Polak jest tak smutny, że nawet kolędy śpiewa na melodię "Gorzkich żalów"
"Ze względu na decyzję ławy przysięgłych trybunał postanawia wyznaczyć oskarżonemu okres próbny do czasu referendum w sprawie przystąpienia do Unii Europejskiej i nałożyć na niego obowiązki: intensywnej pracy nad własnym wykształceniem oraz przezwyciężenia skłonności do prywaty i pasywności. Zamykam postępowanie"
Andrzej Zoll
Tak brzmiał jeden z ostatnich wyroków wydanych w Polsce w 2001 r. Roku chyba równie złym dla Polski, jak i dla całego świata. Podsądnym był Polak. Przeciętny, anonimowy - jeden z nas. Protokół z rozprawy opublikował "Tygodnik Powszechny". Powinien służyć jako materiał wyjściowy do wielu rozmów o nas samych, prowadzonych nie tylko w domach, ale również w szkołach, w kręgach politycznych, wśród ludzi starających się zrozumieć, kim jesteśmy jako naród, jako obywatele, jako mieszkańcy świata, a także jako bliźni swych bliźnich.
Oskarżycielem w tym śmieszno-strasznym przewodzie sądowym - choć fikcyjnym, jakże przecież potrzebnym - został o. Jan Andrzej Kłoczowski, OP. Oskarżonego bronił mecenas i senator Krzysztof Piesiewicz. Ten ostatni, jak na adwokata przystało, starał się najpierw sprowadzić prokuratorskie zarzuty ad absurdum: "Oto jak odczytałem wystąpienie prokuratora: (...) twierdzi on, że oskarżony jest tchórzem, osobnikiem infantylnym i bezradnym (...), jest podejrzliwy, nieufny, bez sumienia, za to porażony amnezją (...), jest leniem (...), masochistą lubującym się w samoudręczaniu (...), jest podejrzliwy (...), nie umie rozpoznać rzeczywistości, jest więc ślepy (...), jest pozbawiony tożsamości, jest więc nikim (...), to złodziej i egoista (...), wścibski plotkarz (...), cham, wandal, barbarzyńca (...), pijak i degenerat (...), prymityw, ciemniak i megaloman (...), chciwiec i nihilista!!!". Nie byłem w warszawskim Teatrze Małym, gdzie toczyła się rozprawa, ale potrafię sobie wyobrazić wyraz twarzy krakowskiego dominikanina, gdy obrona przeciwstawiała oskarżeniu swoją wizję Polaka: "Widzę w oskarżonym dzielność, odwagę, wytrwałość, ufność, hojność, zaradność, romantyzm (...), łatwowierność, podatność na manipulację oskarżycieli (...), godność, honor i pamięć". Choć przyznaję, że nasz oskarżyciel otarł się w swej mowie o Savonarolę, to przecież trudno byłoby mi znaleźć dowody dostatecznie uprawdopodobniające tezy obrony...
Biegli starali się spełnić oczekiwania trybunału i ławy przysięgłych. Wyjaś-niali, argumentowali, powoływali się na historię i teorię ekonomii, na względy antropologiczne nawet (bieg-ły Szacki: "Polacy są ludźmi, panie prokuratorze"; oskarżyciel Kłoczowski: "Przyjmuję tę wiadomość z radością"). Mimo że wszyscy usiłowali pozostać przy żartobliwej formie tego niby-przewodu, dominował bon mot rzucony na samym wstępie i przypominający, że Polak jest zasadniczo tak smutny, że nawet kolędy śpiewa na melodię "Gorzkich żalów".
Jedno z kluczowych pytań obrony dotyczyło oczekiwań Polaków w 1989 r. Odpowiedź biegłego (znów prof. Jerzy Szacki) wskazywała na tęsknotę za wolnością, ale głównie za "wolnością od aktualnych dolegliwości". Stary Erich Fromm wyjaśniał kiedyś szczegółowo ten fenomen, posługując się pojęciem "wolności od" i "wolności do". Tą samą dychotomią posługuje się od dawna Jan Paweł II, uparcie namawiający nas do korzystania z "wolności do". W finałowym dialogu oskarżenia z biegłym prof. Jerzym Jed-lickim padło pytanie o rokowania na przyszłość. Biegły przyznał, że Polak bezsprzecznie rokuje nadzieje, pod warunkiem że będzie miał dobrych wychowawców, czas i dobre warunki socjalizacji. Ława przysięgłych postanowiła w tych okolicznościach warunkowo umorzyć postępowanie. Przewodniczący sformułował warunki umorzenia.
W ostatnią godzinę 2001 r. zaczął nam wszystkim biec czas kolejnej próby. Życzmy sobie, byśmy znowu nie skrewili.
Andrzej Zoll
Tak brzmiał jeden z ostatnich wyroków wydanych w Polsce w 2001 r. Roku chyba równie złym dla Polski, jak i dla całego świata. Podsądnym był Polak. Przeciętny, anonimowy - jeden z nas. Protokół z rozprawy opublikował "Tygodnik Powszechny". Powinien służyć jako materiał wyjściowy do wielu rozmów o nas samych, prowadzonych nie tylko w domach, ale również w szkołach, w kręgach politycznych, wśród ludzi starających się zrozumieć, kim jesteśmy jako naród, jako obywatele, jako mieszkańcy świata, a także jako bliźni swych bliźnich.
Oskarżycielem w tym śmieszno-strasznym przewodzie sądowym - choć fikcyjnym, jakże przecież potrzebnym - został o. Jan Andrzej Kłoczowski, OP. Oskarżonego bronił mecenas i senator Krzysztof Piesiewicz. Ten ostatni, jak na adwokata przystało, starał się najpierw sprowadzić prokuratorskie zarzuty ad absurdum: "Oto jak odczytałem wystąpienie prokuratora: (...) twierdzi on, że oskarżony jest tchórzem, osobnikiem infantylnym i bezradnym (...), jest podejrzliwy, nieufny, bez sumienia, za to porażony amnezją (...), jest leniem (...), masochistą lubującym się w samoudręczaniu (...), jest podejrzliwy (...), nie umie rozpoznać rzeczywistości, jest więc ślepy (...), jest pozbawiony tożsamości, jest więc nikim (...), to złodziej i egoista (...), wścibski plotkarz (...), cham, wandal, barbarzyńca (...), pijak i degenerat (...), prymityw, ciemniak i megaloman (...), chciwiec i nihilista!!!". Nie byłem w warszawskim Teatrze Małym, gdzie toczyła się rozprawa, ale potrafię sobie wyobrazić wyraz twarzy krakowskiego dominikanina, gdy obrona przeciwstawiała oskarżeniu swoją wizję Polaka: "Widzę w oskarżonym dzielność, odwagę, wytrwałość, ufność, hojność, zaradność, romantyzm (...), łatwowierność, podatność na manipulację oskarżycieli (...), godność, honor i pamięć". Choć przyznaję, że nasz oskarżyciel otarł się w swej mowie o Savonarolę, to przecież trudno byłoby mi znaleźć dowody dostatecznie uprawdopodobniające tezy obrony...
Biegli starali się spełnić oczekiwania trybunału i ławy przysięgłych. Wyjaś-niali, argumentowali, powoływali się na historię i teorię ekonomii, na względy antropologiczne nawet (bieg-ły Szacki: "Polacy są ludźmi, panie prokuratorze"; oskarżyciel Kłoczowski: "Przyjmuję tę wiadomość z radością"). Mimo że wszyscy usiłowali pozostać przy żartobliwej formie tego niby-przewodu, dominował bon mot rzucony na samym wstępie i przypominający, że Polak jest zasadniczo tak smutny, że nawet kolędy śpiewa na melodię "Gorzkich żalów".
Jedno z kluczowych pytań obrony dotyczyło oczekiwań Polaków w 1989 r. Odpowiedź biegłego (znów prof. Jerzy Szacki) wskazywała na tęsknotę za wolnością, ale głównie za "wolnością od aktualnych dolegliwości". Stary Erich Fromm wyjaśniał kiedyś szczegółowo ten fenomen, posługując się pojęciem "wolności od" i "wolności do". Tą samą dychotomią posługuje się od dawna Jan Paweł II, uparcie namawiający nas do korzystania z "wolności do". W finałowym dialogu oskarżenia z biegłym prof. Jerzym Jed-lickim padło pytanie o rokowania na przyszłość. Biegły przyznał, że Polak bezsprzecznie rokuje nadzieje, pod warunkiem że będzie miał dobrych wychowawców, czas i dobre warunki socjalizacji. Ława przysięgłych postanowiła w tych okolicznościach warunkowo umorzyć postępowanie. Przewodniczący sformułował warunki umorzenia.
W ostatnią godzinę 2001 r. zaczął nam wszystkim biec czas kolejnej próby. Życzmy sobie, byśmy znowu nie skrewili.
Więcej możesz przeczytać w 1/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.