Znana aktorka przeszła udar. „Córka słyszała, że jeśli przeżyję, to będę rośliną”

Znana aktorka przeszła udar. „Córka słyszała, że jeśli przeżyję, to będę rośliną”

Alina Kamińska
Alina Kamińska Źródło: Teatr Bagatela
Kiedy wsiadłam na krzesełko wyciągu narciarskiego, patrzyłam na budzącą się już wiosnę. Potem na orczyku jechałam z bardzo sympatyczną panią, z którą rozmawiałam zupełnie normalnie o nartach, wyjazdach, o Alpach. Wszystko zaczęło się w momencie, kiedy puściłam orczyk. Dokładnie wtedy przyszedł nieprawdopodobny ból głowy, karku, pleców i miałam poczucie, że po prostu odsuwam się od wszystkiego – mówi Alina Kamińska, aktorka.

Wiktor Krajewski: Nie było żadnych oznak, że za chwilę dojdzie do dramatu?

Alina Kamińska: Nie, nie było żadnych złych oznak. Jedyną rzeczą, którą pamiętam z tamtego momentu jest to, że przez chwilę wydawało mi się, że jadę trasą, której nie znam, a tak naprawdę znałam ją doskonale. Nie zdawałam sobie sprawy, że to może być sygnał zbliżającego się udaru. Natomiast nie miałam wcześniej częstego bólu głowy, który jest charakterystyczny przy tętniakach, a zwłaszcza przed ich pęknięciem. Owszem, czasem pobolewała mnie trochę głowa, ale to przecież zdarza się u każdego z nas, więc nie możemy mówić, że to jest na pewno sygnał zbliżającego się pęknięcia tętniaka czy udaru niedokrwiennego.

Teraz po tych moich dramatycznych doświadczeniach z chorobą już wiem, że jednak mamy zbyt niską świadomość dotycząca tego obszaru naszego zdrowia i powinniśmy dużo rozmawiać na ten temat. Rocznie w Polsce jest około 90 tysięcy przypadków udarów. To naprawdę ogromna liczba pacjentów, a stosunkowo często są oni w ciężkim stanie.

Kiedy wsiadłam na krzesełko wyciągu narciarskiego, patrzyłam na budzącą się już wiosnę. Potem na orczyku jechałam z bardzo sympatyczną panią, z którą rozmawiałam zupełnie normalnie o nartach, wyjazdach, o Alpach. Wszystko zaczęło się w momencie, kiedy puściłam orczyk. Dokładnie wtedy przyszedł nieprawdopodobny ból głowy, karku, pleców i miałam poczucie, że po prostu odsuwam się od wszystkiego. W ciągu tej jednej chwili zmieniła się cała rzeczywistość wokół mnie. Jakbym była w jakiejś innej przestrzeni. To było coś nieprawdopodobnego. Wiedziałam, że to co się ze mną dzieje jest nienaturalne, bardzo poważne i że tak naprawdę stało się coś bardzo złego.

Poczuła pani gigantyczny ból i co się dalej zadziało?

Wysłałam sms-a do Małgorzaty Rodzeń, szefowej rehabilitacyjnej w Polskim Centrum Rehabilitacji Funkcjonalnej Votum, z którą się znam od lat. Wiedziałam, że ona jako fizjoterapeutka neurologiczna może się szybko domyślić, co się stało. Gosia natychmiast do mnie zadzwoniła, zapytała, gdzie jestem i powiedziała: „Powoli zsuń się do schroniska”. Zdawała sobie sprawę, że tam będą ludzie i będę miała możliwość wezwania ratowników.

Podejrzewała, że to udar. Pęknięty tętniak jest jego najgorszym rodzajem.

Po rozmowie z nią zsunęłam się powoli bokiem stoku do schroniska, zdjęłam narty i ostrożnie weszłam do środka. Czułam się bardzo dziwnie. Cały czas był ten ból i sztywność całego ciała. Takie wrażenie, że mam kilka metrów od rzeczywistości i odsuwam się od wszystkiego. Pomyślałam, że jak sobie siądę w schronisku i może napiję się trochę wody, to mi powoli ten ból przejdzie. Tak naprawdę to jednak nie mogłam napić się tej wody, a mój stan w ogóle się nie poprawiał. Byłam na tyle jeszcze rozsądna i świadoma powagi sytuacji, że poprosiłam pana, który siedział obok mnie ze swoją rodziną, o jego pójście do stacji GOPR–u, która na szczęście jest blisko schroniska i wezwanie do mnie ratowników, bo bardzo źle się czuję. Panowie zjawili się szybko. Nasza rozmowa była krótka. Ratownicy od razu powiedzieli, że wzywają helikopter, bo widocznie od początku było dla nich oczywiste, co się ze mną dzieje.

Artykuł został opublikowany w najnowszym wydaniu tygodnika Wprost.

Aktualne cyfrowe wydanie tygodnika dostępne jest w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.