W St. Louis strażakom nie wolno ratować z pożaru kobiet ubranych w koszulę nocną
Ostatnio naszą opinię publiczną zbulwersowała wiadomość, że nie wolno ujawniać podobizny przestępcy sfilmowanego na gorącym uczynku w sklepie jubilerskim. Jak więc możliwe jest szybkie ujęcie takiego bandyty, skoro nie można liczyć na pomoc społeczeństwa? W tym wypadku prawo chroni przestępców za sprawą ustawy o ochronie danych.
Zasada publikowania konterfektów ściganego przestępcy może mieć także swoje nie zamierzone komiczne strony. Niedawno w jednej z gazet wschodnioniemieckich ukazał się portret pamięciowy, przedstawiający mężczyznę ze szczelnie zasłoniętą twarzą. Rysunek odpowiadał prawdzie - naoczny świadek widział zamaskowanego napastnika w kombinezonie, bez żadnych znaków szczególnych.
Zachód wyprodukował setki tysięcy, jeśli nie miliony przepisów i ustaw, których w ogóle się nie przestrzega, ponieważ już na pierwszy rzut oka wydają się nonsensowne. Rekord biją Stany Zjednoczone już choćby dlatego, że składają się z 52 stanów, a każdy z nich wydaje swoje, często niepowtarzalne ustawy. Do tego dochodzą przepisy i rozporządzenia hrabstw, miast i gmin. Katalog tego typu przepisów jest obszerny. I tak w miejscowości St. Cooix w stanie Wisconsin zakazane jest noszenie przez kobiety czerwonej odzieży. W Waterwille w stanie Maine nie wolno publicznie wydmuchiwać nosa nie tylko na chodnik (co jest istotnie bardzo niekulturalne), ale także w chustkę. Grozi za to grzywna. W stolicy Teksasu, Houston, właściciel sklepu sprzedający w niedzielę ser pleśniowy - u nas nazywany "śmierdzielem" - naraża się na karę aresztu. Na Florydzie z jakiegoś powodu, o którym już wszyscy zapomnieli, nie wolno skakać ze spadochronem w niedzielę. W stanie Tennessee zabronione jest łapanie ryb na lasso. Zaskoczenie budzi również zakaz noszenia szelek przez męskich mieszkańców miejscowości Nogales w Arizonie i przepis wydany przez władze miasteczka Saco w stanie Missouri, zgodnie z którym natychmiastowemu aresztowaniu podlegają kobiety ubrane w kapelusze wywołujące przestrach u dzieci i zwierząt.
Prawo wielu stanów dba o dobro kobiet w sposób wskazujący na dyskryminację tej płci. W Morrisville w Pensylwanii mogą one sobie zrobić makijaż dopiero po uzyskaniu stosownego zezwolenia władz miejskich, a w Minnesocie kobiecie, która przebierze się za św. Mikołaja, grozi 30 dni aresztu. W Memphis w stanie Tennessee, w rodzinnych stronach Elvisa Presleya, obowiązuje przepis zezwalający wprawdzie paniom na prowadzenie samochodu, ale pod warunkiem, że przed autem biegnie mężczyzna powiewający czerwoną flagą i ostrzegający głośno przechodniów.
Do "produkowania" wielu nonsensownych przepisów przyczynia się przede wszystkim troska o moralność w życiu publicznym. I tak w miejscowości Monroe w stanie Utah do obowiązków organizatorów zabaw tanecznych należy sprawdzanie, czy między tańczącymi jest odstęp, przez który przenika światło. Przepis ten w czasach, kiedy każdy oddzielnie podskakuje w takt muzyki pop, jest powszechnie przestrzegany. W Maryland pocałunek w miejscu publicznym jest zgodny z prawem tylko wówczas, gdy trwa nie dłużej niż sekundę. W Tusla w Oklahomie przepisy są bardziej liberalne - można się całować do trzech minut. Ale co tam pocałunki. W St. Louis strażakom nie wolno ratować z pożaru kobiet ubranych w koszulę nocną. Muszą się one przedtem przebrać. W Salem w stanie Massachusetts, znanym z procesów czarownic, pary małżeńskie wynajmujące pokój w hotelu nie mają prawa spać nago. W Arkansas, rodzinnym stanie prezydenta Clintona, każdemu, kto publicznie flirtuje z osobą płci przeciwnej, grozi kara do 30 dni aresztu. Tyle jeśli chodzi o moralność.
Są jeszcze inne regulacje, równie atrakcyjne, które mają swoje korzenie w obyczajowości i precedensach. Jak wiadomo, precedensowy wyrok jest najkrótszą drogą do powstania nowego zapisu. Tak prawdopodobnie było w stanie Teksas, gdzie na półkach księgarń nie może się pojawić "Encyclopaedia Britannica". Powód - ta stateczna encyklopedia zawiera przepis na domową produkcję piwa. A produkowanie go w domu mogłoby zagrozić browarom i właścicielom knajp.
I jeszcze kilka osobliwości amerykańskich, które mogą rozbawić nawet ponuraków. W Oklahomie nie wolno straszyć na ulicy psów strojeniem min, w miejscowości South Bend w stanie Indiana małpy, które palą papierosy, są odbierane właścicielom i oddawane do schroniska, opiekunom zaś grozi areszt. W Minnesocie nie wolno głaskać skunksów (przepis niezwykle rozsądny), a w Maryland karane jest znęcanie się nad ostrygami poprzez niefachowe otwieranie muszli. W Nowym Orleanie zakazuje się posiadaczom protez dentystycznych gryzienia innych ludzi, w Sarasocie na Florydzie nie wolno śpiewać w kostiumie kąpielowym, w stanie Iowa nie można pobierać opłat za występ jednorękiego pianisty. I na zakończenie tej listy osobliwości przepis, który mógłby się przydać także w Polsce: w Trenton w stanie New Jersey karane jest siorbanie podczas jedzenia zupy. Te pamiętające wiek XIX, a może i wcześniejsze ustawy i przepisy miały swoje uzasadnienie w chwili ich wprowadzania. Dziś są martwe, ale trzeba mieć się na baczności. Gdy chce się kogoś ukarać, można zawsze znaleźć na niego paragraf, także z lamusa.
Półki w archiwach uginają się pod ciężarem nieaktualnych zapisów prawnych, tymczasem dochodzą do nich nowe, niektóre równie absurdalne i niepraktyczne. I znów rośnie apetyt na omijanie prawa z jednej strony, a z drugiej - na tworzenie precedensów. Także w Europie. Ustawy, poprawki do ustaw, poprawki do poprawek to tylko część nieokiełznanej działalności biurokratów niemieckich. Sama realizacja wymogów administracji państwowej, wykonywanie postanowień zawartych w ustawach, zarządzeniach, przepisach i dekretach kosztuje niemiecką gospodarkę 58 mld DM rocznie, z czego 56 mld DM (96 proc.) obciąża konta małych i średnich przedsiębiorstw. Z tego tytułu obciążenia przypadające na jedno miejsce pracy w Niemczech wynoszą średnio 4 tys. DM rocznie., przy czym w małych firmach sięgają nawet 7 tys. DM. Każde niemieckie przedsiębiorstwo poświęca pisemnym kontaktom z administracją państwową 731 godzin w roku, co równa się zatrudnieniu pracownika na pełnym etacie przez pięć miesięcy w roku.
Niemieccy przedsiębiorcy skarżą się nie tylko na nadmierną liczbę przepisów, ale również na rozbicie kompetencji pomiędzy poszczególne urzędy. Aby otrzymać pozwolenie na prowadzenie działalności gospodarczej, trzeba uzyskać zgodę siedmiu urzędów: gminy, związku gmin, powiatu, urzędu gospodarki wodnej, urbanistyki, prezydenta okręgu i urzędu nadzoru nad działalnością gospodarczą. Efekt - oczekiwanie na zezwolenie może trwać nawet pięć lat. O tym, jak bardzo od czasów Bismarcka rozbudował się i umocnił aparat biurokratyczny, świadczy fakt, że trzy czwarte publikowanych rocznie na całym świecie przepisów podatkowych sporządzonych jest w języku niemieckim.
O ile przytoczone przykłady przepisów zza oceanu są raczej zabawne i specjalnie nie utrudniają życia przeciętnemu Amerykaninowi, o tyle liczne normy wydawane współcześnie w RFN są zmorą przedsiębiorczych obywateli. Gdyby postępować zgodnie z literą prawa, w Niemczech nie mogłyby w wielu wypadkach istnieć... masarnie. Przepisy dotyczące tych obiektów są bowiem sprzeczne. Otóż regulacje z dziedziny bezpieczeństwa i higieny pracy zakazują wykładania podłóg kaflami gładkimi, bo łatwo się pośliznąć, ale równocześnie przepis wydany przez Ministerstwo Zdrowia zabrania stosowania kafli szorstkich, bo na nich rozwijają się bakterie. Koło się zamyka.
Pewien przedsiębiorczy berlińczyk niczym "człowiek orkiestra" zawiesił na sobie przenośny grill z przyborami i wędrował po ulicach miasta, zapraszając na gorące kiełbaski. Przepis z dziedziny bezpieczeństwa i higieny pracy nakazuje jednak, aby działalność gastronomiczna była usytuowana w pobliżu umywalki i WC. Ów żywy grill, by pozostawać w zgodzie z prawem, musiałby się więc zainstalować w publicznej toalecie.
Dziś w pełni rozkwitła
też biurokracja europejska. Bruksela wykazuje coraz większe skłonności do "produkowania" coraz bardziej skomplikowanych i często absurdalnych przepisów regulujących coraz więcej dziedzin życia. Ale - jak twierdzą niemieccy przedsiębiorcy - tylko w RFN rodzime i brukselskie rozporządzenia i akty prawne są traktowane przez urzędników ze śmiertelną powagą. Biurokracja francuska stara się pomagać przedsiębiorstwom w obchodzeniu przepisów, zaś włoska na ogół w ogóle nie przyjmuje do wiadomości aktów prawnych sprzecznych z doświadczeniem życiowym i zdrowym rozsądkiem.
Gdy przystąpimy do Unii Europejskiej, będziemy musieli się przyzwyczaić do wielu nowych norm obowiązujących przy produkcji i sprzedaży towarów. W polskich sklepach pojawi się nowy rodzaj substancji nazywanej dotychczas masłem: mleczny tłuszcz smarowniczy. O normach dotyczących ogórków i stopnia zakrzywienia bananów było aż nadto głośno.
O tym, że koszula nocna - zgodnie z orzeczeniem Trybunału Europejskiego - to "koszula, której cechy zewnętrzne wskazują, że jest przeznaczona do używania w nocy", dobrze powinni wiedzieć fachowcy z Komitetu Integracji Europejskiej. Ale są inne wytyczne, z jakimi musimy się poważnie liczyć. Otóż w Szlezwiku-Holsztynie kontrolerzy przyłapali właściciela restauracji, który podawał na deser ulęgałki.
A ulęgałka pod względem wielkości daleko odbiega od normy dotyczącej gruszki europejskiej. Restauratora uratowało orzeczenie eksperta, który stwierdził ponad wszelką wątpliwość, że ulęgałka nie jest gruszką.
My będziemy musieli zapewne udowodnić, że oscypek nie jest serem.
Więcej możesz przeczytać w 15/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.