Dawni komuniści we własnym interesie obronią wolny rynek, prywatyzację i wolność słowa
1 W Zachęcie na Nowy Rok groźnie: przed wejściem każą opiekunom sprawdzić wystawę, zanim wejdą dzieci. Przyglądam się podejrzliwie, ale obiekt nie wygląda groźnie. Jest lekko pomarańczowa, od tyłu brak jej tylko zamka błyskawicznego, z przodu rozciąga się jak może, ale i tak nie można dobrze zajrzeć do środka - chyba jest pusta. Smętna i słabo owłosiona, brak jej towarzystwa, a przede wszystkim tego, co daje przyjemność. Nie to, co ta podwójna u Gretkowskiej. Może wycięli islamiści? Co gorsza, nazwisko przemilczają dzienniki "Życie" czy "Gazeta Wyborcza" polecające wystawę, w której do trzeciego stycznia bierze udział w warszawskiej Zachęcie. A nie jest bezimienna, na nosie ma okulary, rusza się i nieprzerwanie gada coś do mikrofonu, zdejmując jedną ręką stanik. Trzeba byłoby długo czekać - za długo, żeby sprawdzić, czy przemówi inaczej. Obok koledzy wystawiają plakat, na którym austriacki minister kultury otwiera wystawę sztuki austriackiej w... (wpisać dowolne miejsce). Czy otwierał wraz z ministrem Celińskim wystawę sztuki austriackiej w Zachęcie? Czy otwierali razem p... panny Krystufek? Czy trzeba było aż zmieniać rząd, żeby w Zachęcie zamiast głowy Andy Rottenberg mieć pochwę panny K.? Zresztą, czy to muszą być pochwy? Ginekoskopię warto uzupełnić androkinetyką. Na przykład wirtualne organy męskie twórców grupy Łódź Kaliska (zbyt jednostronnie eksploatują wdzięki modelek, więc dla wyrównania niech popracują sami) uruchamiane ręką widza: wprawdzie komputer płci nie rozpoznaje, ale można by płeć klikać i odpowiednio różnicować efekty kinetyczne.
2 Na ulicach Buenos Aires prawdziwa milonga. Druga półkula, więc gorący sylwester. Fajerwerki i zadyma. Prezydent, który miał być uczciwy, odszedł wraz z doradcą ekonomicznym, potem odszedł doradca ekonomiczny następnego prezydenta z opcji przeciwnej. Kiedy piszę te słowa, podał się do dymisji cały nowy rząd. Czy warto w ogóle mieć rząd? Czy nie jest bezpieczniej mieć tylko ministra kultury?
3 Na nowy rok pojawiły się, jak zwykle, oceny i prognozy. Spadły notowania rządu, choć wciąż pokładamy w nim wiele nadziei. I praktycznie tylko to różni nowy rok od starego. Stary rozpoczął się od równie złej oceny swego poprzednika. Na nowy rok naród spodziewa się, że będzie gorzej, niż było. I zarazem spodziewa się, że nowy rząd będzie lepszy niż ten, który był. Ma być gorzej, a rząd ma być lepszy. To bardzo dużo - większe wymagania niż wobec poprzedniego rządu. Nic dziwnego, że przestraszony premier Miller stara się odpowiednio czarno odmalować przyszłość. Zaniża aspiracje jak może. Tyle że to ma podwójne skutki. Z jednej strony, im gorzej, tym mniejsza różnica wystarcza, by ogłosić poprawę. Z drugiej strony, nie kocha się tego, kto przynosi złe wiadomości. Czy nie jest bezpieczniej mieć tylko ministra kultury?
4 "Trybuna" dała prymasowi Glempowi strzałkę w górę. Za co? Nie za uwagę o tym, że politykom przydałoby się klasztorne podejście do polityki. Służba cywilna ani publiczna nikomu nie w głowie. Prymas jest dobry, bo apelował w orędziu wigilijnym o pokój, sprawiedliwość i przebaczenie. W tej samej "Trybunie", już w dodatku na Nowy Rok, ucieleśnienie przebaczenia. Rozczulający, choć "sponsorowany", artykuł o jubileuszu prof. Wojciecha Pomykały, rektora prywatnej Wyższej Szkoły Społeczno-Ekonomicznej, jedynej szkoły wyższej, która cieszy się niezmienną sympatią "Trybuny". Siedemdziesięciolecie to zaiste zacna okazja do świętowania, zwłaszcza że grono autorów i redaktorów księgi pamiątkowej dobrze dobrane, z autorytetów zagranicznych osławiony od dziesięcioleci Oleg Bogomołow z Moskwy, profesor Wen z Pekinu i profesor Bowden, góral z Appalachów. Krajowcy: profesorowie ministrowie Polski Ludowej - Adam Łopatka, Zbigniew Messner i Kazimierz Żygulski, co naturalne, ale nie tylko, bo są jeszcze Longin Pastusiak, Stefan Wołoszyn, Mieczysław Kabaj, Stefan Opara, Andrzej Janowski, Andrzej Arendarski i Andrzej Zawiślak. "Oto najwybitniejsi polscy i zagraniczni luminarze nauk społecznych" - prawdziwie ekumeniczna kolekcja. Na końcu w obszernym wywiadzie, jak czytam w "Trybunie", sam profesor Pomykało "ukazuje swoją długą i skomplikowaną drogę życiową, która zaowocowała" powstaniem wyższej szkoły "będącej jego dziełem". W "Trybunie" nie znajduję informacji, jak szczegółowo profesor ukazuje trudną drogę wychowawcy od książek o papieżach jako "chrzestnych ojcach faszyzmu" do "socjalistycznej strategii wychowania" (Wydawnictwo MON), w każdym razie czasopismo jego szkoły, "Oświata i Wychowanie", nosi tytuł identyczny jak to, którym kierował przez trzy dekady i w którym przed laty jeszcze nie profesor, a tylko marcowy docent Pomykało pisał gromkie artykuły, ustawiające go obok Kąkola i Gontarza w pierwszym szeregu partyjnych propagandzistów marcowej czystki 1968 r. Nadgorliwy sługa i urzędnik reżimu, który potrafił wprawić w zażenowanie nawet wielu partyjnych, zwalczając "socjalizm z ludzką twarzą". Jeszcze w 1986 r. zatruwał umysły młodej polskiej inteligencji twierdzeniami o tym, że w ZSRR następuje "ogromne przyspieszenie rozwoju techniczno-ekonomicznego, naukowego, oświatowego i kulturalnego" i zapowiadał tamże "pasjonujący program przeobrażeń społecznych", pomagając też młodym umysłom w rozszyfrowaniu krajowej (broń Boże, bez wymieniania nawet nazwy "S") antypaństwowej konspiracji, której "rzeczywistym celem jest obalenie ustroju i ukształtowanie na to miejsce jakiejś odmiany ustroju kapitalistycznego" ("Propedeutyka nauki o społeczeństwie. Repetytorium przedmaturalne"). Pomykało grozi, że uczelnia przezeń budowana "kreuje wspólnotę ludzi ambitnych, nie pogodzonych ze wzrastającym kryzysem społeczeństwa i jednostki ludzkiej". Najpierw kryzys wywołał, a teraz zarabia, ucząc, jak się z nim nie godzić. Wśród stosu bredni, kłamstw i pomówień można znaleźć jedno inteligentne zdanie: "formacja komunistyczna już od początku stwarza powszechniejsze szanse awansu społecznego (...), choć awans na górne piętra hierarchii społecznej nie przynosi takich jak w warunkach kapitalizmu profitów materialnych, a nawet prestiżowych". Kiedy to czytam, uspokajam się w swym optymizmie: zaiste, dawni komuniści we własnym interesie obronią wolny rynek, prywatyzację i wolność słowa.
5 A swoją drogą, lepsza p... panny K. niż mózg rektora P.
2 Na ulicach Buenos Aires prawdziwa milonga. Druga półkula, więc gorący sylwester. Fajerwerki i zadyma. Prezydent, który miał być uczciwy, odszedł wraz z doradcą ekonomicznym, potem odszedł doradca ekonomiczny następnego prezydenta z opcji przeciwnej. Kiedy piszę te słowa, podał się do dymisji cały nowy rząd. Czy warto w ogóle mieć rząd? Czy nie jest bezpieczniej mieć tylko ministra kultury?
3 Na nowy rok pojawiły się, jak zwykle, oceny i prognozy. Spadły notowania rządu, choć wciąż pokładamy w nim wiele nadziei. I praktycznie tylko to różni nowy rok od starego. Stary rozpoczął się od równie złej oceny swego poprzednika. Na nowy rok naród spodziewa się, że będzie gorzej, niż było. I zarazem spodziewa się, że nowy rząd będzie lepszy niż ten, który był. Ma być gorzej, a rząd ma być lepszy. To bardzo dużo - większe wymagania niż wobec poprzedniego rządu. Nic dziwnego, że przestraszony premier Miller stara się odpowiednio czarno odmalować przyszłość. Zaniża aspiracje jak może. Tyle że to ma podwójne skutki. Z jednej strony, im gorzej, tym mniejsza różnica wystarcza, by ogłosić poprawę. Z drugiej strony, nie kocha się tego, kto przynosi złe wiadomości. Czy nie jest bezpieczniej mieć tylko ministra kultury?
4 "Trybuna" dała prymasowi Glempowi strzałkę w górę. Za co? Nie za uwagę o tym, że politykom przydałoby się klasztorne podejście do polityki. Służba cywilna ani publiczna nikomu nie w głowie. Prymas jest dobry, bo apelował w orędziu wigilijnym o pokój, sprawiedliwość i przebaczenie. W tej samej "Trybunie", już w dodatku na Nowy Rok, ucieleśnienie przebaczenia. Rozczulający, choć "sponsorowany", artykuł o jubileuszu prof. Wojciecha Pomykały, rektora prywatnej Wyższej Szkoły Społeczno-Ekonomicznej, jedynej szkoły wyższej, która cieszy się niezmienną sympatią "Trybuny". Siedemdziesięciolecie to zaiste zacna okazja do świętowania, zwłaszcza że grono autorów i redaktorów księgi pamiątkowej dobrze dobrane, z autorytetów zagranicznych osławiony od dziesięcioleci Oleg Bogomołow z Moskwy, profesor Wen z Pekinu i profesor Bowden, góral z Appalachów. Krajowcy: profesorowie ministrowie Polski Ludowej - Adam Łopatka, Zbigniew Messner i Kazimierz Żygulski, co naturalne, ale nie tylko, bo są jeszcze Longin Pastusiak, Stefan Wołoszyn, Mieczysław Kabaj, Stefan Opara, Andrzej Janowski, Andrzej Arendarski i Andrzej Zawiślak. "Oto najwybitniejsi polscy i zagraniczni luminarze nauk społecznych" - prawdziwie ekumeniczna kolekcja. Na końcu w obszernym wywiadzie, jak czytam w "Trybunie", sam profesor Pomykało "ukazuje swoją długą i skomplikowaną drogę życiową, która zaowocowała" powstaniem wyższej szkoły "będącej jego dziełem". W "Trybunie" nie znajduję informacji, jak szczegółowo profesor ukazuje trudną drogę wychowawcy od książek o papieżach jako "chrzestnych ojcach faszyzmu" do "socjalistycznej strategii wychowania" (Wydawnictwo MON), w każdym razie czasopismo jego szkoły, "Oświata i Wychowanie", nosi tytuł identyczny jak to, którym kierował przez trzy dekady i w którym przed laty jeszcze nie profesor, a tylko marcowy docent Pomykało pisał gromkie artykuły, ustawiające go obok Kąkola i Gontarza w pierwszym szeregu partyjnych propagandzistów marcowej czystki 1968 r. Nadgorliwy sługa i urzędnik reżimu, który potrafił wprawić w zażenowanie nawet wielu partyjnych, zwalczając "socjalizm z ludzką twarzą". Jeszcze w 1986 r. zatruwał umysły młodej polskiej inteligencji twierdzeniami o tym, że w ZSRR następuje "ogromne przyspieszenie rozwoju techniczno-ekonomicznego, naukowego, oświatowego i kulturalnego" i zapowiadał tamże "pasjonujący program przeobrażeń społecznych", pomagając też młodym umysłom w rozszyfrowaniu krajowej (broń Boże, bez wymieniania nawet nazwy "S") antypaństwowej konspiracji, której "rzeczywistym celem jest obalenie ustroju i ukształtowanie na to miejsce jakiejś odmiany ustroju kapitalistycznego" ("Propedeutyka nauki o społeczeństwie. Repetytorium przedmaturalne"). Pomykało grozi, że uczelnia przezeń budowana "kreuje wspólnotę ludzi ambitnych, nie pogodzonych ze wzrastającym kryzysem społeczeństwa i jednostki ludzkiej". Najpierw kryzys wywołał, a teraz zarabia, ucząc, jak się z nim nie godzić. Wśród stosu bredni, kłamstw i pomówień można znaleźć jedno inteligentne zdanie: "formacja komunistyczna już od początku stwarza powszechniejsze szanse awansu społecznego (...), choć awans na górne piętra hierarchii społecznej nie przynosi takich jak w warunkach kapitalizmu profitów materialnych, a nawet prestiżowych". Kiedy to czytam, uspokajam się w swym optymizmie: zaiste, dawni komuniści we własnym interesie obronią wolny rynek, prywatyzację i wolność słowa.
5 A swoją drogą, lepsza p... panny K. niż mózg rektora P.
Więcej możesz przeczytać w 2/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.