pan dług
Długi nadal okazyjnie skupują banki, hurtownie, osoby prywatne, ale również wyspecjalizowane firmy. Według "Rzeczpospolitej", w 2000 r. pięć największych i najdłużej działających na polskim rynku agencji obrotu wierzytelnościami (Indos, Kinkel i Masłowski, Cash Flow, Akcept oraz Jatex) dokonało ponad dwóch tysięcy transakcji o wartości 360 mln zł. - Wierzytelności główne skupujemy za 85-90 proc. ich wartości. Tańsze są same noty odsetkowe, które kosztują 50-80 proc. wartości nominalnej - informuje Piotr Główka z warszawskiej firmy Indos. Wierzyciel i tak jest zadowolony, bo oszczędza czas potrzebny na dochodzenie należności na własną rękę, a ryzyko związane z bankructwem i całkowitą niewypłacalnością dłużnika przerzuca na windykatora. Zdarza się też, że dłużnik jest solidny, lecz na uregulowanie należności ma jeszcze kilka miesięcy, a wierzyciel natychmiast potrzebuje pieniędzy. Za odkupienie takiego długu pośrednicy płacą 95 proc. jego wartości, a nawet niemal 100 proc. (zarabiają wtedy głównie na odsetkach).
Agencje wystawiają następnie należność na sprzedaż, zarabiając na różnicy między ceną zakupu a zbycia, bądź żądają jej uregulowania przez dłużnika. Na wierzytelności sięgającej 100 tys. zł, zakupionej za 90 proc. wartości, dzięki skutecznej windykacji można zyskać 10 tys. zł. Tylko bytomski Jatex prowadzi w tej chwili dwa tysiące spraw.
- W dobrej firmie sukcesem kończy się średnio 70 proc. windykacji, ale jeśli chodzi o wierzytelności wymagalne od ponad roku, pieniądze udaje się odzyskać tylko w co trzecim wypadku - twierdzi Jerzy Korcz, prezes firmy Jatex.
Spółki czują respekt przed firmami windykacyjnymi, ponieważ nie wahają się one sięgać po wszelkie środki w celu odzyskania długu, poczynając od wezwania do sądu, uzyskania nakazów egzekucji komorniczej, a na wniosku do prokuratury kończąc. Średnio 25 proc. spraw przez nie prowadzonych trafia do sądu; 20 proc. zajmuje się już komornik.
Idą żniwa
Należności przedsiębiorstw w końcu trzeciego kwartału tego roku wynosiły ponad 152 mld zł (w całym 2000 r. było to 149 mld zł) - podaje GUS. Urząd nie uwzględnia jednak w statystykach wszystkich firm. - W całej gospodarce krążyć może nawet około 300 mld zł wierzytelności - ocenia Jerzy Korcz. To ponaddwukrotnie więcej niż przyszłoroczne przychody budżetu państwa!
Na giełdach pojawiają się długi przedsiębiorstw reprezentujących niemal wszystkie branże gospodarki: hurtowni napojów, tartaków, producentów farb, wykonawców robót budowlanych, zakładów poligraficznych. Nowością są wierzytelności spółek informatycznych - wszystkie o wartości od kilkudziesięciu tysięcy do kilku milionów złotych. Hitem 2001 r. są długi producentów RTV.
- Jeszcze niedawno wielu szefów polskich firm zarzekało się, że na pewno nie będą mieli problemów ze ściąganiem należności bądź regulowaniem własnych długów. Dziś pytają mnie o radę - twierdzi Grzegorz Gniady, wiceprezes Cash Flow z Dąbrowy Górniczej. Do łask wracają też wierzytelności względem ZOZ-ów. - Mimo reformy i oddłużenia służby zdrowia w 1999 r. szpitale lawinowo zaciągają nowe zobowiązania - mówi Julian Kinkel, prezes częstochowskiej firmy Kinkel i Masłowski. Około 90 proc. szpitali zadłużyło się u importerów, hurtowników oraz producentów farmaceutyków i sprzętu medycznego w sumie na 3-5 mld zł. Sopocki Greenhouse i łódzki Magellan, dwie małe agencje windykacyjne, skupiły już długi placówek służby zdrowia o wartości około miliarda złotych. Prawdopodobnie liczą na odsprzedanie ich inwestorom chętnym do udziału w prywatyzacji ZOZ-ów.
W roku 2000 wartość długów, którymi obracało kilka największych w Polsce agencji, wzrosła o ponad 30 proc. - Jak grzyby po deszczu powstają domy obrotu wierzytelnościami i kancelarie windykacyjne. Na rynku działa ich już co najmniej kilkadziesiąt - ocenia Kinkel.
Więcej możesz przeczytać w 50/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.