Jakość to jakość - musi być niezmienna, wtedy ma sens. Nie istnieje coś takiego jak jakość chwilowa
Nastał czas corocznych podsumowań i klasyfikacji. Nadeszła wielka fala tytułów w rodzaju Człowiek Roku, Aktor Roku, Sportowiec Roku. Wybieramy najpopularniejszych, najsympatyczniejszych, najbardziej podziwianych. Ta fala nie ominie też zapewne małego ekranu, ale zanim utopimy się w powodzi plebiscytów, chciałbym zaproponować coś od siebie - certyfikat telewizyjnej jakości Tele Q 2002.
Jest to po prostu znak jakości, który chciałbym przyznawać dobrym polskim produktom telewizyjnym oraz ich twórcom, bo uważam, że od sezonowej popularności i mody ważniejsza jest ponadczasowa jakość. Tak jak znaczek Q na słoiku z dżemem ma nam gwarantować niezmienną doskonałość wyrobu oraz to, że jest on zawsze wytwarzany z najwyższej jakości składników i z zachowaniem tych samych rygorów produkcji, tak certyfikat Tele Q 2002 daje telewidzowi pewność, iż program nim oznaczony jest zawsze na tym samym wysokim poziomie, a jego autorzy nie ułatwiają sobie pracy i nie zjeżdżają z górki codziennego rzetelnego rzemiosła na pazurki opakowanej w popularność i okładki kolorowych czasopism tandety. Jakość to jakość - musi być niezmienna, wtedy ma sens. Nie istnieje coś takiego jak jakość chwilowa, przejściowa, przemijająca. Dlatego tak nieliczne telewizyjne postaci zasługują na miano mistrzów swojej profesji i tak niewiele programów nie psuje się po kilku miesiącach emisji.
Są jednak mistrzowie i są programy, w które można wierzyć, że nas nie zawiodą. Proszę mi więc pozwolić rozpocząć nowy rok od miłej ceremonii przyznania pierwszego certyfikatu telewizyjnej jakości Tele Q 2002 Ewie Drzyzdze i prowadzonemu przez nią programowi "Rozmowy w toku". Za osiągnięcie doskonałości w prowadzeniu rozmów ze zwykłymi ludźmi, których losy okazują się ciekawsze od pracowicie tworzonych przez specjalistów biografii gwiazd. Za to, że jej puentujące program komentarze są zawsze tak celne i błyskotliwe. Za to, że w tym programie nie ma miejsca na sztuczność i kłamstwo. Za szczerość, solidność i... serce, które mimo przejścia przez próbę setek intymnych, czasem dramatycznych rozmów ani się nie skomercjalizowało, ani nie zdrewniało.
Przyznaję, że "Rozmowy w toku" to dla mnie telewizyjny program obowiązkowy, który nigdy mnie jeszcze nie zawiódł: ani nie znudził, ani nie doprowadził do częstego w wypadku innych talk show uczucia zażenowania. Przez pierwsze miesiące obawiałem się, że Drzyzga długo tak nie pociągnie: pięć razy w tygodniu i dodatkowe "Nocne rozmowy w toku" na jeszcze drażliwsze tematy. Ile można?! Wiedziałem, że niegdyś Phil Donahue, a potem Oprah Winfrey udowodnili w amerykańskiej telewizji, że jest to możliwe, ale Polska to przecież nie Ameryka.
Pamiętam, jak dokładnie 20 lat temu po powrocie z telewizyjnego stażu w Anglii robiłem swój debiutancki program w Dwójce i chciałem, żeby było jak w BBC. Próbowałem zmusić wszystkich współpracowników, aby pracowali tak jak ludzie, których obserwowałem i podziwiałem w Londynie. Wtedy to się nie udało, a pewna znana profesjonalistka z Woronicza, z którą blisko współpracowałem, powiedziała mi wprost: ptaszku, jeśli chcesz coś zrobić w naszej telewizji, lepiej zapomnij o BBC. Na jakiś czas zapomniałem.
Historia Ewy Drzyzgi na pierwszy rzut oka wydaje się podobna: wyjazd do USA na dziennikarskie stypendium, tam podziw dla warsztatu Oprah Winfrey. Gdy potem przed Drzyzgą pojawiła się możliwość robienia talk show w Polsce, przypomniała sobie, czego się nauczyła, a nikt jej nie kazał tego zapomnieć. Tak powstał dobry, sprawny program. Ale to dopiero połowa sukcesu. Druga połowa dopełniła się po roku morderczej pracy, i to właśnie tę drugą połowę nagradzam certyfikatem jakości, który gwarantuje, że Drzyzga umie nie tylko rozmawiać z ludźmi, ale również kierować swoim życiem tak, by znaleźć w nim czas na wypoczynek umożliwiający jej zachowanie niezwykłej świeżości w każdym programie i nieobniżanie poprzeczki. Umie pracować nad sobą i korzystać tylko z tych zawodowych propozycji, które prowadzą do rozwoju, a nie do zwiększenia popularności. Potrafi być wiarygodnym partnerem do rozmowy zarówno dla przerażonych światem introwertyków, jak i dla odmieńców czy skandalistów. Dla młodych i dla starych. Dla wykształconych i tych bez skończonej szkoły. Każdy z nich wierzy, że Drzyzga go nie skrzywdzi, za to upublicznionemu przez nią problemowi łatwiej będzie stawić czoło.
Podziwiam pracę Ewy Drzyzgi i trzymam za nią kciuki z jeszcze jednego powodu: oto udowodniła ona, że telewizja komercyjna ("Rozmowy w toku" nadawane są w TVN) może z powodzeniem spełniać funkcję społeczną i edukacyjną: pod osłoną komercyjnego sukcesu poprawiać polskie dusze. A to w telewizyjnej robocie jest jakością najwyższą.
Jest to po prostu znak jakości, który chciałbym przyznawać dobrym polskim produktom telewizyjnym oraz ich twórcom, bo uważam, że od sezonowej popularności i mody ważniejsza jest ponadczasowa jakość. Tak jak znaczek Q na słoiku z dżemem ma nam gwarantować niezmienną doskonałość wyrobu oraz to, że jest on zawsze wytwarzany z najwyższej jakości składników i z zachowaniem tych samych rygorów produkcji, tak certyfikat Tele Q 2002 daje telewidzowi pewność, iż program nim oznaczony jest zawsze na tym samym wysokim poziomie, a jego autorzy nie ułatwiają sobie pracy i nie zjeżdżają z górki codziennego rzetelnego rzemiosła na pazurki opakowanej w popularność i okładki kolorowych czasopism tandety. Jakość to jakość - musi być niezmienna, wtedy ma sens. Nie istnieje coś takiego jak jakość chwilowa, przejściowa, przemijająca. Dlatego tak nieliczne telewizyjne postaci zasługują na miano mistrzów swojej profesji i tak niewiele programów nie psuje się po kilku miesiącach emisji.
Są jednak mistrzowie i są programy, w które można wierzyć, że nas nie zawiodą. Proszę mi więc pozwolić rozpocząć nowy rok od miłej ceremonii przyznania pierwszego certyfikatu telewizyjnej jakości Tele Q 2002 Ewie Drzyzdze i prowadzonemu przez nią programowi "Rozmowy w toku". Za osiągnięcie doskonałości w prowadzeniu rozmów ze zwykłymi ludźmi, których losy okazują się ciekawsze od pracowicie tworzonych przez specjalistów biografii gwiazd. Za to, że jej puentujące program komentarze są zawsze tak celne i błyskotliwe. Za to, że w tym programie nie ma miejsca na sztuczność i kłamstwo. Za szczerość, solidność i... serce, które mimo przejścia przez próbę setek intymnych, czasem dramatycznych rozmów ani się nie skomercjalizowało, ani nie zdrewniało.
Przyznaję, że "Rozmowy w toku" to dla mnie telewizyjny program obowiązkowy, który nigdy mnie jeszcze nie zawiódł: ani nie znudził, ani nie doprowadził do częstego w wypadku innych talk show uczucia zażenowania. Przez pierwsze miesiące obawiałem się, że Drzyzga długo tak nie pociągnie: pięć razy w tygodniu i dodatkowe "Nocne rozmowy w toku" na jeszcze drażliwsze tematy. Ile można?! Wiedziałem, że niegdyś Phil Donahue, a potem Oprah Winfrey udowodnili w amerykańskiej telewizji, że jest to możliwe, ale Polska to przecież nie Ameryka.
Pamiętam, jak dokładnie 20 lat temu po powrocie z telewizyjnego stażu w Anglii robiłem swój debiutancki program w Dwójce i chciałem, żeby było jak w BBC. Próbowałem zmusić wszystkich współpracowników, aby pracowali tak jak ludzie, których obserwowałem i podziwiałem w Londynie. Wtedy to się nie udało, a pewna znana profesjonalistka z Woronicza, z którą blisko współpracowałem, powiedziała mi wprost: ptaszku, jeśli chcesz coś zrobić w naszej telewizji, lepiej zapomnij o BBC. Na jakiś czas zapomniałem.
Historia Ewy Drzyzgi na pierwszy rzut oka wydaje się podobna: wyjazd do USA na dziennikarskie stypendium, tam podziw dla warsztatu Oprah Winfrey. Gdy potem przed Drzyzgą pojawiła się możliwość robienia talk show w Polsce, przypomniała sobie, czego się nauczyła, a nikt jej nie kazał tego zapomnieć. Tak powstał dobry, sprawny program. Ale to dopiero połowa sukcesu. Druga połowa dopełniła się po roku morderczej pracy, i to właśnie tę drugą połowę nagradzam certyfikatem jakości, który gwarantuje, że Drzyzga umie nie tylko rozmawiać z ludźmi, ale również kierować swoim życiem tak, by znaleźć w nim czas na wypoczynek umożliwiający jej zachowanie niezwykłej świeżości w każdym programie i nieobniżanie poprzeczki. Umie pracować nad sobą i korzystać tylko z tych zawodowych propozycji, które prowadzą do rozwoju, a nie do zwiększenia popularności. Potrafi być wiarygodnym partnerem do rozmowy zarówno dla przerażonych światem introwertyków, jak i dla odmieńców czy skandalistów. Dla młodych i dla starych. Dla wykształconych i tych bez skończonej szkoły. Każdy z nich wierzy, że Drzyzga go nie skrzywdzi, za to upublicznionemu przez nią problemowi łatwiej będzie stawić czoło.
Podziwiam pracę Ewy Drzyzgi i trzymam za nią kciuki z jeszcze jednego powodu: oto udowodniła ona, że telewizja komercyjna ("Rozmowy w toku" nadawane są w TVN) może z powodzeniem spełniać funkcję społeczną i edukacyjną: pod osłoną komercyjnego sukcesu poprawiać polskie dusze. A to w telewizyjnej robocie jest jakością najwyższą.
Więcej możesz przeczytać w 2/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.