Urzędnicy powinni odpowiadać całym swoim majątkiem za błędne decyzje
Ryszard Bodys, współwłaściciel niewielkiej firmy Krys z Lublina, i Romuald Kozłowski, emerytowany policjant z Mieściska pod Poznaniem, przejdą do historii polskiego wymiaru sprawiedliwości. W ich sprawach Trybunał Konstytucyjny orzekł, że nie trzeba udowodnić winy konkretnemu urzędnikowi, by mieć prawo do ubiegania się o odszkodowanie za błędne decyzje.
Obywatele mają więc teraz bat na złych urzędników. Ale wszystkim, którzy będą chcieli załatwić coś wymagającego interpretacji przepisów, grozi to, że urzędnicy - obawiając się ryzyka - będą w nieskończoność odwlekać podejmowanie decyzji. Poza tym ich odpowiedzialność za błędne decyzje nie będzie dotkliwa: przecież odpowiadają tylko do wysokości trzech miesięcznych pensji. Pierwszy krok od państwa dla urzędników do państwa dla obywateli został jednak zrobiony - zasądzając wysokie odszkodowania, sądy zmuszą ustawodawców do takich zmian w prawie, by to urzędnik płacił za swoje błędy, a nie budżet, czyli podatnik.
- Procesy kosztowały więcej niż kwota, jaką zabrał mi urząd i o którą się procesowałem, ale chodziło o zasadę. Teraz, kiedy tysiące pozwów o odszkodowania wpłyną do sądów, urzędnicy zaczną rozważniej podejmować decyzje - ma nadzieję Ryszard Bodys.
Wina bez sprawcy
Sześć lat temu urząd skarbowy w Lublinie pobrał z konta firmy należącej do Bodysa 2454,50 zł - jako koszty zajęcia tego konta. - Właściciele firmy uznali, że urząd nie musiał zajmować konta, bo należności zostały przez nich wcześniej zapłacone, a ponadto konto zajęto z naruszeniem prawa - tłumaczy Andrzej Góźdź, pełnomocnik Ryszarda Bodysa.
Bodys odwołał się do izby skarbowej, ta podtrzymała jednak decyzję. W takiej sytuacji 90 proc. poszkodowanych macha ręką, decyzje się uprawomocniają i skarb państwa zabiera pieniądze. Bodys postanowił walczyć. Naczelny Sąd Administracyjny przyznał mu rację i nakazał urzędowi zwrot pieniędzy. Zwrócono tylko koszty manipulacyjne. Sprawa znowu trafiła do NSA. - Wygrałem dwukrotnie, a mimo to urząd skarbowy nie chciał mi zwrócić pieniędzy - zwłoka trwała 1500 dni. Zwrócił niemal rok po uprawomocnieniu się wyroku, ale bez odsetek - wspomina Ryszard Bodys. Wystąpił więc do sądu o odsetki. Sądy dwóch instancji nie uznały roszczeń, powołując się na art. 418 kodeksu cywilnego, mówiący, że wypłata zadośćuczynienia byłaby możliwa, gdyby w tej sytuacji konkretny urzędnik został uznany za winnego. Bodys złożył skargę konstytucyjną. I wygrał.
Urzędnicy kontra obywatele
- Urzędnicy i obywatele to dwa różne światy - twierdzi Romuald Kozłowski, zwolniony dyscyplinarnie z milicji w 1974 r. za to, że wziął ślub kościelny. O uznanie tej decyzji za sprzeczną z prawem zaczął walczyć dopiero w 1990 r., w III RP, bowiem wcześniej było to niemożliwe. W 1991 r. chciał wrócić do policji - na stanowisko, z którego został wcześniej zwolniony (na podstawie ustawy o szczególnych uprawnieniach przysługujących osobom zwolnionym z pracy za przekonania). Wojewódzki Urząd Spraw Wewnętrznych odmówił. Kozłowski zwracał się do ministra spraw wewnętrznych, komendanta głównego policji, Kancelarii Prezydenta, rzecznika praw obywatelskich. Wszyscy twierdzili, że nie ma racji. Napisał więc do I prezesa Sądu Najwyższego prof. Adama Strzembosza, prosząc o wykładnię ustawy. - Siedmiu sędziów Sądu Najwyższego uznało, że mam rację. Tymczasem dyrektor gabinetu ministra spraw wewnętrznych odpowiedział, że wykładnia dokonana przez Sąd Najwyższy do niczego ministra nie obliguje - wspomina Kozłowski.
Wreszcie Kozłowski został przyjęty do policji, ale na zasadach ogólnych, nie zaś na podstawie wspomnianej ustawy. Objął też niższe stanowisko. Dopiero dwa lata później otrzymał uprawnienia wynikające z ustawy. W 1993 r. wystąpił do sądu o odszkodowanie. - Chodziło mi o różnice dochodów, jakie uzyskiwałem przez 17 lat po wyrzuceniu z milicji, pozbawienie dochodów za rok, kiedy powinienem zostać ponownie przyjęty do pracy oraz za straty moralne, czyli łącznie o 70 tys. zł plus odsetki - wylicza Kozłowski. Sądy, z Sądem Najwyższym włącznie, odmawiały mu odszkodowania. Romuald Kozłowski wniósł skargę konstytucyjną, powołując się na artykuł 77 ustawy zasadniczej.
Otwarta furtka
Trybunał Konstytucyjny uznał, że wymagający wskazania i ukarania winnego urzędnika przepis art. 418 kodeksu cywilnego jest niezgodny z konstytucją. Oznacza to, że sąd będzie mógł orzec zadośćuczynienie na rzecz obywatela wówczas, gdy stwierdzone zostanie bezprawne działanie urzędu. A szkoda, z którą można się zwrócić do sądu, może mieć zarówno charakter materialny, jak i niematerialny.
- Nasze orzeczenie całkowicie zmienia koncepcję odpowiedzialności państwa. Przepis art. 418 był tak sformułowany, że praktycznie zamykał drogę do dochodzenia odpowiedzialności państwa za działalność jego organów - informuje prof. Marek Safjan, prezes Trybunału Konstytucyjnego. - Jeżeli uznajemy, że konstytucja jasno wyraża prawo każdego do wynagrodzenia szkody wyrządzonej przez niezgodne z prawem działania organów władzy publicznej, to konsekwencją tego jest prawo poszkodowanych w wyniku ich działań obywateli do wystąpienia z roszczeniami do skarbu państwa - dodaje Adam Jankiewicz, dyrektor gabinetu prezesa Trybunału Konstytucyjnego. Teraz wystarczy stwierdzenie bezprawności w postępowaniu organu władzy. Dobrym przykładem może być przewlekłe postępowanie sądowe.
- Trybunał nie tylko stwierdził niezgodność z konstytucją artykułu 418 kodeksu cywilnego, lecz przede wszystkim dokonał wykładni artykułu 417 kc, rozszerzając listę spraw, których roszczenia obywateli mogą dotyczyć. Teraz mają oni prawo domagać się odszkodowania także za zaniechanie konkretnego działania, do którego organ władzy jest ustawowo zobowiązany, jeśli to działanie lub zaniechanie spowodowało szkodę - tłumaczy mecenas Andrzej Góźdź.
Pełna odpowiedzialność
Orzeczenie trybunału daje szansę na uzyskanie odszkodowania Markowi Cegłowskiemu z Poznania. Sześć lat temu urząd gminy wydał mu pozwolenie na budowę domu. Gdy dom stanął, urząd odmówił wydania pozwolenia na jego zasiedlenie. Urzędnicy dopatrzyli się bowiem, że pozwolenie wydano z naruszeniem miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, o czym Cegłowski nie musiał wiedzieć, a urzędnik powinien. Trzy lata trwają bezskuteczne starania Marka Cegłowskiego o zadośćuczynienie za szkody i kłopoty, które sprowadziło na niego niewłaściwe działanie urzędu. Jeżeli nie otrzyma zezwolenia na zasiedlenie, wystąpi o zwrot kosztów budowy. - Odmowa wydania zezwolenia przez trzy lata to potworne kłopoty i niepotrzebne koszty. Jeśli człowiek nie może się zameldować we własnym domu, nie może też dokonać wielu czynności administracyjnych. Najdziwniejsze jest to, że urzędnicy mają do mnie pretensje o to, że nie dopełnili obowiązków - opowiada Cegłowski.
- Niedawno byłem majętnym przedsiębiorcą prowadzącym sieć firm handlujących używanymi samochodami. Jednego dnia zostałem bezprawnie wymeldowany i eksmitowany z mieszkania. Pozostałem bez dachu nad głową, nie mogłem wziąć kredytu, by ratować firmę, która w końcu upadła, i teraz jestem winien klientom ponad 650 tys. zł. Bez meldunku nie mog-łem nawet dostać zasiłku - opowiada Marian Stachowski, mieszkaniec Warszawy. W 2001 r. NSA uznał decyzję wojewody o wymeldowaniu za nieważną. - Będę się domagał odszkodowania za wymeldowanie, za utracone korzyści, za straty firm, utratę zdrowia i przewlekłość procesów - zapewnia Stachowski.
Błędy popełniają konkretni ludzie i właściwie to oni powinni ponosić odpowiedzialność za własną ignorancję czy nieudolność. Nie jest to takie proste, bowiem wedle kodeksu pracy, materialna odpowiedzialność pracownika nie może przekraczać jego trzymiesięcznego wynagrodzenia. - To nonsens. Gdy wina jest niewątpliwa, odpowiedzialność powinna być pełna - twierdzi prof. Marek Safjan. - Jest oczywistym błędem, że odpowiedzialność za głupotę czy niestaranność jest tak znikoma - dodaje prof. Tadeusz Zieliński, były rzecznik praw obywatelskich.
Pomyliłeś się - płać!
Sejmowa komisja pracująca nad reformą prawa pracy zamierza doprowadzić do zmiany tego przepisu. Perspektywa osobistej odpowiedzialności bez wątpienia zwiększyłaby staranność załatwiania naszych spraw w urzędach.
W ubiegłym roku w sądach złożono 1300 pozwów związanych z niewłaściwym działaniem administracji. O wiele więcej takich spraw wpływa do biura rzecznika praw obywatelskich. Jak wynika z przeprowadzonych dla "Wprost" badań Pentora, 70 proc. Polaków wystąpiłoby do sądu, gdyby urząd państwowy wydał niesprawiedliwą decyzję, w wyniku której ponieśliby straty finansowe. Po decyzji Trybunału Konstytucyjnego można się więc spodziewać lawiny pozwów o odszkodowania z tytułu błędów urzędników. Jak najszybciej prawo powinno się tak zmienić, by odszkodowań nie płacili podatnicy, lecz winni temu urzędnicy.
Więcej możesz przeczytać w 3/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.