Chcesz być zdrowy lub wyzdrowieć - módl się
Sylvia McAndrew, żarliwa katoliczka, niemal każdego roku odwiedzała z pielgrzymką Lourdes we Francji. Po tym, jak lekarze wykryli u niej raka trzustki, była pewna, że jedzie tam ostatni raz. W drodze powrotnej do Anglii bóle nagle ustąpiły, nie musiała zażywać żadnych środków. Osiem lat później wystąpiła w programie telewizyjnym BBC poświęconym cudownym wyzdrowieniom.
"Lekarze przez wieki byli świadkami wyzdrowień, których nie można było przypisać wyłącznie zabiegom medycznym" - przekonuje w książce "Timeless Healing" ("Uzdrawiająca wieczność") Herbert Benson z Uniwersytetu Harvarda w Bostonie. Takie samoistne cofnięcia się raka są jednak wyjątkowo rzadkie. Z danych zgromadzonych na całym świecie wynika, że zdarzają się tylko raz na 100 tys. pacjentów. Samą siłą woli trudno się wyleczyć z tak ciężkiej choroby. Można jednak na tyle wzmocnić procesy fizjologiczne i zastosowane leczenie, by organizm lepiej sobie radził z dolegliwościami. Tą siłą może być właśnie wiara w Boga.
Moc uzdrawiająca
- Stale się modlę, często chodzę do kościoła na mszę, uczestniczę w spotkaniach grup modlitewnych. Swej choroby nie traktuję jak wroga, lecz jak przyjaciela - wmawiam sobie, że do wirusa HIV nie czuję nienawiści - mówi młody mężczyzna od kilku lat chory na AIDS. Niektórzy ludzie żyją z wirusem HIV 15-20 lat i nawet po tak długim okresie nie występują u nich żadne poważniejsze objawy choroby.
Modlitwa i wiara religijna działają na psychikę chorego podobnie jak psychoterapia, sugestia czy placebo. Poprawiają stan zdrowia ciężko chorych na raka: jeśli nawet nowotwór się nie cofa, to pacjenci jednak mają lepsze samopoczucie. Przykładem jest śmiertelnie chory na raka proboszcz z Bonn, który cierpiał na stale nasilające się intensywne bóle. Otrzymywał morfinę i kilka razy dziennie się modlił. Był dzięki temu tak zrównoważony i wyciszony, że nawet przy bardzo już zaawansowanej chorobie wygłaszał w każdą niedzielę znakomite kazania.
Obserwacje specjalistów z Centrum Medycznego Darthmouth-Hitchcock wykazały, że ci, którzy czerpali siłę duchową z wiary, ponad trzy razy częściej przeżywali operację na otwartym sercu. Z kolei prof. Dale Matthew z Uniwersytetu Georgetown potwierdził, że chorzy na reumatoidalne zapalenie stawów poczuli się lepiej już po kilkudniowych modlitwach. Niektórzy po sześciu miesiącach nie odczuwali przez dłuższy czas żadnych dolegliwości, nie musieli zażywać leków.
Siła wyobraźni
Modlitwa i nabożeństwa są pomocne w leczeniu, podobnie jak medytacja transcedentalna, joga czy wizualizacja - wyobrażanie sobie procesu zdrowienia. Medytacja obniża stężenie hormonów stresu, łagodzi ból i zmniejsza nadciśnienie tętnicze krwi, a nawet spowalnia rozwój miażdżycy grożącej zawałami serca i udarami mózgu. Kobiety chore na raka piersi, stosujące oprócz zalecanego przez onkologów leczenia ćwiczenia relaksacyjne i wizualizację, wykazywały większą aktywność systemu odpornościowego. Siłą wyobraźni można nawet wzmocnić mięśnie. Mężczyźni w wieku 20-35 lat, którzy jedynie wyobrażali sobie ćwiczenia fizyczne, po dwunastu tygodniach mieli o 35 proc. większą siłę w palcach rąk oraz o 13,5 proc. w całych dłoniach. Vinoth Ranganatha z Cleveland Clinic Foundation w Ohio prowadzi teraz podobne badania z osobami powyżej 65. roku życia. Chce sprawdzić, czy przez samą wizualizację można poprawić sprawność ludzi starszych.
Głęboko wierzący są odporniejsi na stresy i odczuwają większą motywację do stawiania czoła trudnościom. Nie czują się osamotnieni, wykazują większe zadowolenie z życia. Mają mniejsze kłopoty z nadciśnieniem, rzadziej chorują na schorzenia układu krążenia i nowotwory, lepiej radzą sobie z depresjami, nałogami i załamaniami nerwowymi. Ci, którzy regularnie uczęszczają na msze, są o połowę mniej zagrożeni zgonem z powodu zawału serca od pojawiających się w kościele jedynie sporadycznie - wynika z ponad 40 badań przeprowadzonych na 126 tys. osób.
Efekt Matki Teresy
"Można powiedzieć, że religia chroni nie tylko przed wiecznym potępieniem, ale i przedłuża żywot ziemski" - twierdzi prof. Mary Gilhooly ze szkockiego Uniwersytetu Paisley. Potwierdzają to obserwacje Harolda Koeniga z Uniwersytetu Duke’a, który badał osoby starsze uczęszczające do kościoła co najmniej raz w tygodniu. Chciał sprawdzić nie tylko ich subiektywne samopoczucie, ale i odporność organizmu. Okazało się, że stężenie interleukiny (substancji pomocnej w walce z infekcjami) było u nich dwukrotnie rzadziej podwyższone niż u ludzi nie uczęszczających na msze, a więc byli bardziej odporni na zakażenia.
Sceptycy twierdzą, że dzieje się tak, ponieważ ludzie wierzący prowadzą higieniczny, bogobojny tryb życia: nie palą papierosów, nie nadużywają alkoholu i służą innym pomocą. David Larson, psychiatra z amerykańskiego Narodowego Instytutu Zdrowia, twierdzi jednak, że lepiej mają się także wierzący palacze. Podejrzewa, że czerpią siłę psychiczną z grupy społecznej, do której przynależą za pośrednictwem Kościoła. "Spośród 236 obserwowanych przez nas osób, które pozbyły się nałogu, aż 74 proc. było wierzących" - twierdzi Dustin A. Pardini, psycholog z Uniwersytetu Alabama. Taką zależność zaobserwowano także wśród młodzieży szkolnej w wieku 15-19 lat: osoby pobożne o połowę rzadziej uzależniają się od alkoholu, leków i narkotyków.
Właściwości lecznicze ma również okazywanie miłości i współczucia, co lekarze nazywają efektem Matki Teresy. Wykazały to badania, jakie na Uniwersytecie Harvarda przeprowadził wśród studentów David McClelland. Gdy pokazywał im film przedstawiający Matkę Teresę niosącą pełną miłości posługę chorym, zwiększał się u nich poziom immunoglobuliny A. Zwiększoną odpornością reagowali nawet ci, którzy uważali pokazane sceny za "przesadnie religijne".
Więcej możesz przeczytać w 51/52/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.