Gdy pan Bóg chce kogoś pokarać, to mu poglądy zamienia w ideologię" - żartował Stefan Kisielewski.
"Ideologia wydawała mi się raczej zbiorem banałów i frazesów. Strażnicy świętego ognia stawiają sobie tak wygórowane cele, że nie mogą zdobyć szerszego poparcia i w demokratycznych systemach nie potrafią tych celów osiągnąć" - uważa Leszek Miller, Człowiek Roku 2001 tygodnika "Wprost". Ma rację. O ideologii mówi się jako o okultyzmie na usługach rewolucji. Ideologia nie opisuje świata, ona tylko spaja ludzi w dziele krzewienia słuszności. Ideologia bywa zabójczo skuteczna, bo nie poddaje się racjonalnej analizie. I zawłaszcza coraz to nowe dziedziny życia. Weźmy sprawę stóp procentowych. W ekonomii zmiana stóp to określanie ceny kredytu i wielkości zysku z oszczędności, co pośrednio wpływa na inflację, a bardzo pośrednio na koniunkturę w gospodarce. Ideologa to nie interesuje, bo ideologia jest głucha na głos doświadczenia i ślepa na obraz rzeczywistości. Jeśli pragnie on obniżki stóp, natychmiast wymyśli dziesiątki powodów, aby to zrobić, następnie zmobilizuje odpowiednie grupy nacisku, poruszy niebo i ziemię, użyje próśb, gróźb lub szyderstwa, by zmienić ustawę albo doprowadzić do uchwalenia poprawki do konstytucji. Dystansując się od ideologii, Leszek Miller powinien dostrzec bezmiar ideologii, która kryje się za atakiem jego koalicyjnych partnerów na Radę Polityki Pieniężnej.
Ideologicznymi argumentami nie opłaca się posługiwać, mimo że na krótką metę może to przynosić korzyści. W 1844 r. samozwańczy prorok o nazwisku - nomen omen - Miller przepowiedział koniec świata, uzasadniając w jak najbardziej ideologiczny sposób, że będzie to kara za grzechy (oczywiście z wyłączeniem jego zwolenników, zwanych już wtedy millerytami). Gdy nic się nie stało, podał następny termin - za pół roku. Potem powtórzyło się to jeszcze kilka razy. Za każdym razem tak sprytnie żonglował ideologicznymi argumentami, że liczba jego zwolenników się podwajała. Ale tamten Miller nie musiał sobie zawracać głowy sprawami państwa i społeczeństwa, interesowało go tylko stworzenie armii wyznawców. Leszek Miller ma do rozwiązania konkretne problemy i dobrze, że wie, iż nie rozwiąże ich za pomocą ideologicznych zaklęć.
Leszek Miller ma pełne szanse przejść do historii III RP w jednym szeregu z Leszkiem Balcerowiczem, Lechem Wałęsą i Aleksandrem Kwaśniewskim (wyróżnionymi tytułem Człowiek Roku), którzy państwo chcieli oddzielić od ideologii, a w rządzeniu kierowali się zasadami zdrowego rozsądku i logiki. Człowiek Roku 2001 tygodnika "Wprost" przypomina Rudolpha Giulianiego, uhonorowanego niedawno podobnym tytułem przez magazyn "Time".
I Miller, i Giuliani są ludźmi do wykonywania konkretnych zadań - rzemieślnikami władzy. W najlepszym rozumieniu rzemiosła: jako sprawności, pracowitości, kompetencji, przewidywalności i rzetelności. "Bardzo lubiłem swój zawód, bardzo dużo umiałem, dlatego mimo młodego wieku byłem w fabryce cenionym fachowcem" - wspomina Leszek Miller (vide: "Codziennie staję do wyborów"). Wtedy był fachowcem elektrykiem, teraz jest fachowcem politykiem. Bo w istocie premier jest szefem dużej spółki, w której akcjonariuszami są wszyscy obywatele. Polityka nie musi być więc domeną ideologii. Jak zauważył Winston Churchill, na poziomie państwa polityka jest technologią sprawowania władzy, której trzeba się uczyć tak, jak pilot uczy się sztuki latania, a chirurg - sztuki operowania.
Na wiadomość o przyznaniu Leszkowi Millerowi tytułu Człowiek Roku 2001 Günter Verheugen, komisarz Unii Europejskiej ds. rozszerzenia, stwierdził: "Wyróżnieniem uhonorowano osobistość, która wykazała się prawdziwymi zaletami potrzebnymi przywódcy". To przywództwo najbardziej będzie potrzebne w naszych staraniach o członkostwo w Unii Europejskiej. "Szczerze życzymy mu sukcesu. Podkreślamy naszą pełną solidarność i poparcie dla tego epokowego celu" - napisał Renato Ruggiero, minister spraw zagranicznych Republiki Włoskiej. "W pełni ufam, że z Leszkiem u steru pewnego dnia Polska zostanie silnym i cenionym członkiem unii" - zaznaczył Tony Blair, premier Wielkiej Brytanii. Oby "pewnego dnia" zdarzyło się przed rokiem 2005.
Ideologicznymi argumentami nie opłaca się posługiwać, mimo że na krótką metę może to przynosić korzyści. W 1844 r. samozwańczy prorok o nazwisku - nomen omen - Miller przepowiedział koniec świata, uzasadniając w jak najbardziej ideologiczny sposób, że będzie to kara za grzechy (oczywiście z wyłączeniem jego zwolenników, zwanych już wtedy millerytami). Gdy nic się nie stało, podał następny termin - za pół roku. Potem powtórzyło się to jeszcze kilka razy. Za każdym razem tak sprytnie żonglował ideologicznymi argumentami, że liczba jego zwolenników się podwajała. Ale tamten Miller nie musiał sobie zawracać głowy sprawami państwa i społeczeństwa, interesowało go tylko stworzenie armii wyznawców. Leszek Miller ma do rozwiązania konkretne problemy i dobrze, że wie, iż nie rozwiąże ich za pomocą ideologicznych zaklęć.
Leszek Miller ma pełne szanse przejść do historii III RP w jednym szeregu z Leszkiem Balcerowiczem, Lechem Wałęsą i Aleksandrem Kwaśniewskim (wyróżnionymi tytułem Człowiek Roku), którzy państwo chcieli oddzielić od ideologii, a w rządzeniu kierowali się zasadami zdrowego rozsądku i logiki. Człowiek Roku 2001 tygodnika "Wprost" przypomina Rudolpha Giulianiego, uhonorowanego niedawno podobnym tytułem przez magazyn "Time".
I Miller, i Giuliani są ludźmi do wykonywania konkretnych zadań - rzemieślnikami władzy. W najlepszym rozumieniu rzemiosła: jako sprawności, pracowitości, kompetencji, przewidywalności i rzetelności. "Bardzo lubiłem swój zawód, bardzo dużo umiałem, dlatego mimo młodego wieku byłem w fabryce cenionym fachowcem" - wspomina Leszek Miller (vide: "Codziennie staję do wyborów"). Wtedy był fachowcem elektrykiem, teraz jest fachowcem politykiem. Bo w istocie premier jest szefem dużej spółki, w której akcjonariuszami są wszyscy obywatele. Polityka nie musi być więc domeną ideologii. Jak zauważył Winston Churchill, na poziomie państwa polityka jest technologią sprawowania władzy, której trzeba się uczyć tak, jak pilot uczy się sztuki latania, a chirurg - sztuki operowania.
Na wiadomość o przyznaniu Leszkowi Millerowi tytułu Człowiek Roku 2001 Günter Verheugen, komisarz Unii Europejskiej ds. rozszerzenia, stwierdził: "Wyróżnieniem uhonorowano osobistość, która wykazała się prawdziwymi zaletami potrzebnymi przywódcy". To przywództwo najbardziej będzie potrzebne w naszych staraniach o członkostwo w Unii Europejskiej. "Szczerze życzymy mu sukcesu. Podkreślamy naszą pełną solidarność i poparcie dla tego epokowego celu" - napisał Renato Ruggiero, minister spraw zagranicznych Republiki Włoskiej. "W pełni ufam, że z Leszkiem u steru pewnego dnia Polska zostanie silnym i cenionym członkiem unii" - zaznaczył Tony Blair, premier Wielkiej Brytanii. Oby "pewnego dnia" zdarzyło się przed rokiem 2005.
Więcej możesz przeczytać w 2/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.