Bez obniżenia stóp procentowych nie da się doprowadzić do ożywienia koniunktury gospodarczej
Coraz bardziej zaognia się spór o wysokość stóp procentowych. Rząd Leszka Millera z ogromną determinacją dąży do ich obniżenia. Jest przekonany, że bez tego posunięcia nie da się doprowadzić do ożywienia koniunktury gospodarczej, a takiego ożywienia Polska potrzebuje jak powietrza. Mnożą się bowiem sygnały o pogłębiającej się stagnacji ekonomicznej, która lada moment może się zamienić w otwarty, trudny do opanowania kryzys naszej gospodarki. Spada produkcja, a rośnie bezrobocie - bez pracy pozostają już niemal trzy miliony osób. To poziom nie notowany od ponad dziesięciu lat.
Polska gospodarka przypomina człowieka trawionego groźną chorobą i potrzebuje środków niezbędnych do przełamania zapaści. Rząd nie załamuje rąk i proponuje cały zestaw lekarstw. Najważniejszym, a zarazem najbardziej gorzkim jest budżet na rok 2002. Poprzez bardzo dotkliwe dla milionów obywateli ograniczenie wydatków i jednoczesne zwiększenie dochodów państwa przywraca on zachwianą w latach poprzednich równowagę finansową. Oznacza to definitywne pogrzebanie groźby inflacji, która i tak osiąga rekordowo niski poziom, zupełnie do niedawna nie oczekiwany przez największych nawet optymistów.
Ta bolesna dla społeczeństwa operacja budżetowa oczyszcza przedpole dla uruchomienia mechanizmów ożywiających naszą gospodarkę. Jednym z najpoważniejszych posunięć jest obniżka stóp procentowych, dzięki której możliwe będzie potanienie kredytów, na gwałt potrzebnych zamierającej produkcji.
Raz jeszcze warto przypomnieć, że mamy w Polsce bodaj najwyższe w świecie stopy procentowe. Oznacza to kokosowe interesy dla banków i instytucji finansowych posiadających grube portfele rządowych papierów wartościowych. Za to dla gospodarki takie stopy są niczym pętla zaciskająca się na jej gardle.
Nic dziwnego, że rząd chce tę pętlę rozluźnić. Sprzeciwia się temu część członków Rady Polityki Pieniężnej, do tej pory wyznaczająca linię jej postępowania. Z informacji ujawnionych przez dziennikarzy wynika, że jest to większość niewielka, ale wystarczająca, by zablokować liczącą się obniżkę stóp.
Upór owej większości prowadzi do zniweczenia bardzo bolesnych ofiar wymuszonych oszczędnościowym kształtem budżetu. W tej sytuacji rząd i wspierająca go większość parlamentarna nie mają innego wyjścia, jak zastosować nadzwyczajne środki. Właściwie jest jeden tylko sposób przeprowadzenia tej operacji. Trzeba zwiększyć liczebność rady i wprowadzić do niej ludzi o poglądach innych niż ortodoksyjnie liberalne.
Tuż przed świętami Bożego Narodzenia stosowny projekt ustawy został zgłoszony w parlamencie. Wbrew krzykliwej kampanii obrońców wysokich stóp procentowych nowelizacja nie uszczupla, a wręcz poszerza uprawnienia Rady Polityki Pieniężnej. W niczym też nie narusza jej niezależności. Konia z rzędem temu, kto udowodni, że ludźmi godnymi zaufania i szacunku, autorytetami o ugruntowanych i niekoniunkturalnych poglądach mogą być tylko ortodoksyjni liberałowie, a nie zwolennicy odmiennych szkół ekonomicznych.
Nie dajmy się zwieść barwom ochronnym przybieranym przez zwolenników wysokich stóp procentowych. Wygodniej im dzisiaj bić na alarm w obronie niezależności rady, niż bronić decyzji przynoszących krociowe zyski bankom i finansjerze. Słuchając najdłuższych i najbardziej kwiecistych oracji wygłaszanych w obronie niezależności rady, pamiętajmy, że w ostatecznym rozrachunku chodzi tu o bardzo wielkie pieniądze. Zróbmy wszystko, aby służyły one całemu społeczeństwu, a nie najzamożniejszej elicie.
Polska gospodarka przypomina człowieka trawionego groźną chorobą i potrzebuje środków niezbędnych do przełamania zapaści. Rząd nie załamuje rąk i proponuje cały zestaw lekarstw. Najważniejszym, a zarazem najbardziej gorzkim jest budżet na rok 2002. Poprzez bardzo dotkliwe dla milionów obywateli ograniczenie wydatków i jednoczesne zwiększenie dochodów państwa przywraca on zachwianą w latach poprzednich równowagę finansową. Oznacza to definitywne pogrzebanie groźby inflacji, która i tak osiąga rekordowo niski poziom, zupełnie do niedawna nie oczekiwany przez największych nawet optymistów.
Ta bolesna dla społeczeństwa operacja budżetowa oczyszcza przedpole dla uruchomienia mechanizmów ożywiających naszą gospodarkę. Jednym z najpoważniejszych posunięć jest obniżka stóp procentowych, dzięki której możliwe będzie potanienie kredytów, na gwałt potrzebnych zamierającej produkcji.
Raz jeszcze warto przypomnieć, że mamy w Polsce bodaj najwyższe w świecie stopy procentowe. Oznacza to kokosowe interesy dla banków i instytucji finansowych posiadających grube portfele rządowych papierów wartościowych. Za to dla gospodarki takie stopy są niczym pętla zaciskająca się na jej gardle.
Nic dziwnego, że rząd chce tę pętlę rozluźnić. Sprzeciwia się temu część członków Rady Polityki Pieniężnej, do tej pory wyznaczająca linię jej postępowania. Z informacji ujawnionych przez dziennikarzy wynika, że jest to większość niewielka, ale wystarczająca, by zablokować liczącą się obniżkę stóp.
Upór owej większości prowadzi do zniweczenia bardzo bolesnych ofiar wymuszonych oszczędnościowym kształtem budżetu. W tej sytuacji rząd i wspierająca go większość parlamentarna nie mają innego wyjścia, jak zastosować nadzwyczajne środki. Właściwie jest jeden tylko sposób przeprowadzenia tej operacji. Trzeba zwiększyć liczebność rady i wprowadzić do niej ludzi o poglądach innych niż ortodoksyjnie liberalne.
Tuż przed świętami Bożego Narodzenia stosowny projekt ustawy został zgłoszony w parlamencie. Wbrew krzykliwej kampanii obrońców wysokich stóp procentowych nowelizacja nie uszczupla, a wręcz poszerza uprawnienia Rady Polityki Pieniężnej. W niczym też nie narusza jej niezależności. Konia z rzędem temu, kto udowodni, że ludźmi godnymi zaufania i szacunku, autorytetami o ugruntowanych i niekoniunkturalnych poglądach mogą być tylko ortodoksyjni liberałowie, a nie zwolennicy odmiennych szkół ekonomicznych.
Nie dajmy się zwieść barwom ochronnym przybieranym przez zwolenników wysokich stóp procentowych. Wygodniej im dzisiaj bić na alarm w obronie niezależności rady, niż bronić decyzji przynoszących krociowe zyski bankom i finansjerze. Słuchając najdłuższych i najbardziej kwiecistych oracji wygłaszanych w obronie niezależności rady, pamiętajmy, że w ostatecznym rozrachunku chodzi tu o bardzo wielkie pieniądze. Zróbmy wszystko, aby służyły one całemu społeczeństwu, a nie najzamożniejszej elicie.
Więcej możesz przeczytać w 1/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.