Jeżeli śródmiejską ulicą szedłby osobnik z nożem w ręku, a na plecach miał napis: "Uwaga! Macham prawą ręką z nożem!
Zachodzę w głowę
Jeżeli śródmiejską ulicą szedłby osobnik z nożem w ręku, a na plecach miał napis: "Uwaga! Macham prawą ręką z nożem! Odsunąć się na 120 cm!", to każdy przechodzień uznałby go za psychopatę, którego należy natychmiast obezwładnić. Może podam drugi przykład, już z dziedziny motoryzacji. Ciężarówka z tablicą umieszczoną z tyłu: "Odpina mi się klapa i cały węgiel może polecieć na maskę samochodu jadącego za mną!", będzie prawdopodobnie zatrzymana przez pierwszy radiowóz. I słusznie. Od lat natomiast bez zmrużenia oka tolerujemy przegubowce z napisem z tyłu: "Jak skręcę, to zgniotę. Odsunąć się!". I odsuwamy się, choć i to nas nie ustrzeże przed zgnieceniem, jeśli zatrzymamy się na środkowym pasie za innym samochodem, a wesoły autobus dojedzie później na prawy pas, dostanie zieloną strzałkę i zamaszyście skręci w prawo. Co wtedy możemy zrobić, widząc nadjeżdżającego zgniatacza? Złapać się za błotniki i skoczyć metr w prawo? Gdyby stojące na światłach auto mogło nagle skoczyć metr na bok, nie zostałoby dopuszczone do ruchu podczas kontroli technicznej. A przegubowiec, który "zachodzi" na zakrętach, jest dopuszczany. Dlaczego? Gdyby mój prywatny samochód "zachodził", natychmiast pożegnałbym się z dowodem rejestracyjnym. Tolerujemy powszechne zagrożenie tylko dlatego, że ktoś na dupie nakleił sobie folię z napisem, że może zgnieść. Prawdopodobnie kierowcy przegubowców są poinstruowani, by wzmóc czujność na zakrętach, ale psu się to na budę zdaje, skoro prawie każdy przegubowiec ma zniszczone tylne narożniki (zwłaszcza lewy). Być może specjalnie się ich nie naprawia, by stanowiły ponure potwierdzenie tego, że napis obok nie został umieszczony bezpodstawnie.
Jaka jest przyczyna tej tolerancji? Otóż przypuszczalnie taka, że przegubowce to stare zjawisko. Jeździły za komuny, kiedy były państwowe. A jak coś było napisane na państwowym, to było święte, choćby było najgłupsze (a czasem zwłaszcza wtedy). Ponadto woziły klasę robotniczą, która była przewodnią siłą. I ta siła ściśnięta w tym przegubowcu zgniatała na zakrętach autka inteligencji czy prywaciarzy, więc społeczna szkodliwość tych czynów była znikoma. Określano to jako tzw. zakręty historii.
Dziś zaś, gdy dążymy do normalności i demokracji, nadeszła chyba pora, by te pojazdy traktować jak wszystkie inne na drogach. Czyli poddać ponownej kontroli, która - zgodnie ze zdrowym rozsądkiem - wykluczy przegubowce z ulic, jako zagrażające bezpieczeństwu ruchu drogowego. Do czasu ich modernizacji lub jeśli się to okaże niemożliwe, to na zawsze. O co niniejszym oficjalnie wnoszę.
Jeżeli śródmiejską ulicą szedłby osobnik z nożem w ręku, a na plecach miał napis: "Uwaga! Macham prawą ręką z nożem! Odsunąć się na 120 cm!", to każdy przechodzień uznałby go za psychopatę, którego należy natychmiast obezwładnić. Może podam drugi przykład, już z dziedziny motoryzacji. Ciężarówka z tablicą umieszczoną z tyłu: "Odpina mi się klapa i cały węgiel może polecieć na maskę samochodu jadącego za mną!", będzie prawdopodobnie zatrzymana przez pierwszy radiowóz. I słusznie. Od lat natomiast bez zmrużenia oka tolerujemy przegubowce z napisem z tyłu: "Jak skręcę, to zgniotę. Odsunąć się!". I odsuwamy się, choć i to nas nie ustrzeże przed zgnieceniem, jeśli zatrzymamy się na środkowym pasie za innym samochodem, a wesoły autobus dojedzie później na prawy pas, dostanie zieloną strzałkę i zamaszyście skręci w prawo. Co wtedy możemy zrobić, widząc nadjeżdżającego zgniatacza? Złapać się za błotniki i skoczyć metr w prawo? Gdyby stojące na światłach auto mogło nagle skoczyć metr na bok, nie zostałoby dopuszczone do ruchu podczas kontroli technicznej. A przegubowiec, który "zachodzi" na zakrętach, jest dopuszczany. Dlaczego? Gdyby mój prywatny samochód "zachodził", natychmiast pożegnałbym się z dowodem rejestracyjnym. Tolerujemy powszechne zagrożenie tylko dlatego, że ktoś na dupie nakleił sobie folię z napisem, że może zgnieść. Prawdopodobnie kierowcy przegubowców są poinstruowani, by wzmóc czujność na zakrętach, ale psu się to na budę zdaje, skoro prawie każdy przegubowiec ma zniszczone tylne narożniki (zwłaszcza lewy). Być może specjalnie się ich nie naprawia, by stanowiły ponure potwierdzenie tego, że napis obok nie został umieszczony bezpodstawnie.
Jaka jest przyczyna tej tolerancji? Otóż przypuszczalnie taka, że przegubowce to stare zjawisko. Jeździły za komuny, kiedy były państwowe. A jak coś było napisane na państwowym, to było święte, choćby było najgłupsze (a czasem zwłaszcza wtedy). Ponadto woziły klasę robotniczą, która była przewodnią siłą. I ta siła ściśnięta w tym przegubowcu zgniatała na zakrętach autka inteligencji czy prywaciarzy, więc społeczna szkodliwość tych czynów była znikoma. Określano to jako tzw. zakręty historii.
Dziś zaś, gdy dążymy do normalności i demokracji, nadeszła chyba pora, by te pojazdy traktować jak wszystkie inne na drogach. Czyli poddać ponownej kontroli, która - zgodnie ze zdrowym rozsądkiem - wykluczy przegubowce z ulic, jako zagrażające bezpieczeństwu ruchu drogowego. Do czasu ich modernizacji lub jeśli się to okaże niemożliwe, to na zawsze. O co niniejszym oficjalnie wnoszę.
Więcej możesz przeczytać w 1/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.