Potrząsnęli Polską 2001
Jarosław Bauc
Polka budżetowa - taniec ludowy wokół dziury
Minister finansów, odpowiedzialny za stan kasy państwa, w połowie maja 2001 r. podniósł larum, że budżet się nie dopina o mniej więcej 90 mld zł. To, że budżet nie ma prawa się dopiąć, wiedział już od stycznia każdy szympans obserwujący cenę bananów - jak to ujął Michał Zieliński, publicysta ekonomiczny "Wprost". Bauc odważył się tylko powiedzieć to publicznie. I chwała mu za to. Potem minister finansów próbował rytualnych pląsów - tu ściąć, tam nie dać, ówdzie zwalić winę na innych. Tyle że rząd Buzka nie miał już siły rządzić i nie potrzebował ministrów przynoszących złe wieści w przeddzień wyborów. Bauca oskarżono więc o to, że pomaga wygrać wybory SLD. Bauc, owszem, pomógł, ale już po wyborach. Finansiści koalicji SLD-UP-PSL mają teraz czym uzasadniać to, że sięgają głęboko do kieszeni podatników, którą to sztukę lewica i ludowcy opanowali do perfekcji.
Zbigniew Farmus
Marsz turecki do celi - kwartet paszportowy
Wmaszerował do MON jako szef gabinetu politycznego i pożyczkodawca wiceminis-tra Romualda Szeremietiewa, który dzięki niemu mógł wydawać więcej, niż zarabiał. Farmus chodził w garniturze, ale z kieszeniami wypełnionymi wedle reguł mundurowych. Co prawda, nie grzebykiem, lusterkiem, chusteczką i książeczką wojskową - jak nakazywał przednatowski regulamin służby garnizonowej WP, lecz po europejsku - paszportami. Czterema, czyli po jednym na każdą kieszeń: kanadyjskim, niemieckim, tureckim i polskim. Przez pół roku miał dostęp do tajemnic wojskowych, mimo że nie posiadał wymaganego certyfikatu. Kiedy odpowiednie służby odtrąbiły jego koniec, wsiadł na prom do Szwecji, by zagrać tam pożegnanie z ojczyzną. Nie doczekał ostatniego taktu, bo śmigłowiec z oficerami UOP zdążył go ewakuować, zanim prom przybił do brzegu. Teraz Farmus śpiewa więzienne ballady i - jak słychać w prokuraturze - nie tylko to. Być może wkrótce będzie więc śpiewał w chórze z kilkoma kolegami.
Aleksander Gudzowaty
Koncert na rurę i światłowód; libretto: Lech Falandysz, Robert Smoktunowicz i Wiesław Kaczmarek
Magnat naftowo-gazowy, właściciel języczka u wagi w kontraktach paliwowych Polski z Rosją, po wykryciu przez służby specjalne, że wzdłuż gazociągu jamalskiego biegnie kontrolowana przezeń magistrala telekomunikacyjna, która może zagrażać interesom Polski, puścił w ruch dyrygencką pałeczkę. Za jej skinieniem najwybitniejsi polscy prawnicy oskarżyli i pozwali urzędującego ministra łączności, który śmiał głośno się zastanawiać, czy oddanie w obce ręce kontroli nad światłowodem jest aby zgodne z prawem. Donieśli też na ministra do prokuratora, a na dobitkę skierowali wniosek o ukaranie go do kolegium. Zapomnieli wystąpić o odebranie mu prawa jazdy i karty pływackiej. Po 23 września światłowód już nie budzi wątpliwości i języczek u wagi nie zawadza, gdyż zarząd Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa, firmy skarbu państwa, która chciała odsunąć Gudzowatego od wpływu na kształt polsko-rosyjskich interesów gazowych, został przeniesiony w stan spoczynku decyzją ministra skarbu Kaczmarka. Sugerowanie, że stało się tak po skierowanym doń liście mag-nata, jest insynuacją.
Janusz Heathcliff
Iwanowski Pineiro Mala Vista Capital Club - wariacja latynoska; akompaniament: Jerzy Klemba (służby specjalne) i Jakub Kopeć ("Trybuna")
Biznesmen, gawędziarz, aferzysta, potomek narodu Fidela Castro, wychowanek świetnego aktora, od którego przejął umiejętność zachowania się na planie filmowym. W nakręconej na podstawie książki Kopcia telenoweli wyśpiewał dziennikarskim hienom, jak to dziesięć lat temu dawał pieniądze FOZZ politykom Porozumienia Centrum. Potwierdził to przez telefon zza Atlantyku pułkownik Jerzy Klemba, były oficer wywiadu wojskowego, który - kiedy skończyła się PRL - wybrał wolność w Wenezueli. Pineiro wniósł znaczący wkład w nową polską specjalność: dawanie łapówek w obecności świadków (zobacz też Andrzej Lepper).
Gabriel Janowski
Sonata cukrowa na fular i barykadę
Poseł kicający po ławach (PL, AWS..., teraz LPR), o artystycznej duszy i talentach choreograficznych, z fularową fantazją zamiast krawatowego banału. Kiedy rząd złożony z członków ugrupowania, z którego nadania dostał mandat, nie chciał słuchać jego ód do polskiego cukru (słodszego niż wszystkie inne cukry), zabarykadował się w gabinecie ministra tego rządu, śląc z okien posłania do polskiego narodu (słodszego niż wszystkie inne narody Europy). Wyprowadzany stamtąd przez policję przekazywał przez telefon numery służbowe mundurowych prześladowców: "Ten ma na rękawie numer 997, ten drugi też ma 997 i ten trzeci też ma ten numer". Pochyliła się nad nim słodycz narodu skupiona wokół Ligi Polskich Rodzin ojca Rydzyka Miodowego i wybrała go znów do Sejmu. Czyżby w trosce o to, by w parlamencie nie było za ponuro?
Andrzej Kaucz
Oda do profesjonalizmu Prawykonanie: Wrocław 1982
Prokurator zawodowiec, którego w uznaniu wysokich kwalifikacji premier Miller na wniosek minister Barbary Piwnik mianował szefem Prokuratury Krajowej. "Nikt nie może podważyć jego kompetencji" - dowodziła pani minister. Nominacja ta nie przypadła do gustu oskarżanym przez Kaucza w stanie wojennym działaczom wrocławskiej "Solidarności". "Wyjątkowy podlec" - scharakteryzowała go Barbara Labuda. Wywołany na estradę zaprzeczał, że prowadził śledztwo w jej sprawie, rozpoczynając wojnę podjazdową na interpretację dokumentów (partytur) co chwila odkrywanych w różnych miejscach. Efekt był taki, że Kaucza uznano za podleca, a o tysiącach innych prokuratorów, zwalczających w czasach PRL wrogów systemu z równą, a może nawet większą gorliwością, nie wspomniano ani słowem. Hurtem objęto ich więc swoistą abolicją.
Andrzej Lepper
z oddziałem zamkniętym Opera ojczysta; części: uwertura grando credito, allegro drogowe, rondo, adagio molto Temido, wariacja wyborcza, grande finale paranoidalis
Dziesięć lat igrzysk z blokowaniem dróg, rzucaniem kartoflami, oblewaniem gnojówką, chłostaniem urzędników, przepędzaniem komorników, nazywaniem kolejnych premierów i ministrów kanaliami i bandytami przysporzyło mu wystarczająco wielu kibiców - wszedł do parlamentu razem z rezerwowymi. Jednego karano za przemyt alkoholu, innego podejrzewano o fałszywe zeznania, a kolejną - o zagarnięcie mienia. Głosami m.in. SLD został wicedyrygentem sejmowej orkiestry i w tym charakterze oskarżył pół tuzina posłów o branie łapówek od biznesmena S., co działo się zawsze na oczach niejakiego Gasińskiego, który widział też, jak talibowie przyjeżdżają do mazurskich Klewek po wąglika, i znał plany zamachu na WTC (wcześniej niż Osama bin Laden).
Robert Lipka
Marsz garnizonowy nie w nogę; partia solowa - kwik
Wizytując garnizon w Grudziądzu, wiceminister obrony do spraw wychowawczych spóźnił się dwie godziny na spotkanie z kadrą oficerską, a przybywszy, "wyrażał się nieskładnie", co w przełożeniu z gwary wojskowej na policyjną oznacza, że "znajdował się pod wpływem", a w języku cywilnym - że był "nawalony" jak osobowy do Grójca. Prezentację doktryny wychowawczej MON rozpoczął od przedstawienia się wedle reguł savoir-vivre’u: "Nazywają mnie bezczelny ryj". Kwiczący wiceminister musiał opuścić miejsce w chórze wnet po swym solowym występie.
Aleksander MaŁachowski
Pawana dla zmęczonego; takt wybijany laską
Z racji wieku i brody został marszałkiem seniorem Sejmu obecnej kadencji. Otwierając pierwsze posiedzenie, w mowę inauguracyjną wplótł hymn pochwalny dla Józefa Oleksego z refrenem: "Gnidy dziennikarskie, gnidy dziennikarskie, hej!". Hymn seniora zwieńczył jego długą drogę po politycznej pięciolinii: od publicysty, który w czasach PRL pisał tak, aby nie narazić się ówczesnej władzy, poprzez działacza "Solidarności" internowanego w stanie wojennym, nestora Unii Pracy, próbującej tworzyć pod prezesurą Ryszarda Bugaja uczciwą lewicę, po nużącego mentora, samozwańczy autorytet moralny i jednoosobowe sumienie narodu. Przypadek tego oldtimersa pokazuje, jak męczące bywa uprawianie najstarszego męskiego zawodu świata (też na "p").
Jan Ostrowski
Legenda Wawelu - oratorium na czakram i organy
Profesor - kustosz ogłosił uczenie kres jednej z legend wawelskiego zamku, oświadczając, że nie ma tam żadnego źródła energii, a muru, z którego ona nie emanuje, nie wolno dotykać. W tym celu otoczył go sznurkiem i obstawił ochroniarzami. Po oratorium profesora w popłoch wpadło wszystko, co krakowsko legendarne: Krak, Wanda, smok, szewczyk Dratewka, lajkonik, hejnał mariacki, Zielony Balonik oraz obwarzanki. Oratorium spowodowało też wzrost religijności w Poznaniu, który dziękuje Opatrzności, że Ostrowski nie został komisarzem jego zabytków: ogłosiłby niechybnie, że tamtejsze koziołki to zabobon i nakazałby odstrzelenie ich z gzymsu ratusza.
Wielki Brat
Improwizacja opus 1 i 2; symfonia dwóch światów, gladiatorów, amazonek, łysych i blondynek
Unieruchomił miliony Polaków prywatnych, przykuwając ich do foteli przed telewizorami, i zmobilizował setki Polaków urzędowych, którzy starali się usunąć go z ekranów. Starodawni reżyserzy, których niezwykłe filmy mają dziesięć razy mniej widzów niż sceny z domu w Sękocinie z dwunastką zwykłych ludzi, zarzucili Wielkiemu Bratu upowszechnianie złych wzorców nieobecnych w kulturze i tradycji narodowej (jedna z uczestniczek mówiła stale "kurde" i miała tłuste włosy). Funkcjonariusze Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji chcieli ukarać nadawcę programu, TVN, za zbrodnię przeciwko telewizyjnej układności. Widz jednak wiedział swoje: podglądanie innych jest wszak odwieczną potrzebą człowieka i po to właśnie wymyślono parapety. Telewizja polska po Wielkim Bracie nie będzie już taka sama.
Ryszard WoŁoszyn
Requiem dla uśpionych; w tle psi skowyt i płacz dzieci
Weterynarz powiatowy z Obornik Wielkopolskich, który na wieść, że we wsi Sierniki widziano "dziwnie zachowującego się jenota" ("skakał jak kangur", choć nie powinien), kazał "uśpić" wszystkie miejscowe psy. Również te, które były zaszczepione przeciwko wściekliźnie. Dał w ten sposób do zrozumienia, że jedynym celem szczepień jest przysporzenie dochodów weterynarzom. Opornych, którzy nie chcieli mu przynieść kundelków do uśmiercenia, łamał groźbą 5 tys. zł grzywny. Mieszkańcy Siernik przyobiecali, że w przyszłości weterynarza powitają kocią muzyką i widłami.
Andrzej ZieliŃski
Pieśń Słowika; słowa i muzyka własne
Poszukiwany międzynarodowym listem gończym szef mafii pruszkowskiej o ptasim pseudonimie, z zawodu cyrulik, wydał autobiograficzną książkę (w myśl popularnej ostatnimi czasy zasady, że nie trzeba niczego przeczytać, żeby coś napisać). Przedstawia się w niej jako człek wrażliwy na ludzkie cierpienia powodowane paleniem tytoniu (aby im ulżyć, konfiskował całe tiry papierosów). Ofiara bezdusznego wymiaru sprawiedliwości, którego reformowaniu poświęcił ostatnią dekadę życia. Gdyby podczas ostatniej kampanii wyborczej nie musiał się ukrywać w ciepłym klimacie przed policyjnymi siepaczami, zapewne wziąłby w niej udział i został członkiem któregoś z parlamentarnych chórów.
Więcej możesz przeczytać w 1/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.