Spotkanie z DARIUSZEM MICHALCZEWSKIM, bokserem, mistrzem świata wagi półciężkiej
Andrzej Kropiwnicki: Jakie miejsce w hierarchii zawodowego boksu zajmuje Dariusz Michalczewski?
Dariusz Michalczewski: Jestem uważany za jednego z najlepszych.
On: To dlaczego pański promotor tak unika zorganizowania walki z Royem Jonesem Jr., jedynym w tej chwili godnym pana przeciwnikiem?
- To nieprawda. Mój promotor cały czas stara się doprowadzić do tej walki, więc nie rozumiem, skąd takie podejrzenia. Tyle że to nie jest takie proste. Gra idzie przecież o duże pieniądze.
Kick: Dlaczego wyjechał pan z Polski?
- Wtedy był taki ustrój w Polsce, że wyjazd był dla mnie jedyną szansą zaistnienia na świecie. Gdybym nie wyemigrował, nie rozmawialibyśmy dzisiaj, bo nikt by mnie nie znał.
Plll: Dlaczego w takim razie inwestuje pan przede wszystkim w Polsce? Te wszystkie restauracje mógł pan założyć także w Niemczech.
- Mam podwójnie obywatelstwo, a inwestuję w Polsce, bo teraz znowu tu mieszkam. Większość kapitału trzymam jednak w Niemczech.
Olek 22: Jak pan się czuł, kiedy po ostatniej walce pan się cieszył, a kibice gwizdali?
- Liczyłem się z tym, bo walka odbywała się w Berlinie, a tam kibice boksu ciągle są przywiązani do Graciano Rocchigianiego. Głupie to, bo on przecież już od dawna nie boksuje. No, ale mam nadzieję, że teraz będą już po mojej stronie.
Kar: Czy pana synowie mówią po polsku?
- Starszy mówi całkiem nieźle, a młodszy już sporo rozumie. Ale nie ma się co oburzać. Kiedy wyjeżdżałem, mój starszy syn był bardzo mały. Młodszy urodził się już w Niemczech.
Stryju: Czy teraz, kiedy polski sport przeżywa renesans, nie żałuje pan, że nie walczy w naszych barwach?
- Na pewno nie jest to dla mnie łatwe. W końcu chyba każdy człowiek chciałby reprezentować kraj, w którym się urodził. Ale ja niczego nie żałuję.
Al: Pańscy wrogowie twierdzą, że Tygrys nie jest już tak mocny jak kiedyś. Że lubi sobie popić i zaniedbuje treningi, a wygrywa, bo walczy ze słabymi przeciwnikami.
- To bzdury! Ostatnia walka była najlepsza w mojej karierze. Nie wiem, skąd taka opinia. I w ogóle wątpię, żeby ci, którzy to mówią, widzieli walkę. To zazdrośnicy, a takich nigdy się nie zadowoli. W Polsce zazdrość wobec tych, którym się udało, to cecha narodowa.
Tomy: Cały boks to lipa. Wszystko jest poustawiane. Wystarczy spojrzeć na kolejne walki o mistrzostwo świata Lewisa z Holyfieldem.
- Trudno mi komentować takie opinie. Ludzie, którzy myślą w ten sposób, na ogół nie mają pojęcia o sporcie. Siedzą z tymi swoimi tłustymi brzuszyskami przed monitorami komputerów, surfują po Internecie i plotą, co im ślina na język przyniesie!
Jol: Czy Andrzej Gołota powinien wrócić na ring po tym, jak stchórzył przed Tysonem?
- Nie za bardzo miałby z kim boksować. Nie ten poziom i nie te pieniądze. I kto niby chciałby go oglądać po czymś takim.
Kil: Jako chłopak staczał pan bijatyki z kolegami z innych dzielnic. Czy kandydaci na bokserów muszą być ulicznymi zabijakami?
- Nie muszą. To były przecież zupełnie inne czasy. Znałem sporo chłopaków, którzy bili się częściej i ostrzej ode mnie, a jednak nie zostali później mistrzami świata. Do tego trzeba mieć talent i powołanie.
Jol: Chciałby pan, żeby synowie poszli w pana ślady?
- Nie miałbym nic przeciwko temu. Mój młodszy syn już trenuje. Ma wprawdzie dopiero dziesięć lat, ale to wielki talent. Będą z niego ludzie.
Bingo: Myśli pan czasem o dniu, w którym przyjdzie przegrać i stracić na zawsze mistrzowski pas?
- Proszę pana! Ja nie mogę przegrać, bo już wygrałem. Od siedmiu lat jestem mistrzem świata i bezspornie najbardziej utytułowanym zawodnikiem wagi półciężkiej wszech czasów. O porażce nie może być mowy.
Więcej możesz przeczytać w 1/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.