To do niej trafiają ludzie, którzy chcą zrobić test na HIV. „Mieliśmy 10-latka, który dostał dodatni wynik”

To do niej trafiają ludzie, którzy chcą zrobić test na HIV. „Mieliśmy 10-latka, który dostał dodatni wynik”

Izabela Pazdan
Izabela Pazdan Źródło: Archiwum prywatne
Spora liczba pacjentów to ludzie, którzy niezabezpieczony kontakt seksualny mieli raz, czy dwa. Zresztą ja zawsze zadaję pytanie, kiedy zaczyna się „rozwiązłość”? Od ilu partnerów? Gdzie jest ta granica? Ja wiem jedno, przychodzi do nas młoda, piękna dziewczyna, skończone 26 lat, która ma trzeciego partnera w życiu i wydajemy jej wynik dodatni. Czy to już jest rozwiązłość? Poza tym, jedyne czego w życiu możemy być pewni, to my sami. Fakt trwania w długim związku, sypiania z jednym partnerem seksualnym, nie daje żadnej gwarancji… Jest wiele zakażeń w tak zwanych „stałych związkach”. Dlatego musimy przestać myśleć kategoriami, że „ HIV to rozwiązłość lub praca seksualna” – mówi „Wprost” Izabela Pazdan ze Społecznego Komitetu ds. AIDS.

Paulina Socha-Jakubowska, „Wprost”: Jak wygląda testowanie na obecność HIV w Polsce? Pytam o podejście „systemowe”.

Izabela Pazdan: Ten system trochę jest, a trochę go nie ma. Z jednej strony, test na HIV nie jest refundowany w ramach koszyka gwarantowanych usług u lekarza pierwszego kontaktu, natomiast został stworzony dodatkowy „system” tzw. Punktów Konsultacyjno-Diagnostycznych, których jest w Polsce około 30. To w nich można anonimowo i bezpłatnie wykonać test w kierunku HIV.

Te testy najczęściej są wykonywane bez zapisów, nie identyfikuje się osoby zgłaszającej się na badanie. Można przyjść „z marszu”.

Ale rozumiem, że w każdym punkcie pobrań taki test też sobie mogę zrobić?

Tak. Tyle, że wtedy nie jest to test anonimowy. Wykonuje się to badanie jak każde inne, identyfikując się imieniem, nazwiskiem, numerem PESEL. W specjalnych Punktach Konsultacyjno-Diagnostycznych, takich jak ten przy Chmielnej 4 w Warszawie, dostajesz numer i hasło, to jest „identyfikator”. Nic więcej.

Jak to się stało, że w ogóle zajęłaś się tym tematem?

Mniej więcej w 2000 roku, czyli już dość dawno temu, poznałam ludzi, którzy zajmowali się HIV. Trzeba pamiętać, że wtedy, prawie ćwierć wieku temu, to był „nośny” temat, sporo się o HIV/AIDS mówiło, ale z drugiej strony, niewiele osób się na tym tak naprawdę znało.

Grupa, którą poznałam, to byli psychologowie, którzy założyli Społeczny Komitet ds. AIDS. Zaczęło się od tego, że promowaliśmy profilaktykę w grupach tak zwanych „kluczowych”, czyli wśród kobiet świadczących usługi seksualne, wśród mężczyzn świadczących usługi seksualne, wśród mężczyzn mających seks z mężczyznami MSM. Chodziliśmy na Dworzec Centralny, na Poznańską, do agencji towarzyskich i do klubów.

Nakłanialiście ludzi do badań?

Pracowaliśmy w parach. Ja z partnerem chodziłam do agencji towarzyskich w Śródmieściu i rozmawialiśmy z dziewczynami, które świadczyły usługi seksualne. Przynosiliśmy im prezerwatywy, żele nawilżające, ulotki, inne materiały, które udawało nam się pozyskać od sponsorów i uczyliśmy je, jak „to” robić, żeby było bezpiecznie.

To nie było tak, że myśmy nakłaniali je do zmiany zawodu. Nasza rola na tym nie polegała. Naszą rolą była edukacja na temat HIV, na temat wykonywania badań, mówienie o tym, z jaką częstotliwością to robić.

Było gdzie się anonimowo badać?

W Warszawie istniał wówczas pierwszy taki Punkt. Potem, w związku z rosnącym zapotrzebowaniem, powstawały kolejne. Także w całej Polsce.

Zasada była jedna, zresztą ona obowiązuje do dzisiaj: Stygmatyzacja jest tak duża, że trzeba było ludziom zagwarantować pełną anonimizację. Żeby powodowani wstydem nie unikali badania, nie obawiali się tego, że w jakikolwiek sposób zostaną ocenieni.

Artykuł został opublikowany w 50/2024 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.