Chodźmy ratować żyjących, to już przepadło" - powiedział Michael Passlow, ujrzawszy pierwszego dnia świąt swój dom w płomieniach. "Wszystko w porządku z dziećmi?
Gigantyczne pożary sięgnęły już przedmieść Sydney, największego miasta Australii
Ubezpieczyłeś dom? Nie martw się. Gdy to się skończy, możesz zacząć wszystko od początku" - pocieszał za chwilę sąsiadów z Warragamba na przedmieściach Sydney. Australijczycy zdążyli się przyzwyczaić do wybuchających regularnie pożarów. W Galerii Narodowej w Sydney można nawet obejrzeć kilka obrazów płonącego buszu. Tym razem zaskoczyła ich jednak skala kataklizmu. - Byłem akurat w remizie, gdy sklepy w mieście stawały w płomieniach. Byłem przekonany, że za chwilę całe miasto będzie płonąć. Wszyscy w miasteczku tak myśleli - opowiada Passlow, członek miejscowej ochotniczej straży pożarnej. Od 11 lat Passlow gasi pożary. Widział ich wiele, ale jeszcze nigdy nie było tak strasznie: ogniste podmuchy pędziły z wielką prędkością, w mgnieniu oka wdzierając się do domów, atakując ludzi. Przy takim wietrze można lać hektolitry wody, a i tak nie sposób powstrzymać płomieni.
Ściana ognia wokół Sydney
Od tygodnia Australijczycy walczą z ponad setką pożarów buszu w stanie Nowa Południowa Walia. To największa pożoga na kontynencie od 1994 r. Pięć tysięcy strażaków wspomaganych przez kilkanaście tysięcy ochotników walczy z żywiołem, ale o opanowaniu największych ognisk pożaru nie ma nawet mowy. Spowite dymem Sydney, największe miasto Australii i stolica Nowej Południowej Walii, już od kilku dni jest odcięte od świata ścianą ognia. Nieco lepsza sytuacja jest w stolicy kraju Canberze, gdyż w jej okolicach znajduje się tylko kilka ognisk pożaru. Władze apelują do mieszkańców Sydney, aby nie pili wody z kranu, gdyż zniszczone zostały stacje uzdatniania. Spłonęło kilkaset domów, kilkanaście tysięcy gospodarstw zostało pozbawionych prądu, ewakuowano tysiące osób. Spaliły się setki hektarów lasów, w tym 16 tys. ha w obrębie Royal National Park, jednego z najstarszych parków narodowych na świecie. Leśnicy twierdzą, że regeneracja środowiska naturalnego może być tym razem znacznie dłuższa niż po "zwykłych" pożarach. Premier Australii John Howard zobowiązał armię do pomocy strażakom. Cztery największe australijskie banki ogłosiły specjalny program finansowania walki z żywiołem.
Policja podejrzewa, że około 40 pożarów wybuchło w wyniku podpaleń. Powołano grupę odpowiedzialną za ściganie podpalaczy. "Wszyscy podpalacze muszą być ukarani" - powiedział na konferencji prasowej Bob Carr, premier Nowej Południowej Walii. Na razie pod zarzutem podpalenia aresztowano pięć osób. Podczas świąt trzech piętnastolatków zapaliło krzewy w miasteczku Shellharbour, 100 km na południe od Sydney, co spowodowało pożar kilku okolicznych domów. Do aresztu trafił 19-letni chłopak, który wzniecił pożar trawy w stolicy kraju Canberze. Za podpalenie w Australii grozi kara do 14 lat więzienia, a jeśli w pożarze zginą ludzie - 25 lat więzienia.
Bombardowanie ognia
Władze apelują do mieszkańców Sydney i okolic o oszczędne używanie wody, aby w hydrantach było odpowiednio wysokie ciśnienie. Do gaszenia pożarów użyto helikopterów Skycrane, które mogą unieść dziewięć metrów sześciennych wody. "Tankują" w ogrodach i basenach ogrodowych. Tymczasem związki strażaków namawiają władze stanowe do wypożyczenia w Kanadzie iła-76 "bombardującego" wodą. Rzecznik pogotowia stanowego twierdzi jednak, że tego typu samoloty nie nadają się do gaszenia australijskich lasów eukaliptusowych.
- Bezradnie patrzyłem, jak mój dom rozpadał się w płomieniach. Mam nadzieję, że niedługo to piekło się skończy - mówi Peter Philbrook z miasteczka Warrimoo na zachodnich obrzeżach Sydney. Władze przestrzegają jednak, że najgorsze może dopiero nadejść. Akcja gaśnicza wciąż nie doprowadziła do opanowania żywiołu, a zapowiadane na najbliższy tydzień 40-stopniowe upały, silne wiatry i wysoka wilgotność powietrza grożą dalszym rozprzestrzenianiem się ognia. Jeśli miejscowa straż pożarna nie będzie mogła go ugasić, rząd zwróci się do Stanów Zjednoczonych o przysłanie najlepszych amerykańskich specjalistów z Fairfax w stanie Wirginia i z Quincy w stanie Massachusetts.
Ubezpieczyłeś dom? Nie martw się. Gdy to się skończy, możesz zacząć wszystko od początku" - pocieszał za chwilę sąsiadów z Warragamba na przedmieściach Sydney. Australijczycy zdążyli się przyzwyczaić do wybuchających regularnie pożarów. W Galerii Narodowej w Sydney można nawet obejrzeć kilka obrazów płonącego buszu. Tym razem zaskoczyła ich jednak skala kataklizmu. - Byłem akurat w remizie, gdy sklepy w mieście stawały w płomieniach. Byłem przekonany, że za chwilę całe miasto będzie płonąć. Wszyscy w miasteczku tak myśleli - opowiada Passlow, członek miejscowej ochotniczej straży pożarnej. Od 11 lat Passlow gasi pożary. Widział ich wiele, ale jeszcze nigdy nie było tak strasznie: ogniste podmuchy pędziły z wielką prędkością, w mgnieniu oka wdzierając się do domów, atakując ludzi. Przy takim wietrze można lać hektolitry wody, a i tak nie sposób powstrzymać płomieni.
Ściana ognia wokół Sydney
Od tygodnia Australijczycy walczą z ponad setką pożarów buszu w stanie Nowa Południowa Walia. To największa pożoga na kontynencie od 1994 r. Pięć tysięcy strażaków wspomaganych przez kilkanaście tysięcy ochotników walczy z żywiołem, ale o opanowaniu największych ognisk pożaru nie ma nawet mowy. Spowite dymem Sydney, największe miasto Australii i stolica Nowej Południowej Walii, już od kilku dni jest odcięte od świata ścianą ognia. Nieco lepsza sytuacja jest w stolicy kraju Canberze, gdyż w jej okolicach znajduje się tylko kilka ognisk pożaru. Władze apelują do mieszkańców Sydney, aby nie pili wody z kranu, gdyż zniszczone zostały stacje uzdatniania. Spłonęło kilkaset domów, kilkanaście tysięcy gospodarstw zostało pozbawionych prądu, ewakuowano tysiące osób. Spaliły się setki hektarów lasów, w tym 16 tys. ha w obrębie Royal National Park, jednego z najstarszych parków narodowych na świecie. Leśnicy twierdzą, że regeneracja środowiska naturalnego może być tym razem znacznie dłuższa niż po "zwykłych" pożarach. Premier Australii John Howard zobowiązał armię do pomocy strażakom. Cztery największe australijskie banki ogłosiły specjalny program finansowania walki z żywiołem.
Policja podejrzewa, że około 40 pożarów wybuchło w wyniku podpaleń. Powołano grupę odpowiedzialną za ściganie podpalaczy. "Wszyscy podpalacze muszą być ukarani" - powiedział na konferencji prasowej Bob Carr, premier Nowej Południowej Walii. Na razie pod zarzutem podpalenia aresztowano pięć osób. Podczas świąt trzech piętnastolatków zapaliło krzewy w miasteczku Shellharbour, 100 km na południe od Sydney, co spowodowało pożar kilku okolicznych domów. Do aresztu trafił 19-letni chłopak, który wzniecił pożar trawy w stolicy kraju Canberze. Za podpalenie w Australii grozi kara do 14 lat więzienia, a jeśli w pożarze zginą ludzie - 25 lat więzienia.
Bombardowanie ognia
Władze apelują do mieszkańców Sydney i okolic o oszczędne używanie wody, aby w hydrantach było odpowiednio wysokie ciśnienie. Do gaszenia pożarów użyto helikopterów Skycrane, które mogą unieść dziewięć metrów sześciennych wody. "Tankują" w ogrodach i basenach ogrodowych. Tymczasem związki strażaków namawiają władze stanowe do wypożyczenia w Kanadzie iła-76 "bombardującego" wodą. Rzecznik pogotowia stanowego twierdzi jednak, że tego typu samoloty nie nadają się do gaszenia australijskich lasów eukaliptusowych.
- Bezradnie patrzyłem, jak mój dom rozpadał się w płomieniach. Mam nadzieję, że niedługo to piekło się skończy - mówi Peter Philbrook z miasteczka Warrimoo na zachodnich obrzeżach Sydney. Władze przestrzegają jednak, że najgorsze może dopiero nadejść. Akcja gaśnicza wciąż nie doprowadziła do opanowania żywiołu, a zapowiadane na najbliższy tydzień 40-stopniowe upały, silne wiatry i wysoka wilgotność powietrza grożą dalszym rozprzestrzenianiem się ognia. Jeśli miejscowa straż pożarna nie będzie mogła go ugasić, rząd zwróci się do Stanów Zjednoczonych o przysłanie najlepszych amerykańskich specjalistów z Fairfax w stanie Wirginia i z Quincy w stanie Massachusetts.
Więcej możesz przeczytać w 1/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.