Lewą marsz!

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jeśli lewica ograniczy się do roli administratora polskiego kryzysu, wykopie sobie grób
Badania opinii publicznej sygnalizują, że lewicowa koalicja SLD i Unii Pracy traci zaufanie wyborców. Najwyraźniej liczyli oni na szybką poprawę sytuacji, a tymczasem lewicowy rząd rozpoczął działalność od programu kolejnych wyrzeczeń. Stąd rozczarowanie, zwłaszcza tych, którym trudno zaciskać pasa, bo i tak zapięli go już na ostatnią dziurkę.
Lewica popełniłaby niewybaczalny błąd, gdyby zlekceważyła te nastroje. Nie może jej usypiać argumentacja wskazująca na nieodzowność programu wyrzeczeń. To prawda, że rozpaczliwy stan finansów państwa wymusił w pracach nad budżetem na rok 2002 drastyczne cięcia wydatków i nie mniej rygorystyczne poszukiwania dodatkowych dochodów. Bez tej operacji państwu groziło załamanie, czyniące z Polski drugą Argentynę. To, co było potrzebą chwili, nie może się jednak niepostrzeżenie zamienić w codzienne działanie. Jeśli lewica ulegnie presji wydarzeń i ograniczy się do roli administratora polskiego kryzysu, wykopie sobie grób, do którego nieuchronnie złożą ją wyborcy, przynajmniej na następną kadencję parlamentu.
Lewicowi ministrowie nie mogą się ograniczać do zasypywania dziury bud-żetowej. Muszą mieć pomysły na ponowne rozruszanie gospodarki. Jak najszybciej trzeba powrócić do propozycji zawartych w wyborczym programie SLD-UP, jak chociażby do tej o obniżeniu obciążeń podatkowych dla przedsiębiorców inwestujących i tworzących nowe miejsca pracy, zwłaszcza w regionach charakteryzujących się wysokim bezrobociem. Na takie działania nie może zabraknąć pieniędzy. Należy je pozyskać, czyniąc państwo tańszym i bardziej wydajnym. Wiele się o tym mówiło w programie wyborczym SLD-UP, a teraz coraz częściej się o tym zapomina, pewnie w efekcie wspomnianego już mozolnego administrowania odziedziczonym po prawicy kryzysem.
Ciągle czeka na podjęcie inicjatywa znowelizowania konstytucji i zniesienia Senatu. Wprawdzie lewicy brakuje głosów do samodzielnego przeprowadzenia tej operacji, ale przecież - jeśli wierzyć wyborczym deklaracjom - w parlamencie jest większość wystarczająca do uczynienia go jednoizbowym. Tak właśnie postępując, zademonstruje się autentyczne przywiązanie do własnego programu i brak koniunkturalizmu w jego realizowaniu. Jeśli bowiem nie podejmie się tej inicjatywy, trudno się będzie obronić przed oskarżeniem, że Senat niemiły był lewicy wówczas, kiedy dominowała w nim prawica, a wypiękniał wraz z wypełnieniem go własnymi zwolennikami.
Dzisiaj ludzie odwracają się od lewicy, bo podejrzewają ją o porzucenie wyborczych zobowiązań. I nie da się ukryć, że przy bolesnym kształcie budżetu na rok 2002 na tej wyłącznie płaszczyźnie trudno takie oskarżenia oddalić. Z tym większą determinacją należy więc przystąpić do realizowania wyborczych deklaracji, których spełnienie nie wymaga dodatkowych funduszy, a nawet ich przysparza, jak to się dzieje w wypadku ograniczania biurokracji.
Im szybciej koalicja SLD-UP zacznie maszerować lewą nogą, tym prędzej wyborcy uwierzą, że polityka budżetowo-finansowa nie jest podyktowana ideową apostazją, lecz wyłącznie presją chwili. Czas przystąpić do takiego działania.

Tomasz Nałęcz
Więcej możesz przeczytać w 2/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.