Paulina Socha-Jakubowska, „Wprost”: Dostrzegła pani jakieś braki, zbyt mało ciekawych propozycji dla młodego widza? Zastanawiam się, skąd ta fascynacja kinem familijnym?
Magdalena Nieć: Wpłynęły na to osobiste doświadczenia. Miałam kilkuletnie dziecko i byłam na takim etapie, że w pracy myślałam o dziecku, a w domu myślałam o pracy. Miałam niedosyt czasu i rozmowy z synem. I pomyślałam, że kino, czy ogólniej sztuka, daje mi możliwość dialogu, bycia z dzieckiem.
A, że wraz z przyjściem na świat mojego syna, ja w ogóle zaczęłam dostrzegać dzieci, otworzyłam się na nie, zaczęłam się ich uczyć, ten proces nauki mnie pochłonął. Był fascynujący. Myślałam sobie:
„To co robisz, jest bardzo ciekawe, tak inne od tego, co robię ja, mamy inne temperamenty, charakter, osobowość…”, to z jednej strony. Z drugiej uzmysłowiłam sobie, jak ogromny wpływ mam na mojego syna, jak mogę na niego oddziaływać. A skoro tak, jak ważne jest to, by to – co serwujemy dzieciom jako dorośli – było wartościowe.
Ma pani wrażenie, że dzisiaj trzeba na nowo wychowywać młodego widza, bo do tej pory dostawał w kinie nie zawsze sprzyjające mu bodźce?
Ogromną wagę przywiązuję do odpowiedzialności dorosłego wobec dziecka, do tego, co wynika z filmu, który robię. O czym on tak naprawdę mówi. Dziecko jest jak gąbka i...
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.