Polscy dyplomaci w kwaterze głównej NATO wpadają w panikę na samo pytanie o to, czy bylibyśmy w stanie wysłać naszych żołnierzy na Ukrainę. Temat jest tak drażliwy, że unikają jakichkolwiek, nawet hipotetycznych spekulacji w sprawie, która mogłaby rozwiązywać niedostatki zaangażowania w wojnę z Rosją, wytykane Europie przez Donalda Trumpa.
Chowanie głowy w piasek jednak nic nie daje, bo z taką właśnie propozycją i dokładnie tak umotywowaną, przylatuje do Warszawy Emmanuel Macron. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że zostało to już skonsultowane z Trumpem i Wołodymyrem Zełenskim, którzy kilka dni temu odwiedzili Paryż.
Dla Donalda Tuska jest to mocno niekomfortowa sytuacja. Nie tylko dlatego, że polski premier znany jest z tego, że nie przepada ani też specjalnie nie czuje wielkiej dyplomacji, spełniając się w polowaniu na pisowskie czarownice.
U progu rozpędzającej się kampanii prezydenckiej, od której zależy być albo nie być rządzącej w Polsce koalicji, pomysł wysłania polskich wojsk na Ukrainę może być samograjem dla konkurentów Trzaskowskiego i stojącej za nim partii. Bo jakby się do tego pomysłu nie odnieść, zawsze będzie zbierać się cięgi.
Albo za to, że w sprawie polskich interesów robi się za mało i zaprzepaszcza szansę na budowanie mocarstwowej pozycji w Europie, albo wręcz przeciwnie, że w imię poklasku zachodnich elit niepotrzebnie naraża się polskich żołnierzy i nasze bezpieczeństwo.
Aktualne cyfrowe wydanie tygodnika dostępne jest w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.