Rzut oka na przestępującą z nogi na nogę w poczekalni delegację z prezydentem Dudą na czele mówi wszystko: byli tam głównie spece od wciskania piarowego kitu i urzędniczy plankton, polujący na fotę z Donaldem Trumpem. Brak za to było jakiegoś zawodowego dyplomaty, który wiedziałby, że Amerykanie notorycznie spóźniają się – i to mocno – na tego typu spotkania.
Nadawanie pogawędce w kuluarach rangi dwustronnego spotkania na szczycie musiało się zemścić. I to nie tylko na Dudzie osobiście, ale także na pozycji i prestiżu Polski w tak trudnej – by nie powiedzieć dramatycznej – sytuacji. Rozumie to świetnie premier Donald Tusk, próbujący wyciszać szyderczy rechot z Dudy.
Zasady krajowych zapasów w politycznym kisielu dobrze znamy, ale co w tym smutnym widowisku tak ucieszyło ukraińskich komentatorów, drwiących z formatu i długości rozmowy Dudy z Trumpem, to szczerze nie rozumiem.
Za to reakcję Tuska w takiej sytuacji rozumiem doskonale.
10 minut na wagę złota
10 minutowa pogawędka z Trumpem, nawet w biegu i na kolanie to i tak więcej, niż może uzyskać dziś wielu ważniejszych od Dudy graczy.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.