Katarzyna Burzyńska-Sychowicz: Co myślisz albo co czujesz, kiedy słyszysz o sobie: jedna z najbogatszych Polek?
Anna Lewandowska: Nie skupiam się na tym. Raczej koncentruję się na pracy i projektach, które realizuję. Zdecydowanie wolałabym mówić o swoich wartościach, o tym, do czego zachęcam, czyli: zmiana nawyków na zdrowsze, regularne badania… Nikt nie może mi zarzucić braku ambicji czy pracowitości. Od 17 lat buduję swoją markę w obrębie holistycznego podejścia do życia i zdrowia, skupiając się na tematach związanych ze sportem i aktywnością fizyczną.
Zdecydowanie wolałabym więc ranking pracowitości. Tym bardziej, że od dawna łączę pracę między krajami. Mieszkam poza Polską, a swoje marki buduję głównie będąc w Barcelonie, co jest pewnym utrudnieniem.
Wywodzę się ze sportu, to on mnie ukształtował, wyniosłam z niego m.in. systematyczność i konsekwencję, i to wnoszę do swoich biznesów. Takie rankingi są oczywiście miłe, ale z definicji służą porównywaniu, kto ile ma, a to budzi mieszane uczucia.
Najbardziej istotne jest, jakimi jesteśmy ludźmi, jak wykorzystujemy swoją popularność i sukcesy biznesowe. Ja wykorzystuję je do dobrych celów, mocno angażując się społecznie, będąc zawsze chętną do pomocy. To jest spójne i zgodne ze mną.
Pomagacie razem z Robertem, często po cichu, ale zdarza się, że informacje o waszej anonimowej pomocy wypływają do mediów. Tak było z zamknięciem, rzekomo przez was, zbiórki dla piłkarskiego klubu GKS Głuchołazy, który ucierpiał wskutek powodzi.
Nie chwalimy się, komu i jak często pomagamy. Nie mamy potrzeby, żeby to nagłaśniać. Z jednej strony fajnie jest pomagać i mówić o tym – kiedyś tak robiłam – ale teraz jestem już trochę zmęczona udowadnianiem ludziom, że jesteśmy dobrzy. Robimy to z serca i po cichu. Najważniejsza jest dla nas zawsze skuteczna pomoc.
Czy potrzeba rozliczania ludzi z pomocy rośnie?
Żyjemy w czasach różnych kataklizmów, problemów ekonomicznych, atmosferycznych, wojny. W czasie napięć i ciągłych obaw potrzebne jest nam zrozumienie, odnalezienie się w nowych okolicznościach, a nie wieczne komentowanie zachowań innych ludzi. Duża presja, wymuszanie na znanych osobach jakichś konkretnych zachowań, wmawianie, że coś powinniśmy, a czegoś nie – to bardzo niepokojące zjawisko.
Polacy mają w sobie wyjątkową i piękną cechę: zawsze w obliczu kryzysu potrafimy się zjednoczyć, ale niestety po pewnym czasie dochodzi do niepotrzebnego rozłamu i rozliczania innych. W czasie pandemii wszyscy pomagaliśmy i wszystkim biło się brawo, następnie wspieraliśmy Ukraińców, ale to też w pewnym momencie stało się tematem polaryzującym, teraz przy powodzi jest jeszcze trudniej…
Uważam, że trzeba dać ludziom pomagać na tyle, na ile chcą i mogą, nie przymuszać do niczego i nie wygłaszać kategorycznych, krzywdzących opinii na ich temat. Presja może wywołać efekt zupełnie odwrotny od zamierzonego.
Awans w rankingu „Wprost” traktujesz jako rodzaj nagrody za ciężką pracę?
Takie wyróżnienia pokazują, że jestem w świecie biznesu, ale – ze względu na moją rozpoznawalność i pozycję Roberta – wiążą się też z odpowiedzialnością, która na nas spoczywa. To nie jest łatwe prowadzić firmy jako właścicielka i ambasadorka. Pozycja w rankingu zawsze może się zmienić a wartości, w które wierzę i wyznaję, zostają ze mną. Przed moimi firmami bardzo ambitne plany rozwoju na następne lata, ale mam kompetentny zespół i jestem przekonana, że razem podołamy i jeszcze nieraz zaskoczymy rynek naszymi pomysłami.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.