Otrzymałem setki e-maili: "Panie Marku, proszę to odwołać, może to nie ten Grzegorz!"
Znałem Grzegorza od początku istnienia "Listy przebojów Trójki". "Kombinat" pojawił się w siódmym notowaniu i od tego czasu Republika zawsze była na naszej liście. Często wpadał do radia, żeby mi puścić jakieś nowe nagranie. Słuchał uważnie, co mam mu do powiedzenia. Lubiłem ten uśmiech w jego oczach, gdy mówiłem: "Ta piosenka jest świetna!". Prawie zawsze tak mówiłem, bo zawsze tak było. Republika była od początku inna niż wszystko na naszym rynku muzycznym. Chyba dlatego od razu znalazła się na topie. "Biała flaga", "Telefony" i "Śmierć w bikini" powstały w studiu przy Myśliwieckiej. To była genialna sesja! Setki, tysiące kartek i telefonów na te piosenki - i mieliśmy grupę numer jeden! Zawsze byli wierni Trójce, pojawiali się u nas w najważniejszych chwilach. Ostatnia taka okazja zdarzyła się 40 tygodni temu, na tysięcznym wydaniu listy. Ich koncert był po prostu rewelacyjny.
Grzegorz odszedł. Nie pamiętamy o śmierci dopóty, dopóki nas nie dotknie. Nie lubię takich dni, gdy jestem na antenie, mówię do słuchaczy i przychodzi taka wiadomość. Jak wtedy grać muzykę, co mówić? Chciałbym wówczas uciec i pomyśleć w samotności o życiu i śmierci. Ale przecież muszę powiedzieć: "Dziś rano zmarł Grzegorz Ciechowski, miał 44 lata". A potem były setki e-maili: "Panie Marku, proszę to odwołać, może to nie ten Grzegorz!". Niestety, to on. Poeta, muzyk, kompozytor, producent nagrań, aranżer, ale przede wszystkim wspaniały człowiek. Zawsze bardzo bezpośredni. Lubiłem z nim rozmawiać na antenie, bo miał dużo do powiedzenia.
I mówił mądrze, interesująco, piękną polszczyzną. Ostatni raz widziałem Grzegorza w Szklarskiej Porębie 16 czerwca. Nie mógł uwierzyć, że skoczyłem na bungee. Republika dała wtedy kolejny świetny koncert...
Niedawno w rozmowie z Piotrem Kaczkowskim powiedział, że życie jest najważniejsze. Miał rację. I miał tyle planów. Republika szykowała nowy album, pisał muzykę do filmów, coraz lepszą, ostatnio do "Wiedźmina". Akceptowałem wszystko, co robił: podobał mi się jako Obywatel GC, jako Grzegorz z Ciechowa, jako lider i głos Republiki. Chyba dlatego, że miał coś do powiedzenia w muzyce, był bardzo twórczy. Był przy tym perfekcjonistą - zawsze pracował na sto procent. Cenię takich ludzi. Nie przyjaźniliśmy się blisko, spotykałem Grzegorza przy okazji kolejnych płyt i koncertów, ale gdy dowiedziałem się, że zmarł, pomyślałem, że tracę przyjaciela. Przypomniałem sobie fragment jego piosenki: "Ach, mój sen jak stadko ministrantów z odfruwającymi dzwonkami".
Więcej możesz przeczytać w 1/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.