Film "Przekleństwa niewinności" próbuje rozwikłać tajemnicę przeżyć młodego człowieka
Tomasz Raczek: Panie Zygmuncie, czy słyszał pan kiedyś o samobójstwach dziewic?
Zygmunt Kałużyński: Słyszałem, panie Tomaszu, bo jest to sprawa zajmująca pedagogię od niepamiętnych czasów, a film, o którym - jak myślę - chce pan dzisiaj porozmawiać, właśnie ten problem podejmuje.
TR: Ten film to "Przekleństwa niewinności" w reżyserii Sofii Coppoli - jej debiut, od razu zresztą dostrzeżony i nagrodzony w różnych miejscach świata, choć ja mam wątpliwości, czy rzeczywiście film jest aż tak udany.
ZK: Jego wartość polega na oryginalnym podejściu do dramatu młodzieżowego: dlaczego młodzi popełniają samobójstwa?
TR: W tym wypadku chodzi o pięć urodziwych sióstr z tak zwanego dobrego domu, które niemal jednocześnie odbierają sobie życie.
ZK: Film zbudowany jest wokół relacji chłopców, znajomych bohaterek, którzy po latach opowiadają całą historię, starając się zrozumieć, dlaczego doszło do takiej tragedii. Na kilka głosów usiłują znaleźć jakieś wyjaśnienie. Śmiałość filmu polega jednak na tym, że oni tego wyjaśnienia nie znajdują! Gdy w kinie podejmuje się problem dramatu młodzieżowego, zwykle natychmiast pojawiają się komentarze pedagogiczne, sentymentalne wyjaśnienia, zagłębianie się psychologiczne i łzawa tonacja. Tymczasem ten film po prostu pokazuje, co się wydarzyło, niczego nie tłumacząc.
TR: A jednak, panie Zygmuncie, widzimy, kto był przyczyną desperacji tych dziewczyn: nadopiekuńczy, przesadnie je dyscyplinujący i chroniący przed światem zewnętrznym rodzice. Na pierwszy rzut oka wyglądają oni na bardzo sympatycznych ludzi: ojciec jest nauczycielem matematyki w szkole, w której uczą się córki, matka zajmuje się domem. Ich metoda wychowawcza sprawia jednak, że zamieniają dom w więzienie dla swoich córek.
ZK: Tak, to jest jedna z przyczyn, ale przyczyn może być wiele. Młodzi ludzie raz po raz napotykają różne bariery, nie muszą one jednak zaraz prowadzić do tragedii. Tutaj udział bezwzględnych rodziców ma też pewien pokątny, typowo amerykański zamiar publicystyczny. Podkreśla się parokrotnie, że to rodzina katolicka. Panie Tomaszu, i pan był w Ameryce, i ja. Zetknęliśmy się z tym, że protestanci uważają katolicyzm za wyznanie staroświeckie, zacofane, zabobonne i odnoszą się do niego z krytyczną pogardą.
TR: Myślę, że przede wszystkim zarzucają katolicyzmowi ograniczenie wielu swobód.
ZK: Właśnie. I tutaj przewija się ten akcent krytyki, choć nie on jest najważniejszy.
TR: Zwróciłbym także uwagę na szlachetny rys w aktorstwie. James Woods i Kathleen Turner, grający rodziców, tworzą nie dopowiedziane, jakby tylko naszkicowane role, zupełnie niepodobne do tych, jakie znamy z podobnych pedagogicznych filmów amerykańskich robionych seryjnie dla telewizji.
ZK: Owszem, ale najciekawsza jest dla mnie tajemnica przeżycia młodego człowieka. Na ten temat istnieje tak kolosalna blaga, jakiej nie ma w żadnej innej sprawie pedagogiczno-społecznej.
TR: Mówi pan: młodego człowieka, a w filmie przecież chodzi o młode dziewczyny. Zastanawiam się, co my obaj możemy wiedzieć o tym, co czują nastoletnie dziewice.
ZK: W wypadku młodego mężczyzny sprawa mogłaby wyglądać podobnie. Nie jest prawdą, że młodość to coś pięknego. To kłamstwo, panie Tomaszu. Dojrzewanie jest straszliwie ciężkim, dręczącym człowieka okresem. O tym, że młodość była piękna, opowiadają nam zwykle osoby, które ją dawno przeszły, a teraz koloryzują, blagują, dorabiają mitologię. Tymczasem prawda jest taka, że kontakt z dojrzewającym młodym człowiekiem jest szalenie trudny, bo nie mamy żadnej wspólnej płaszczyzny, gdyż ON nie ma żadnej płaszczyzny. Ja sam pamiętam, co się zdarzyło w moim mieście, kiedy byłem młody: czternastoletnia dziewczyna popełniła samobójstwo w domu, obok którego mieszkałem. Przed śmiercią kupiła róże i lilie, ułożyła je koło swojego łóżka i postarała się o koronkę, którą sobie nałożyła na głowę. W jej mieszkaniu znaleziono fotos z filmu Grety Garbo, która popełnia samobójstwo obłożona kwiatami i z koronką na głowie. Ta dziewczyna odegrała więc rodzaj komedii!
TR: Raczej tragedii.
ZK: Popełniła samobójstwo na wzór filmu. Młodzi ludzie, którzy odbierają sobie życie, przeważnie robią to dlatego, że doznali jakiegoś uszczerbku na swojej godności i chcą się zemścić. Wyobrażają sobie, że gdy popełnią samobójstwo, to ci, którzy byli winni i ich dotknęli, będą mieli wyrzuty sumienia, będą cierpieć, rozpaczać nad ich trupem. Działa ich wyobraźnia, która stara się obronić ich jestestwo. Bo młodym ludziom potrzebne jest uznanie.
TR: A jednak dystrybutor tego filmu napisał, że "Przekleństwa niewinności" to "gotycka historia o niespełnionym pożądaniu".
ZK: He, he, he. Może on to zrobił, żeby zwabić publiczność. Ja nie odebrałem filmu w ten sposób. Uważam go za wyjątkowo szczery, uczciwy i odpowiedzialny przez swoją linearność, przez brak natarczywej intencji. Widzimy, co się stało, i nie możemy zrozumieć. Tego się nie da zrozumieć!
TR: Myśli pan, że można jakoś przeciwdziałać takim tragicznym teatralnym gestom, które okazują się ostateczne?
ZK: Teraz wyraża pan tęsknotę za znalezieniem jakiegoś rozwiązania, którego nie proponuje film.
TR: Bo w filmie ta historia została przedstawiona jak antyczna tragedia, na którą nie możemy mieć wpływu. Zadam jednak panu pytanie, jakie może zadać zaniepokojona naszą rozmową matka: czy młodzi ludzie, którzy pójdą do kina na ten film, nie zechcą naśladować jego bohaterek?
ZK: Na to, panie Tomaszu, odpowiem panu jak sławny profesor Freud, gdy go pewna matka zapytała, jak ma wychowywać dziecko, żeby było najlepiej. Freud odpowiedział: "Jakkolwiek by je pani wychowywała, zawsze będzie źle". Ten film daje materiał do myślenia. Także młodym ludziom.
TR: Materiał do myślenia, nie do małpowania.
ZK: Tak.
Zygmunt Kałużyński: Słyszałem, panie Tomaszu, bo jest to sprawa zajmująca pedagogię od niepamiętnych czasów, a film, o którym - jak myślę - chce pan dzisiaj porozmawiać, właśnie ten problem podejmuje.
TR: Ten film to "Przekleństwa niewinności" w reżyserii Sofii Coppoli - jej debiut, od razu zresztą dostrzeżony i nagrodzony w różnych miejscach świata, choć ja mam wątpliwości, czy rzeczywiście film jest aż tak udany.
ZK: Jego wartość polega na oryginalnym podejściu do dramatu młodzieżowego: dlaczego młodzi popełniają samobójstwa?
TR: W tym wypadku chodzi o pięć urodziwych sióstr z tak zwanego dobrego domu, które niemal jednocześnie odbierają sobie życie.
ZK: Film zbudowany jest wokół relacji chłopców, znajomych bohaterek, którzy po latach opowiadają całą historię, starając się zrozumieć, dlaczego doszło do takiej tragedii. Na kilka głosów usiłują znaleźć jakieś wyjaśnienie. Śmiałość filmu polega jednak na tym, że oni tego wyjaśnienia nie znajdują! Gdy w kinie podejmuje się problem dramatu młodzieżowego, zwykle natychmiast pojawiają się komentarze pedagogiczne, sentymentalne wyjaśnienia, zagłębianie się psychologiczne i łzawa tonacja. Tymczasem ten film po prostu pokazuje, co się wydarzyło, niczego nie tłumacząc.
TR: A jednak, panie Zygmuncie, widzimy, kto był przyczyną desperacji tych dziewczyn: nadopiekuńczy, przesadnie je dyscyplinujący i chroniący przed światem zewnętrznym rodzice. Na pierwszy rzut oka wyglądają oni na bardzo sympatycznych ludzi: ojciec jest nauczycielem matematyki w szkole, w której uczą się córki, matka zajmuje się domem. Ich metoda wychowawcza sprawia jednak, że zamieniają dom w więzienie dla swoich córek.
ZK: Tak, to jest jedna z przyczyn, ale przyczyn może być wiele. Młodzi ludzie raz po raz napotykają różne bariery, nie muszą one jednak zaraz prowadzić do tragedii. Tutaj udział bezwzględnych rodziców ma też pewien pokątny, typowo amerykański zamiar publicystyczny. Podkreśla się parokrotnie, że to rodzina katolicka. Panie Tomaszu, i pan był w Ameryce, i ja. Zetknęliśmy się z tym, że protestanci uważają katolicyzm za wyznanie staroświeckie, zacofane, zabobonne i odnoszą się do niego z krytyczną pogardą.
TR: Myślę, że przede wszystkim zarzucają katolicyzmowi ograniczenie wielu swobód.
ZK: Właśnie. I tutaj przewija się ten akcent krytyki, choć nie on jest najważniejszy.
TR: Zwróciłbym także uwagę na szlachetny rys w aktorstwie. James Woods i Kathleen Turner, grający rodziców, tworzą nie dopowiedziane, jakby tylko naszkicowane role, zupełnie niepodobne do tych, jakie znamy z podobnych pedagogicznych filmów amerykańskich robionych seryjnie dla telewizji.
ZK: Owszem, ale najciekawsza jest dla mnie tajemnica przeżycia młodego człowieka. Na ten temat istnieje tak kolosalna blaga, jakiej nie ma w żadnej innej sprawie pedagogiczno-społecznej.
TR: Mówi pan: młodego człowieka, a w filmie przecież chodzi o młode dziewczyny. Zastanawiam się, co my obaj możemy wiedzieć o tym, co czują nastoletnie dziewice.
ZK: W wypadku młodego mężczyzny sprawa mogłaby wyglądać podobnie. Nie jest prawdą, że młodość to coś pięknego. To kłamstwo, panie Tomaszu. Dojrzewanie jest straszliwie ciężkim, dręczącym człowieka okresem. O tym, że młodość była piękna, opowiadają nam zwykle osoby, które ją dawno przeszły, a teraz koloryzują, blagują, dorabiają mitologię. Tymczasem prawda jest taka, że kontakt z dojrzewającym młodym człowiekiem jest szalenie trudny, bo nie mamy żadnej wspólnej płaszczyzny, gdyż ON nie ma żadnej płaszczyzny. Ja sam pamiętam, co się zdarzyło w moim mieście, kiedy byłem młody: czternastoletnia dziewczyna popełniła samobójstwo w domu, obok którego mieszkałem. Przed śmiercią kupiła róże i lilie, ułożyła je koło swojego łóżka i postarała się o koronkę, którą sobie nałożyła na głowę. W jej mieszkaniu znaleziono fotos z filmu Grety Garbo, która popełnia samobójstwo obłożona kwiatami i z koronką na głowie. Ta dziewczyna odegrała więc rodzaj komedii!
TR: Raczej tragedii.
ZK: Popełniła samobójstwo na wzór filmu. Młodzi ludzie, którzy odbierają sobie życie, przeważnie robią to dlatego, że doznali jakiegoś uszczerbku na swojej godności i chcą się zemścić. Wyobrażają sobie, że gdy popełnią samobójstwo, to ci, którzy byli winni i ich dotknęli, będą mieli wyrzuty sumienia, będą cierpieć, rozpaczać nad ich trupem. Działa ich wyobraźnia, która stara się obronić ich jestestwo. Bo młodym ludziom potrzebne jest uznanie.
TR: A jednak dystrybutor tego filmu napisał, że "Przekleństwa niewinności" to "gotycka historia o niespełnionym pożądaniu".
ZK: He, he, he. Może on to zrobił, żeby zwabić publiczność. Ja nie odebrałem filmu w ten sposób. Uważam go za wyjątkowo szczery, uczciwy i odpowiedzialny przez swoją linearność, przez brak natarczywej intencji. Widzimy, co się stało, i nie możemy zrozumieć. Tego się nie da zrozumieć!
TR: Myśli pan, że można jakoś przeciwdziałać takim tragicznym teatralnym gestom, które okazują się ostateczne?
ZK: Teraz wyraża pan tęsknotę za znalezieniem jakiegoś rozwiązania, którego nie proponuje film.
TR: Bo w filmie ta historia została przedstawiona jak antyczna tragedia, na którą nie możemy mieć wpływu. Zadam jednak panu pytanie, jakie może zadać zaniepokojona naszą rozmową matka: czy młodzi ludzie, którzy pójdą do kina na ten film, nie zechcą naśladować jego bohaterek?
ZK: Na to, panie Tomaszu, odpowiem panu jak sławny profesor Freud, gdy go pewna matka zapytała, jak ma wychowywać dziecko, żeby było najlepiej. Freud odpowiedział: "Jakkolwiek by je pani wychowywała, zawsze będzie źle". Ten film daje materiał do myślenia. Także młodym ludziom.
TR: Materiał do myślenia, nie do małpowania.
ZK: Tak.
Więcej możesz przeczytać w 51/52/2001 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.