Magdalena Frindt, „Wprost”: Amerykanie usiedli przy jednym stole z Rosjanami i zaczęli debatę o tym, jak zakończy się wojna w Ukrainie. Nowy ład świata tworzy się nad głowami Ukraińców i Europejczyków.
Dr Janusz Sibora: To są fakty. Jesteśmy świadkami sytuacji, kiedy to, co miało wydarzyć się „potem”, przekształciło się w „teraz” i rozgrywa się na naszych oczach.
Donald Trump to polityk, którego można darzyć sympatią lub nie, ale nie można odebrać mu sprawczości, której podstawą jest stosowanie niekonwencjonalnych metod.
To nie pierwszy raz, kiedy Trump zaskakuje świat. Tak się stało, kiedy spotykał się z przywódcą Korei Północnej, który ma ręce zbroczone krwią. Tak dzieje się i dzisiaj. Sytuacja jest jednak złożona, bo to właśnie amerykański prezydent swoimi decyzjami sprawił, że Władimir Putin i Rosja wydostali się z międzynarodowej izolacji, a w Rijadzie przedstawiciele Waszyngtonu i Moskwy usiedli – de facto jak partnerzy – przy jednym stole.
Już po rozmowie telefonicznej Trumpa z Putinem było głośno o tym, że prezydent USA starł w pył wszystkie dotychczasowe ustalenia i ze zbrodniarza wojennego uczynił partnera.
Rozmowa telefoniczna Trumpa i Putina była eksponowana, ale warto zwrócić uwagę na szczegóły. Jeżeli faktycznie trwała 90 minut, a ten czas podzielimy na pół, to wychodzi na to, że obaj politycy mówili po 45 minut. Trzeba mieć jednak świadomość, że w takich rozmowach uczestniczą tłumacze, więc czas znowu należy podzielić na pół. Do tego dochodzą zwroty grzecznościowe na początku i końcu rozmowy.
Jeżeli weźmiemy pod uwagę te wszystkie okoliczności, to można oszacować, że zarówno Putin, jak i Trump mówili po ok. 20 minut. To są technikalia dyplomatyczne, o których warto wiedzieć, bo w inny sposób przebiega rozmowa, która toczy się w 20 lub 90 minut. Co do meritum, to trzeba zaznaczyć, że realpolitik w wydaniu Trumpa polegała na oddaniu za nic dwóch negocjacyjnych atutów: zdobyczy terytorialnych i przynależności Ukrainy do NATO.
Jaki będzie efekt spotkania w Arabii Saudyjskiej?
Należy je traktować w kategorii „negocjacji o negocjacjach”. Obie strony przyjechały ze wstępnie ustaloną agendą, a ich głównym zadaniem jest stworzenie warunków do zorganizowania spotkania Trumpa z Putinem. Do tego musi dojść, bo obu stronom potrzebny jest sukces. Trumpowi ze względu na to, żeby udowodnił, że wywiązał się ze składanych zobowiązań i po raz kolejny pokazał swoją sprawczość, a Putinowi jest potrzebna okazja do wyjścia z cienia i ostracyzmu, którym był dotychczas objęty przez społeczność międzynarodową.
Żyjemy w epoce wizualnej polityki. Decyduje siła obrazu.
Nie został upubliczniony moment wymieniania uścisków dłoni między członkami delegacji.
Protokolarnie jedna ze stron, zapewne amerykańska, nie chciała upubliczniać gestu powitania, aby nie drażnić opinii publicznej. Ale jestem przekonany, że przedstawiciele USA i Rosji przywitali się, zanim zasiedli do stołu. Warto spojrzeć na to, kto wchodził w skład delegacji w Rijadzie. Wygląda na to, że Rosja czuje się dość pewnie...
Dlaczego?
Na miejscu był Siergiej Ławrow, który ma ponad 30 lat doświadczenia dyplomatycznego, a o od ponad 20 kieruje potężnym resortem spaw zagranicznych. Obok niego zasiadał Jurij Uszakow, doradca Putina. Tymczasem po stronie amerykańskiej nie było żadnego zawodowego dyplomaty. Pojawił się m.in. sekretarz stanu USA Marco Rubio, który dotychczas prowadził politykę na poziomie parlamentarnym i nie ma doświadczenia w negocjacjach dyplomatycznych. Jeden z towarzyszących mu doradców ma doświadczenie w negocjacjach biznesowych, ale to zupełnie coś innego.
Warto wspomnieć o słowach, które kiedyś wypowiedział Léon Bourgeois, prawnik żyjący na przełomie XIX i XX w., twórca prawa międzynarodowego: „Nie jest dyplomatą ten, kto pracuje dla wojny”. I z tego względu nie powinniśmy traktować Ławrowa jako dyplomaty, bo nie spełnia kryteriów prawno-międzynarodowych, ale erozja prawa międzynarodowego postępuje do tego stopnia, że te słowa można włożyć do szuflady, bo Ławrow, chociaż stosuje niedyplomatyczne metody, siedzi przy stole, przy którym wykuwa się nowy porządek świata.
Polityk, który nazywał białe czarnym i czarne białym. A rzeź cywilów w Buczy określał jako ukraińską prowokację...
Trzeba powiedzieć to wprost: Ławrow przechytrzył swoich rozmówców, bo Rosja właśnie wyszła z izolacji.
Ukraina stała się polem walki między Rosją, a światem zachodnim, dwoma siłami geopolitycznymi. I można zaklinać rzeczywistość, mówiąc, że de iure NATO nie jest w stanie wojny z Rosją. Ale de facto państwa członkowskie Sojuszu Północnoatlantyckiego udzielają Ukrainie wsparcia militarnego, finansowego, wywiadowczego, logistycznego oraz humanitarnego. Nie w imieniu sojuszu, ale we własnym.
Tego też chwyta się Rosja, która wykłada na stół dokument z grudnia 2021 r., w którym przedstawiła żądania dotyczące ograniczenia obecności wojskowej USA i NATO na obszarze poradzieckim i w Europie Środkowej. Jak mantrę powtarza, że Sojusz Północnoatlantycki zbliża się do granic Rosji, przez co czuje się osaczona.
Ale w ten sposób Moskwa chce wpływać na suwerenne decyzje konkretnych państw. Dotychczas jej groźby były bagatelizowane, a tylko w czasie pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę, do NATO dołączyły Finlandia i Szwecja.
Po rozmowie z Putinem Trump powiedział zdanie, które powinno niepokoić.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.