Chcesz się przeprowadzić do Hiszpanii, musisz być na to gotowy. „Paradoks Costa del Sol”

Chcesz się przeprowadzić do Hiszpanii, musisz być na to gotowy. „Paradoks Costa del Sol”

Malaga w październiku
Malaga w październiku Źródło: Shutterstock / saiko3p
O życiu na południu Hiszpanii marzą ludzie z całej Europy. Przeprowadza się tu coraz więcej Polaków. Lokalny rynek pracy wygląda jednak mniej kolorowo niż turystyczne broszury. – Ludzie przyjeżdżają pracować do miejsca, z którego mieszkańcy uciekają przez brak perspektyw zawodowych – mówi 29-latek z Malagi.

Skupiam się przede wszystkim na południowej części Hiszpanii z dwóch powodów. Po pierwsze, mieszkam tymczasowo w Maladze, a więc na co dzień rozmawiam z ludźmi stąd. Po drugie, hiszpańskie wybrzeże to zdecydowanie najbardziej atrakcyjna dla obcokrajowców część kraju. Jeśli ktoś rozważa przeprowadzkę do Hiszpanii, to zazwyczaj właśnie na południe. Szybko rozrasta się tutejsza polska kolonia.

„Kupcie mieszkanie i przyjeżdżajcie tu w wakacje. W Hiszpanii nie zarabia się pieniędzy”. „To kraj powracających kryzysów, sinusoida zarobkowa gwarantowana”. „Duże bezrobocie. Jeśli chcesz się przeprowadzić, znajdź pracę zdalną albo pomyśl o własnym biznesie”. „Teraz to młodzi ludzie z Hiszpanii jeżdżą do Polski szukać pracy, a nie na odwrót”. „Kraj piękny, ale dorobić się tu nie da”. To wpisy z kilku facebookowych grup dla Polaków mieszkających w hiszpańskich miastach. Takie opinie znaleźć można właściwie pod każdym postem, w którym pada pytanie o perspektywy zawodowe w tym kraju.

A co na to sami Hiszpanie?

Brak pracy, rasizm i „tysiąc” wymagań

Santi, 29-latek z Malagi, pracuje jako recepcjonista w czterogwiazdkowym hotelu. – Nie miałem żadnego doświadczenia związanego z pracą w turystyce. Po prostu zacząłem pracować, gdy byłem bardzo młody. Na moją korzyść działa to, że mówię po angielsku. Teraz zarabiam 1700 euro na rękę, do tego dochodzą bonusy, jak wycieczki czy dojazdy taksówką na koszt pracodawcy. Praca nie jest zła, ale bardzo trudno przy niej o narzucenie sobie dodatkowej rutyny, jak zaoczne studia czy regularny trening. Wszystko przez brak stałych godzin pracy – opowiada Santi.

Środowisko na hiszpańskim wybrzeżu jest międzynarodowe, ale 29-latek uważa, że w wielu miejscach pracy można zetknąć się z rasizmem. – Jeśli się wyróżniasz i zagrażasz posadom starych leniów, ci będą robić wszystko, żebyś odszedł. Problem ten dotyczy zresztą nie tylko pracowników zagranicznych, również młodych Hiszpanów. Tych z długim stażem pracy firmy nie chcą zwalniać, bo wiązałoby się to z dużymi kosztami – mówi Santi.

Wspomina też o problemie dobrze znanym jego polskim rówieśnikom.

– Dziś pracodawcy, często oferujący niewielkie pieniądze, wymagają od młodych posiadania tysiąca różnych umiejętności i kilku lat doświadczenia. W tej sytuacji kwalifikacje są ważne, ale kluczowe zwykle okazują się znajomości w branży – nie ukrywa Hiszpan.

Paradoks Costa del Sol

Trzydziestoletni Miguel urodził się i wychował w Maladze, tam również studiował. Skończył kierunek związany z ekonomią. W rodzinnym mieście długo nie mógł znaleźć satysfakcjonującej go posady. Łączył pracę w oddziale banku z dorabianiem za barem. – Jako barman zarabiałem lepiej niż w profesji powiązanej z wykształceniem. A przecież miałem tam może z osiem dyżurów w miesiącu, podczas gdy w banku pracowałem na pełen etat – podkreśla Miguel.

Artykuł został opublikowany w 51/2024 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.