Wprowadzenie euro w formie gotówkowej jest największym przedsięwzięciem w dziedzinie pieniądza w nowożytnej historii
1 stycznia 2002 r. to początek ostatniego etapu największego przedsięwzięcia w dziedzinie pieniądza w nowożytnej historii - dwanaście państw będących członkami Unii Europejskiej i stanowiących unię gospodarczo-walutową zaczęło wprowadzać do obiegu gotówkowego wspólną walutę - euro. Po krótkim okresie tzw. podwójnego obiegu, kiedy stara waluta narodowa będzie funkcjonowała obok nowej, w całej strefie euro będą krążyć tylko banknoty i monety euro.
"Podwójny obieg" w większości krajów będzie trwał do 28 lutego (w Austrii, Belgii, Finlandii, Grecji, Hiszpanii, Luksemburgu, Portugalii i Włoszech). Nieco krócej będzie można się posługiwać holenderskimi guldenami (do 27 stycznia), funtami w Irlandii (do 9 lutego) i frankami francuskimi (do 17 lutego). Nasz największy partner handlowy - Niemcy - zrezygnował z okresu przejściowego, a to oznacza, że już od 1 stycznia jedynym prawnym środkiem płatniczym u naszego zachodniego sąsiada będzie euro. A jeśli w sklepie będziemy chcieli zapłacić markami, musimy liczyć na dobrą wolę sprzedawcy (będzie to możliwe tylko do 28 lutego).
Wprowadzenie euro w formie gotówkowej to ostatni etap procesu, który rozpoczął się w styczniu 1999 r. Do tej pory nową walutą posługiwano się wyłącznie w transakcjach niegotówkowych (można już było na przykład uzyskać kredyt w euro). Bankowcy i przedsiębiorcy mieli więc do czynienia z euro już od trzech lat. Zmiana, która się teraz dokonuje, ma znaczenie głównie dla setek milionów konsumentów.
Po co wprowadza się wspólną walutę i co nowa sytuacja oznacza dla przeciętnego człowieka? Z całą pewnością życie ludzi mieszkających na terenie UGW będzie łatwiejsze. Większość ekonomistów nie ma też wątpliwości, że dzięki euro poprawią się warunki działania europejskich przedsiębiorców. Jedyną grupą, która na tej zmianie może stracić, są bankowcy - nie będą już zarabiać na prowizjach od wymiany walut. Operacje wymiany pieniędzy były kosztowne, szczególnie przy małych kwotach, i znacznie podnosiły cenę wyjazdu za granicę. Prowizje stanowiły istotną część wymienianej sumy. Teraz wystarczy się zaopatrzyć w euro i płacić nim na stacjach benzynowych, w hotelach i restauracjach w całej UGW. Nowe zasady dotyczą także polskich przedsiębiorców prowadzących wymianę handlową z partnerami z państw dwunastki.
Dla przedsiębiorców wspólna waluta oznacza tańsze transakcje (nie muszą się już posługiwać kilkoma walutami ani prowadzić kilku rachunków bankowych), a także koniec zmartwień z powodu różnic kursowych i ponoszenia kosztów zabezpieczających przed ryzykiem nagłego spadku lub wzrostu wartości jednej waluty względem drugiej. Wszystkie te korzyści dotyczą również tych polskich przedsiębiorców, którzy prowadzą wymianę handlową z więcej niż jednym krajem strefy euro. Dla nich istotna pozostanie tylko wartość euro w stosunku do złotego.
O wiele prostsze będzie też porównywanie cen - łatwiej stwierdzimy, czy dany produkt (na przykład Big Mac) jest tańszy w Lizbonie, Paryżu czy Berlinie. Przejrzystość cen zmusza zaś producentów do większej konkurencji, na czym ostatecznie korzystają wszyscy konsumenci, nie tylko mieszkańcy krajów dwunastki, ale także turyści odwiedzający unię.
Skutki wprowadzenia jednej waluty odczują głównie osoby mieszkające w Unii Europejskiej. My jednak, mimo że nie jesteśmy jeszcze formalnie częścią eurolandu, też już osiągamy pewne korzyści. Za dwa lata mamy szansę stać się pełnoprawnym członkiem UE i rozpocząć starania o przyjęcie do unii gospodarczo-walutowej. Warto o to zabiegać, bo wtedy korzyści - których część wymieniłem - będą większe.
Decydując się na członkostwo w unii, podejmujemy jednocześnie decyzję - zgodnie z zapisami traktatu z Maastricht - o przyjęciu w późniejszym okresie wspólnej waluty. Polska, podobnie jak inne kraje kandydujące, nie ma możliwości skorzystania z tzw. klauzuli opt-out, pozwalającej na pozostanie przy dotychczasowej walucie. Przyjęcie euro powinno być dla naszego kraju korzystne, podobnie jak dla Hiszpanii, Portugalii czy Grecji.
Chcąc możliwie szybko wejść do UE, a potem do UGW, nie możemy czekać z założonymi rękami. Aby się stać pełnoprawnym członkiem strefy euro, musimy spełnić kilka warunków, które można podzielić na trzy grupy: fiskalne, monetarne i jakościowe (związane z niezależnością banku centralnego). Kryteria fiskalne odnoszą się do wysokości rocznego deficytu finansów publicznych (nie wyższy niż 3 proc. PKB) i długu publicznego (nie wyższy niż 60 proc. PKB). Warto zauważyć, że na zadłużenie wyższe niż 60 proc. PKB nie pozwala także polska konstytucja. Kryteria monetarne dotyczą wysokości inflacji oraz długoterminowych stóp procentowych (punktem odniesienia są inflacja i stopy procentowe najniższe wśród krajów UGW). Dodatkowo waluta państwa kandydującego musi być przez dwa lata stosunkowo stabilna względem euro, spełniając kryteria ERM II. Ostatnim warunkiem jest niezależność banku centralnego, co jest standardem w krajach rozwiniętych. Europejski Bank Centralny, tak jak kiedyś Bundesbank, jest niezależny od władzy ustawodawczej i wykonawczej każdego członka unii.
O spełnienie kryteriów z Maastricht warto się starać nie tylko dlatego, że umożliwi nam to korzystanie z członkostwa w unii gospodarczo-walutowej. Już samo sprostanie im powinno pozytywnie wpłynąć na długofalowy rozwój polskiej gospodarki. Mniejszy deficyt budżetu oznacza między innymi niższe oprocentowanie kredytów dla przedsiębiorstw, a niższa inflacja - lepsze warunki podejmowania decyzji ekonomicznych. Warto więc dalej reformować naszą gospodarkę, tak aby jak najszybciej Polska została pełnoprawnym członkiem obu unii.
"Podwójny obieg" w większości krajów będzie trwał do 28 lutego (w Austrii, Belgii, Finlandii, Grecji, Hiszpanii, Luksemburgu, Portugalii i Włoszech). Nieco krócej będzie można się posługiwać holenderskimi guldenami (do 27 stycznia), funtami w Irlandii (do 9 lutego) i frankami francuskimi (do 17 lutego). Nasz największy partner handlowy - Niemcy - zrezygnował z okresu przejściowego, a to oznacza, że już od 1 stycznia jedynym prawnym środkiem płatniczym u naszego zachodniego sąsiada będzie euro. A jeśli w sklepie będziemy chcieli zapłacić markami, musimy liczyć na dobrą wolę sprzedawcy (będzie to możliwe tylko do 28 lutego).
Wprowadzenie euro w formie gotówkowej to ostatni etap procesu, który rozpoczął się w styczniu 1999 r. Do tej pory nową walutą posługiwano się wyłącznie w transakcjach niegotówkowych (można już było na przykład uzyskać kredyt w euro). Bankowcy i przedsiębiorcy mieli więc do czynienia z euro już od trzech lat. Zmiana, która się teraz dokonuje, ma znaczenie głównie dla setek milionów konsumentów.
Po co wprowadza się wspólną walutę i co nowa sytuacja oznacza dla przeciętnego człowieka? Z całą pewnością życie ludzi mieszkających na terenie UGW będzie łatwiejsze. Większość ekonomistów nie ma też wątpliwości, że dzięki euro poprawią się warunki działania europejskich przedsiębiorców. Jedyną grupą, która na tej zmianie może stracić, są bankowcy - nie będą już zarabiać na prowizjach od wymiany walut. Operacje wymiany pieniędzy były kosztowne, szczególnie przy małych kwotach, i znacznie podnosiły cenę wyjazdu za granicę. Prowizje stanowiły istotną część wymienianej sumy. Teraz wystarczy się zaopatrzyć w euro i płacić nim na stacjach benzynowych, w hotelach i restauracjach w całej UGW. Nowe zasady dotyczą także polskich przedsiębiorców prowadzących wymianę handlową z partnerami z państw dwunastki.
Dla przedsiębiorców wspólna waluta oznacza tańsze transakcje (nie muszą się już posługiwać kilkoma walutami ani prowadzić kilku rachunków bankowych), a także koniec zmartwień z powodu różnic kursowych i ponoszenia kosztów zabezpieczających przed ryzykiem nagłego spadku lub wzrostu wartości jednej waluty względem drugiej. Wszystkie te korzyści dotyczą również tych polskich przedsiębiorców, którzy prowadzą wymianę handlową z więcej niż jednym krajem strefy euro. Dla nich istotna pozostanie tylko wartość euro w stosunku do złotego.
O wiele prostsze będzie też porównywanie cen - łatwiej stwierdzimy, czy dany produkt (na przykład Big Mac) jest tańszy w Lizbonie, Paryżu czy Berlinie. Przejrzystość cen zmusza zaś producentów do większej konkurencji, na czym ostatecznie korzystają wszyscy konsumenci, nie tylko mieszkańcy krajów dwunastki, ale także turyści odwiedzający unię.
Skutki wprowadzenia jednej waluty odczują głównie osoby mieszkające w Unii Europejskiej. My jednak, mimo że nie jesteśmy jeszcze formalnie częścią eurolandu, też już osiągamy pewne korzyści. Za dwa lata mamy szansę stać się pełnoprawnym członkiem UE i rozpocząć starania o przyjęcie do unii gospodarczo-walutowej. Warto o to zabiegać, bo wtedy korzyści - których część wymieniłem - będą większe.
Decydując się na członkostwo w unii, podejmujemy jednocześnie decyzję - zgodnie z zapisami traktatu z Maastricht - o przyjęciu w późniejszym okresie wspólnej waluty. Polska, podobnie jak inne kraje kandydujące, nie ma możliwości skorzystania z tzw. klauzuli opt-out, pozwalającej na pozostanie przy dotychczasowej walucie. Przyjęcie euro powinno być dla naszego kraju korzystne, podobnie jak dla Hiszpanii, Portugalii czy Grecji.
Chcąc możliwie szybko wejść do UE, a potem do UGW, nie możemy czekać z założonymi rękami. Aby się stać pełnoprawnym członkiem strefy euro, musimy spełnić kilka warunków, które można podzielić na trzy grupy: fiskalne, monetarne i jakościowe (związane z niezależnością banku centralnego). Kryteria fiskalne odnoszą się do wysokości rocznego deficytu finansów publicznych (nie wyższy niż 3 proc. PKB) i długu publicznego (nie wyższy niż 60 proc. PKB). Warto zauważyć, że na zadłużenie wyższe niż 60 proc. PKB nie pozwala także polska konstytucja. Kryteria monetarne dotyczą wysokości inflacji oraz długoterminowych stóp procentowych (punktem odniesienia są inflacja i stopy procentowe najniższe wśród krajów UGW). Dodatkowo waluta państwa kandydującego musi być przez dwa lata stosunkowo stabilna względem euro, spełniając kryteria ERM II. Ostatnim warunkiem jest niezależność banku centralnego, co jest standardem w krajach rozwiniętych. Europejski Bank Centralny, tak jak kiedyś Bundesbank, jest niezależny od władzy ustawodawczej i wykonawczej każdego członka unii.
O spełnienie kryteriów z Maastricht warto się starać nie tylko dlatego, że umożliwi nam to korzystanie z członkostwa w unii gospodarczo-walutowej. Już samo sprostanie im powinno pozytywnie wpłynąć na długofalowy rozwój polskiej gospodarki. Mniejszy deficyt budżetu oznacza między innymi niższe oprocentowanie kredytów dla przedsiębiorstw, a niższa inflacja - lepsze warunki podejmowania decyzji ekonomicznych. Warto więc dalej reformować naszą gospodarkę, tak aby jak najszybciej Polska została pełnoprawnym członkiem obu unii.
Więcej możesz przeczytać w 1/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.